Prowadzę bloga. Kieruje mną potrzeba, kaprys, widzimisię, czasami coś innego. Pisząc dzielę się własnymi spostrzeżeniami. Zawodowym i osobistym miksem. W każdym z nas jest coś, co stanowi o różnej optyce w tym samym temacie. Dlatego cenię blogi. Cudze pozwalają mi spojrzeć z innego miejsca, własny przyjrzeć się sobie.
Blog o styku prawa, biznesu i dnia codziennego. Otaczająca rzeczywistość opisywana bardziej w sprawny niż prawny sposób.
Prowadzenie bloga rozumiem tak: tworzę treść. Swoją. Subiektywną. Będącą refleksją mającą związek z czasem, miejscem, odczuciami, własną perspektywą. Mój Czytelnik to podziela lub nie. Komentuje lub nie. Zapomina lub nie. Komentatorów proszę o blogoautonomię. Wiecej dystansu. Do siebie i innych. A nade wszystko kulturę osobistą. Tylko ona pozostanie, gdy zapomnimy wszystkiego czego się nauczyliśmy wcześniej. Lub, gdy z głoszonej treści nie zostanie nawet tytuł.
Dzisiejsze zaangażowane czytelnictwo przenosi się na blogowiska. To znak czasów. Odpowiedź na potrzebę. Poniekąd ocena obecnego stanu dziennikarstwa. To nieodwołalny proces. Czy blogerzy wypierają dziennikarzy? Mam głęboką nadzieje, że nie. Dziennikarstwo ma inną misję. Wierzę w ewolucję. Przeżyją najsilniejsi? Nie. Przeżyją najlepiej dostosowani. Czujni na zmiany. Interaktywni. Wielowymiarowi. W pierwszej kolejności znikną, ci, którzy zgadzają się tylko ze sobą. Samouwielbienie prowadzi do emocjonalnych polucji. Jak się przed nimi ustrzec? Trzeba dać się dotykać refleksjami innych.
Lubię gdy blogi są jakieś. Gdy treści w nich zawarte mają wizję. Gdy autorzy nie obawiają się prezentować siebie. Gdy są bezkompromisowi. Wiedzą co i dlaczego komunikują. Gdy celem jest refleksja, nie lajkomania. Gdy matematyka nie bierze w nich góry nad naTematyką.