Za nami Noc Muzeów. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zbiera się do odtrąbienia kolejnego sukcesu. W tym samym czasie toczy równoległe rozmowy, które - o ile zostaną sfinalizowane - staną się przerażającą rzeczywistością i największą klęską jakiegokolwiek polskiego rządu w obszarze kultury narodowej.
Blog o styku prawa, biznesu i dnia codziennego. Otaczająca rzeczywistość opisywana bardziej w sprawny niż prawny sposób.
Przed weekendem Minister Bogdan Zdrojewski w Kontrywiadzie RMFfm chwalił się, że w ciągu pięciu lat jego ministrowania Premier Donald Tusk nigdy nie interweniował w działania resortu. Minister zbudowany tym i wieloma innymi sukcesami zapowiedział uruchomienie od jesieni Narodowego Programu Kultury, który ma wynieść nasze Państwo na intelektualno-emocjonalne wyżyny Europy. W tym samym czasie za plecami opinii publicznej ten sam Minister plus przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa prowadzą zaawansowane rozmowy na temat sprzedaży spółki Polskie Nagrania. Jeżeli dojdzie do tej transakcji to to, co dzisiaj nucimy oraz to, co wcześniej nucili nasi dziadkowie i ojcowie stanie się czyjąś prywatną własnością, a Polska zostanie bodaj jedynym na świecie krajem bez ogólniedostępnego dziedzictwa w obszarze fonografii.
W 2010 roku Polskie Nagrania wbrew szerokim protestom środowisk twórczych znalazły się na liście prywatyzacyjnej Ministerstwa Skarbu Państwa. Jako entuzjasta praw autorskich i twórca systemów do wspomagania zarządzania nimi w nowych mediach spotkałem się, wtedy z przedstawicielami MSP i MKiDN i przedstawiłem szereg opinii - tak prawnych, jak finansowych - dowodzących, że proces zainicjowany przez Ministra Grada jest po prostu nie do zrealizowania.
Największym i jedynym aktywem Polskich Nagrań - po wyprowadzeniu ze spółki budynków, w których posiadaniu była przez lata - jest największe narodowe archiwum nośników dźwięku. Liczące ponad 33 tysiące unikalnych fonogramów, na których są nagrane między innymi pierwsze zapisy zawierające wydania najbardziej znanych polskich artystów - wierszy czytanych głosem Broniewskiego, bajek w narracji młodego Fronczewskiego, etiud Chopina, Pendereckiego, klasyków Alibabek, Niemena, Grechuty leżały praktycznie niezabezpieczone w jednej z piwnic na warszawskim Ursynowie. Zaproponowałem ministerstwom scenariusz odejścia od niemożliwego do zrealizowania planu prywatyzacji na rzecz realnej restrukturyzacji i postawienia państwowej spółki w krótkim czasie na nogi. Niestety, największą bolączką Polskich Nagrań od zawsze było zarządzanie. A raczej jego brak. Żyjemy w cyfrowych czasach, co raczył przegapić zaproszony na spotkanie ze mną i ekspertami przez ministrów Mieczysław Kominek, Prezes Spółki Polskie Nagrania. W dyskusji próbował przekonywać, że zwiększy swoje przychody poprzez między innymi sprzedaż płyt na stacjach paliw z koszy obok gazet i świeżego pieczywa. Moich uwag na temat uwspółcześnienia metody sprzedaży, choćby poprzez platformę ze zdigitalizowanym kontentem i obrót mobilny nie rozumiał. Nawet nie sprawiał wrażenia zagubionego, po prostu nie rozumiał.
Dlaczego prywatyzacja Polskich Nagrań jest niemożliwa? To proste. Te fonogramy i prawa do nich do element dziedzictwa narodowego. To dźwiękowe pomniki kultury. Chcieć je sprywatyzować to tak samo, jak chcieć sprzedać najważniejsze polskie pomniki - te murowane i z kamienia. Właściciel mógłby w dowolnym momencie podjechać np. z dźwigiem pod Kolumnę Zygmunta czy gdańskiego Neptuna i zabrać je sobie do sadu za domem. Lub kazać nam płacić za ich oglądanie na spacerze. Bo mógłby mieć taki kaprys. Jako nabywca praw miałby do tego swoje prawo. Muzyka tworzona przez dziesięciolecia za państwowe środki stanowi wspólne dobro narodowe. Można - ba! należy na niej zarabiać -, ale w cywilizowany sposób.
Podczas rozmów przedstawiciele obu ministerstw przyznali, że ich największy problem leży w poprowadzeniu linii podziału w kompetencjach oby resortów i przekazaniu praw do aktywów spółki jednemu z nich tak aby wszelkie procesy zarządcze nie były sztucznie blokowane. Stuprocentowym właścicielem Polskich Nagrań było Ministerstwo Skarbu Państwa. Jedynym zaś aktywem - niejako wsadem do spółki - były dobra niematerialne i prawa do nich, będące pod opieką Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W tym zakresie trzy lata temu nie było porozumienia.
Prowadząc rozmowy z obu resortami w ramach koniecznych do podjęcia działań wskazałem kilka rozwiązań, w tym system dostępu do kontentu dla szkół oraz zaproponowałem różne opcje finansowania restrukturyzacji - w tym w oparciu o Partnerstwo Publiczno-Prywatne. Zaproponowałem utworzenie Muzeum Muzyki i przeniesienie do niego całego majątku Polskich Nagrań. Wszystkiego, co powstało w Polsce od wojny do końca XX wieku. Muzyki, bajek, słuchowisk. Tego czego słuchały pokolenia. Zaproponowałem zarządzanie tą instytucją jak komercyjnym podmiotem - wprowadzenie na giełdę, emisję obligacji. Roztaczałem przed urzędnikami wizję, w której ludzie wchodzą do sal i słuchają pierwszego zapisu głosu Niemena. Obok naszym dzieciom czytałby „Pana Kleksa” młody Fronczewski. Po drugiej stronie korytarza moglibyśmy się zadumać chwilę nad życiem Violetty Villas, kołysani jej głosem. Szkolnym wycieczkom moglibyśmy opowiedzieć o tamtych czasach – tamtymi nutami, zapachem tamtych winyli… Całość działań mogłaby się stać największym tego typu rządowym przedsięwzięciem w tej części Europy. Rozmowy przerwano ze względu na zbliżające się wybory do Sejmu i Senatu. Po wyborach tematu nie podjęto. Spółka Polskie Nagrania została usunięta z listy podmiotów do prywatyzacji.
Kilkanaście tygodni temu Polskie Nagrania decyzją sądu postawiono w stan upadłości likwidacyjnej. Spółka nie ma środków na opłacenie zasądzonego odszkodowania na rzecz spadkobierców Anny German. Potomkowie ostatnio znowu modnej śpiewaczki z tytułu zaległych tantiem winni otrzymać ponad 2 miliony złotych. To roszczenie przewróciło państwowego wieloletniego monopolistę na plecy. Całość majątku spółki wyceniana jest na blisko 20 milionów. Wbrew temu co uważa syndyk spółki Jerzy Sławek to nie są trudne do zbycia aktywa. Wręcz przeciwnie. Prawa autorskie są ropą XXI wieku, a to czym dysponują Polskie Nagrania to bardzo pożądany towar. Niestety, tak jak trzy lata temu tak samo i dzisiaj uważam, że spółka jest/była zarządzana w archaiczny sposób przez ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym czym dysponują i co dzieje się w fonografii od co najmniej czterdziestu lat. Nadal twierdzę, że Polskie Nagrania można wyciągnąć z zapaści finansowej i przekształcić w dochodową spółkę. W dodatku bez zmian właścicielskich, czyli pozostawić ją w gestii Skarbu Państwa. Oczywiście ze względu na upadłość likwidacyjną obecna sytuacja prawna jest bardziej skomplikowana niż przed kilkoma laty, tym, niemniej przy jasnej wizji i sprawnym zarządzaniu całość jest do uporządkowania.
W chwili obecnej dużo wskazuje na to , że w wyniku likwidacji, czyli faktycznej sprzedaży praw do nośników prywatny przedsiębiorca prowadzący z ministerstwami negocjacje stanie się monopolistą na rynku nagrań z okresu od międzywojnia do połowy lat 90. Bez jego zgody nie będzie można nic z tego okresu wydać, czyli zagrać i odtworzyć. To przerażająca wizja. Choć niekoniecznie z punktu widzenia owego przedsiębiorcy. Dla niego przejęcie praw do archiwum to niewątpliwie najlepszy interes życia.
W ostatnim czasie Minister Zdrojewski domagał się zwrotu od Rosjan 18 cennych obrazów będących własnością Polski. Trzy dni temu jego rosyjski odpowiednik Władimir Medinski odpowiedział stanowczym "niet".
Panie Ministrze Zdrojewski, może to świetna okazja, by skupić się na tym co można i należałoby zrobić tu i teraz, by kolejny Pana następca nie musiał prosić za moment jakiegoś prywatnego przedsiębiorcy o to, by obywatele państwa polskiego mogli sobie coś zanucić pod nosem. Za darmo.