Projekt ustawy dotyczący Prawa o ustroju sądów powszechnych był opiniowany przez kilkanaście różnych instytucji i opinie te nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości.
To zły projekt, który nie służy usprawnieniu funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, a który na celu ma podporządkowanie funkcjonowania sądów Ministrowi Sprawiedliwości.
Dlaczego?
Po pierwsze, pozbawienie dyrektora statusu organu sądu i przekazanie wszystkich kompetencji dyrektorowi podległemu Ministrowi Sprawiedliwości prowadzi w rzeczywistości do utraty przez sądy niezależności finansowej.
Narusza to zasadę niezależności sądów od innych władz, a więc art. 178 Konstytucji.
Po drugie, proponowana zmiana przewidująca, że dyrektor traci status organu wiąże się z pozbawieniem samodzielności i odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
Po trzecie, powoływanie dyrektorów bez konkursu narusza art. 60 Konstytucji, gdyż nie daje zgłaszającym się kandydatom możliwości uczestniczenia w transparentnym konkursie, a zależy tylko od uznaniowej decyzji Ministra, od której na dodatek nie ma żadnego odwołania.
Po czwarte, odwołanie dyrektora bez żadnego uzasadnienia nie powinno mieć w ogóle miejsca. Odwołanie powinno wskazywać podstawy merytoryczne, tzn. być uzasadnione w sensie formalnym i materialnym.
Już w 2013 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że zgromadzenie ogólne sędziów apelacji i prezes sądu winni mieć znaczący wpływ na odwołanie dyrektora sądu.
Po piąte, kolejna zmiana przewidująca, że żadna z czynności prezesa nieujęta w planie finansowym wymaga uprzedniej akceptacji dyrektora, zmierza do ograniczenia jego kompetencji i autorytetu wynikającego ze stosunku pracy, np. w zakresie motywowania pracowników do lepszej pracy.
Po szóste, proponowana zmiana stwarza zagrożenie dla wywiązywania się przez sędziów z ustawowego obowiązku podnoszenia kwalifikacji zawodowych np. przez brak możliwości organizowania szkoleń bez zgody dyrektora, a tak naprawdę bez zgody Ministra.
Po siódme, utrata przez dyrektora statusu organu sądu prowadzić będzie do utraty przez niego umocowania do reprezentowania sądu przed sądem pracy w przypadku sporu z pracownikami sądowymi.
Prowadzi to do zagrożenia w podziale kompetencji i odpowiedzialności, np. w sprawie, w której prezes sądu będzie reprezentował sąd w sporze z pracownikami w sprawach, które należą do kompetencji dyrektora.
Niepokój budzi stwierdzenie, że prezesi będą mogli w większym stopniu przenieść nacisk swoich obowiązków na zadania związane z nadzorem nad działalnością sądów w zakresie orzekania. Dlaczego?
Dlatego, że zgodnie z Konstytucją prezesi nie mają kontroli nad sferą orzeczniczą i nie powinni jej mieć w demokratycznym państwie prawa.
Nie jest prawdą, że proponowane zmiany wpłyną na sprawność funkcjonowania sądów.
Z uwagi na wysoki stopień ogólności planu finansowego w wielu przypadkach, niezbędna będzie akceptacja dyrektora, a tak naprawdę Ministra Sprawiedliwości, co niewątpliwie wydłuży proces decyzyjny.
Wyłączne podporządkowanie dyrektora sądu Ministrowi Sprawiedliwości może stanowić instrument nacisku finansowego ze strony Ministra Sprawiedliwości i instrument bezpośredniego oddziaływania na sąd.
W tym kontekście zapisy projektu stawiają pod znakiem zapytania faktyczną możliwość kierowania sądem przez prezesa sądu.
To Minister Sprawiedliwości, a nie prezes sądu kierujący sądem, będzie miał faktyczny wpływ na wszelkie bieżące odpowiadające aktualnym potrzebom inicjatywy prezesa sądu. Ile trzeba będzie czekać na decyzję Ministra, gdy trzeba będzie podjąć decyzję natychmiast?
Te regulacje nie znajdują wystarczającego uzasadnienia i mogą w przyszłości skutkować niedającymi się pogodzić rozbieżnościami w zarządzaniu sądem, kadrami i finansami.
Dlatego Nowoczesna wnioskuje o odrzucenie tego projektu w pierwszym czytaniu.