Konferencja prasowa prezydenta Rosji, Władimira Putina, oceniana jest przez wielu polskich polityków i dziennikarzy jako działania człowieka groźnego. Nawiązywanie do lat trzydziestych ubiegłego wieku i Hitlera jest nagminne. I śmieszne. Dlatego, że jego ogląd rzeczywistości i pragmatyzm polityczny powodują to, że cała siła polityczna Europy i Barack Obama nie mają pomysłów, co z tym uczynić.
Nigdy nie byłem zaangażowany politycznie, ale otaczająca mnie rzeczywistość polityczna i społeczna zmusiła mnie do jej komentowania. Jestem też racjonalistą i antyklerykałem, choć nie wrogiem wiary
Wystąpienie medialne Putina i jego poglądy adresowane było do Rosjan, do polityków zewnętrznych, jak również oczywiście do Ukraińców. Doskonale ich adresowanie rozumie Arsenij Jaceniuk, obecny premier Ukrainy, szkoda, że tak słabo słuchany u siebie w kraju.
Putin prowadzi grę polityczną. Jego „ciężkie” poglądy o nazistach na Ukrainie, o Polsce i Litwie, o łamaniu na Ukrainie praw ludności rosyjskojęzycznej, są przecież pod-medialną zabawą. Kluczem jego wystąpienia wtorkowego było to, że politycy Polski, Niemiec i Francji nie przypilnowali realizacji porozumienia z 21 lutego i uznały przewrót polityczny i usunięcie Janukowycza. Interesy – sztuczne de facto – zostały według niego naruszone, dlatego nastąpił nieformalny aneks Krymu.
Nie to jednak, z punktu widzenia gry politycznej jest wcale najważniejsze. Dziś Putin gra osobą Janukowycza przeciwko Ołeksandrowi Turczynowowi. To również jednak nie jest jego gra najważniejsza. Najważniejsza jest gra powrotu do stanu sprzed października ubiegłego roku, kiedy Ukraina nie dążyła do Unii Europejskiej. To jest główny klucz gry. Jeżeli on się nie uda – Putin zrobi wszystko, aby Ukraina została podzielona. I nie chodzi tu tylko o Krym…
Na dziś Putin chce doprowadzić do poszerzenia autonomii i zwiększenia praw regionów wschodniej Ukrainy. Czyli zachowania wpływów ekonomicznych i politycznych. W całej Ukrainie.
Gra jest twarda, ale logiczna. To jest nie działanie wojenne, lecz twarde działanie dyplomatyczne. Nie wiemy jeszcze, czy to się uda.
Ale jak pokazuje zachowanie Viktora Orbána, premiera Węgier, jedności Europejczyków nie należy oczekiwać…