Reklama.
Znakomita większość polskiego społeczeństwa, 4. czerwca będzie wspominała wydarzenia z przed dwudziestu trzech lat, rocznicę pierwszej tury wyborów parlamentarnych, które były wynikiem ustaleń Okrągłego Stołu. Dla wielu jest to rocznica, kiedy, mówiąc tekstem Joanny Szczepkowskiej, „...4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Jest jednak grupa, grupa polityczna, nie społeczna, która ten dzień będzie spędzać inaczej i traktować go jako dzień klęski. Właśnie 4 czerwca, ale trzy lata po wyborach, w 1992 roku, upadł rząd Jana Olszewskiego. Rząd upadł, a nie została obalony. I słusznie będzie ten dzień tak obchodzony przez „patriotyczną prawicę”, bo od tego czasu żadna prawicowa, konserwatywna partia w Polsce u władzy nie była.
Prawica czci 4 czerwca jako dzień, kiedy prawie ostatni rząd „patriotyczny” był u władzy. Piszę, że prawie, bo przecież jego następcą, moralnym spadkobiercą był rząd Jarosława Kaczyńskiego. Jego koniec był mniej spektakularny, jak koniec kadłubowego rządu Jana Olszewskiego, ale zapewne za lat dwadzieścia dalej rozdrobniona i skłócona prawica będzie się żywiła jego mitem, jako rządu patriotów, obalonego przez skumulowane działania „układu” i mediów.
Kiedy 3 maja 2009 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczał premiera Jana Olszewskiego Orderem Orła Białego, stwierdził, że był to pierwszy rząd, który walczył o budowanie Polski wolnej od komunizmu. Nie rząd Tadeusza Mazowieckiego, który odsunął komunistów od władzy i przeprowadził reformy gospodarcze, ale rząd nieudolnego polityka, sterowany przez Jarosława Kaczyńskiego, który przez pół roku nie potrafił znaleźć poparcia politycznego. Już wtedy uchodził za nieudolny, a jedynie co w pamięci po nim pozostaje, to przemówienia Olszewskiego z trybuny sejmowej, egzaltowane i puste.
Pomijając sprawę votum nieufności, jakie zostało złożone przeciwko rządowi Jana Olszewskiego w dniu 29 maja, głównym powodem – ale nie przyczyną, o czym później - była ustawa lustracyjna. Uchwałę o przegłosowaniu ustawy lustracyjnej i ujawnieniu listy agentów SB złożył poseł UPR, Janusz Korwin-Mikke. Projekt ustawy był tak naprawdę autorstwa Antoniego Macierewicza. 4 czerwca w Sejmie pojawiły się odpisy teczek, przywiezione przez Antoniego Macierewicza (tak zwana lista Macierewicza), z której wynikało, że agentami SB byli między innymi prezydent Lech Wałęsa, Leszek Moczulski, szef KPN i zmarły kilka tygodni temu Wiesław Chrzanowski, lider ZChN. To głosy KPN zdecydowały o odwołaniu w nocy 4 czerwca rządu Jana Olszewskiego, na wniosek Lecha Wałęsy.
W legendzie 4 czerwca 1992 roku widzimy tylko jedną stronę medalu – tę, która mówi o obaleniu „patriotycznego rządu” Olszewskiego, nie mówi się, i co ciekawe – nie prowadzi się badań w innej sprawie – domniemanego, planowanego zamachu stanu.
Jest powszechnie znane, że pomiędzy Lechem Wałęsą, a Janem Olszewskim stosunki nie były najlepsze. Było to już w okresie, kiedy były szef Kancelarii Prezydenta, Jarosław Kaczyński został z niej usunięty. Jego partia, Porozumienie Centrum, stanowiła zaplecze dla rządu Olszewskiego.
W rządzie Jana Olszewskiego stanowisko ministra spraw wewnętrznych pełnił Antoni Macierewicz, a szefem Urzędu Ochrony Państwa był Piotr Naimski. W owym czasie istniały jeszcze jednostki wojskowe, podporządkowane MSW, Nadwiślańskie Jednostki Wojskowe. Na ich czele stał generał Edward Wejnert, który został odwołany ze stanowiska w dniu 29 maja, a faktyczny nadzór nad jednostkami przejął Antoni Macierewicz, działając poprzez następcę Wejnerta, płk Józefa Pęcko.
Już w kilka dni po 4. czerwca, kiedy szefem MSW został Andrzej Milczanowski, ogłoszono, że tego dnia właśnie Antoni Macierewicz i Piotr Naimski zamierzali wprowadzić jednostki MSW do Warszawy, i między innymi, dokonać aresztowania Lecha Wałęsy w Belwederze. W tej sprawie już od 17. czerwca 1992 roku toczyło się śledztwo, które jednak zostało umorzone przez wojskową prokuraturę już w sierpniu tego roku. Jednak dostępnie zeznania generała Wejnerta, a także generała Jana Światowca, członka BBN w czasie prezydentury Lecha Wałęsy potwierdzają, że istniała w owym czasie realna możliwość realizacji scenariusza siłowego przejęcia władzy. Jest wielce prawdopodobne, że tylko decyzja Lecha Wałęsy, który spędził większość dnia i nocy 4 czerwca w Sejmie, uchroniła jego i Polskę przed zamachem stanu. Wałęsa miał znów trafić do Arłamowa…
Dopiero spojrzenie na wydarzenia przełomu maja i czerwca 1992 roku pokazują, że Polsce groziła w tych dniach głęboka destabilizacja, być może rozlew krwi.
Rząd Jana Olszewskiego, nieudolny , pozbawiony poparcia, upadł nie w wyniku spisku sił pro lustracyjnych, tylko z powodu tego, że jego szef i pomocnicy (głównie wspomniany Jarosław Kaczyński) nie potrafili zapewnić mu większości parlamentarnej. I nawet przychylni prawicy historycy oceniają gabinet Olszewskiego jako najsłabszy rząd pod względem merytorycznym, do tego pozbawiony zaplecza politycznego. Do tego jeszcze działania i plany Antoniego Macierewicza nie tylko skompromitowały ideę lustracji, jak się okazało nieodwołalnie, ale również głęboko podzieliły i skłóciły ze sobą całą polską prawicę. Czczenie przez prawicę tego dnia wpisuje się w długą historię polskich „wspominek” faktycznych porażek politycznych, wojskowych i społecznych, zwanych „moralnymi zwycięstwami”.
Podział prawicy polskiej, jej atomizacja, są w Polsce nie do przezwyciężenia. W ciągu ostatnich dwudziestu lat tworzyły się i rozpadały dziesiątki prawicowych partii. Praktycznie żadna nie zdobyła znaczącego poparcia. W Polsce nie było i długo nie będzie u władzy prawdziwych konserwatystów. Immanentną cechą polskiej prawicy jest to, że nie potrafi ona nie tylko ze sobą współpracować, ale nawet rozmawiać. Brak realnej, sensownej platformy porozumienia, powoduje, że prawica nie ma żadnego sensownego programu nie tylko działania, ale i politycznego.
Dlatego właśnie 4 czerwca jest dobrym dniem na świętowanie dla prawicy. Bo prawica wtedy, dziś i jutro, to margines polityczny, bez znaczenia, bez wpływu na Polskę.

Azrael