Niejedzenie po godzinie 18:00? Bzdura! Dieta Dukana? Może skuteczna, ale i skutecznie „rozwala” nerki. Żeby były efekty potrzeba samozaparcia, konsekwencji w diecie i aktywności fizycznej. Bez tego nie ma szans na skuteczne odchudzanie…
"Wierz w siebie, wiara czyni cuda. Wielu się nie udało, ale Tobie się uda. Wielu zwątpiło w krytycznej chwili, a wytrwali ci, którzy nie zwątpili..."
...i przekonałem się o tym na własnej skórze. Osiem miesięcy wyrzeczeń, dwa treningi dziennie. Litry potu wylane na każdych zajęciach, wymioty po wysiłku fizycznym, ale wiem, że było warto. Wiem sam po sobie, że jeśli czegoś bardzo chcesz i dążysz w tym kierunku to osiągniesz to prędzej czy później. W tym blogu będę chciał pokazać wszystkim moją „drogę” usłaną wyrzeczeniami, bólami, ale też będzie to droga, która już nie tylko mnie prowadzi, ale i kilkadziesiąt osób z mojego otoczenia…”
Żeby historia miała sens muszę cofnąć się kilka lat wstecz, do czasów, gdy moje ciało było trochę młodsze, a każdą wolną chwilę poświęcałem grze w piłkę nożną. Nie powiem dokładnie kiedy, lecz było to w roku 2002. Halowy turniej piłki nożnej w Warszawie, mecz o finał pomiędzy reprezentacją gazety „Mazowiecki Sport Express”, w której ówcześnie pracowałem i drużyną biznesmenów. Pierwsza połowa, wygrywamy pięcioma bramkami, otrzymuję w niegroźnej sytuacji podanie od kolegi i… stało się. Noga znieruchomiała, nie mogłem nią ruszyć tak, jakby ważyła z tonę. Wszyscy usłyszeliśmy trzask i w tym samym momencie znalazłem się w pozycji leżącej na ziemi. Pierwsza, szybka diagnoza lekarza zawodów mówiła wprost, że coś poważnego się stało, bo mięsień dwugłowy osunął mi się aż do zgięcia kolana. Później była kilkugodzinna wizyta w szpitalu, badania, prześwietlenia i już wszystko było jasne: najgorszy z możliwych scenariuszów, czyli zerwałem więzadła w kolanie. Kontuzja dość poważna i wymagająca zabiegu operacyjnego. Zabiegu, którego się nie podjąłem, bo przecież „twardziel” ze mnie, zrośnie się, a seria zastrzyków w brzuch, którą przepisał mi lekarz spowoduje szybszą rekonwalescencję. I tak oto ten „młody gniewny”, czyli ja spędził w gipsie prawie rok czasu, borykając się co chwilę z różnymi komplikacjami typu nagminne skręcenia kolana.
Ból kolana, serie zastrzyków, setki proszków przeciwbólowych to nie była najgorsza z konsekwencji uważania siebie za „twardziela”. Największym problemem była waga, a właściwie kilogramy, których z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc przybywało. Sterydy, które otrzymywałem plus jedzenie i brak ruchu spowodowały u mnie, że nadwaga była coraz większa. I nawet, gdy już stanąłem na nogi – właściwie na nogę – nic się nie zmieniło w moim życiu codziennym. Sterydy były odstawione, ale jedzenie z fast foodów i brak aktywności fizycznej stał się moim stylem życia, który doprowadził mnie do takiego stanu, że w sierpniu 2012 roku mierząc sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu ważyłem bagatela… sto sześćdziesiąt pięć kilogramów.
Sierpień 2012 roku, czyli bliska przeszłość, a zarazem i teraźniejszość. Właśnie wtedy nastąpił cykl wydarzeń, które zmieniły moje życie o sto osiemdziesiąt stopni…
Piękne wakacje w hotelu Manor w Olsztynie. Trwa ósmy obóz organizowany przez Federację KSW dla której do dziś pracuję. Z racji pełnienia funkcji koordynatora do spraw mediów, a także osoby zajmującej się przepływem najświeższych informacji postanowiłem, że odwiedzę uczestników obozu, przyjrzę się jak ćwiczą i napiszę fajny materiał podsumowujący to wydarzenie. Rozmawiam z uczestnikami, właścicielami Federacji KSW, którzy również trenują oraz z trenerami. Tutaj swój początek zaczyna mieć moja przemiana. Siadam z Piotrem Jeleniewskim do stołu, rozmawiamy w cztery oczy. Mówi o poziomie sportowym, o funkcji bycia trenerem i… zaczyna mówić o mnie, wytykając mi wszystkie błędy żywieniowe, brak ruchu i złe prowadzenie się. Poczym na sam koniec dodaje słowa, które bezwątpienia na zawsze zapadną mi w pamięci: - Jak zdecydujesz się zrobić coś ze sobą to odezwij się do mnie, pomogę ci. Wspólnie zadbamy o twoje zdrowie.
Minęły dwa tygodnie. Obóz dobiegł końca, ja wróciłem do Warszawy, Piotrek również. Cały czas myślałem o tym, co mi powiedział na wyjeździe. Nie miałem odwagi zadzwonić, mimo, że byłem zdecydowany na zmiany, a ambicja, którą mi podrażnił nie pozwalała mi zlekceważyć jego propozycji. Napisałem sms-a, w którym wyznałem, że zdecydowałem się i możemy zaczynać! Jeszcze tylko zwrotna wiadomość z informacją, jakie muszę zrobić badania i możemy wystartować z programem, projektem, który postanowiłem – z racji zaangażowania w rozwój polskiego MMA – nazwać sam dla siebie: transforMMAcja.
Jak przebiega i przebiegał proces mojej przemiany? Czy były momenty zwątpienia? O tym będę pisać w kolejnych blogach. Podobno jest nieźle, a niektórzy uważają mnie za „ewenement” z racji tego, że w osiem miesięcy udało mi się zgubić zbędny balast w postaci siedemdziesięciu dwóch kilogramów, albo, jak kto woli pozbyć się ze swojego ciała dwustu osiemdziesięciu ośmiu kostek margaryny.