Są miejsca na krańcach ziemskiego globu, które fascynują i nieodparcie przyciągają swoją aurą tajemniczości. Mateusz i Marek, twórcy filmu dokumentalnego "Uciec na Pitcairn" odnaleźli swoją przystań na najbardziej samotnej wyspie Pacyfiku, ja natomiast (jako wieloletni pasjonat geografii i wulkanologii) poszukiwałem w marzeniach Wyspy Bouveta, wulkanicznego, skrajnie surowego i nieprzystępnego skrawka lądu smaganego przez wyjątkowo silne wiatry znad południowego Atlantyku. Mówi się, że więcej ludzi było na Księżycu, niż dotarło na wierzchołek Bouvetøya. Dokonał tego po raz pierwszy kanadyjski filmowiec Jason Rodi, o co nie omieszkałem go przepytać.
Blog o kulturze, nauce i pasji odkrywania. O oczarowaniu tajemnicą
Wpierw nieco o Wyspie Bouveta, która uchodzi za najbardziej nieprzystępne i samotne miejsce na Ziemi. Wybrzeże Antarktydy (Ziemia Królowej Maud) znajduje się 1750 km na południe od Bouvetøya, a Tristan da Cunha w odległości 2250 km. Wymiary Wyspy Bouveta: 10 x 6 km, wymiary kaldery na wyspie: 2 x 3 km. Najwyższym punktem wyspy jest Olavstoppen o wysokości 780 metrów. 93% powierzchni wyspy jest skute lodem. Silne wiatry sprzyjają erozji przyczyniając się do asymetrycznego kształtu wyspy. Zachowane są jedynie wschodnie i południowe zbocza wulkanicznego stożka. Na północnym i północno-zachodnim wybrzeżu Bouvetøya znajdują się aktywne fumarole. Dwa największe lodowce na wyspie zwą się Posadowsky i Christiensen. Wyspę otaczają skaliste klify o wysokości dochodzącej do 500 metrów. Nawigacja jest bardzo trudna z uwagi na opary. Wyspa jest bardzo rzadko odwiedzana przez ludzi. Temperatura na niej wynosi przeciętnie -1.5 stopnia Celsjusza. Odkrył ją 1 stycznia 1739 roku francuski żeglarz Jean Baptiste Charles Bouvet de Lozier. Z Wyspą Bouveta wiąże się kilka tajemnic:
- w 1964 roku na wyspie odkryto łódź z zapasami, natomiast nigdy nie odnaleziono jej załogi.
- 22 września 1979 roku rozbłysk światła został wykryty przez amerykańskiego satelitę pomiędzy Wyspą Bouveta a Wyspą Piotra I. Mogła to być albo eksplozja nuklearna (np. detonacja bomby neutronowej) albo uderzenie meteoru (tzw. Incydent Vela).
- 70 km na północ północny wschód od Wyspy Bouveta znajdowała się Wyspa Thompsona, ostatni raz widziana w 1893 roku przez kapitana Fullera. Po raz pierwszy odkrył ją i nazwał w 1825 roku kapitan statku wielorybniczego George Norris. Wyspa zniknęła z powierzchni morza najprawdopodobniej w wyniku potężnej erupcji wulkanicznej pod koniec XIX wieku (lata 1893-98). W 1898 roku statek badawczy "Valdivia" jej poszukujący nie natrafił na ślad znikającej wyspy. Na mapach pojawiała się jednak do 1943 roku. Czy naprawdę istniała?
Zorganizowana przez Jasona Rodi Ekspedycja dla Przyszłości, której celem było dopłynięcie do Wyspy Bouveta i wejście na jej najwyższy wierzchołek, miała być podróżą od kresu cywilizacji i do jej nowego początku. Według proroctwa Majów rok 2012 miał być końcem jednego cyklu, a początkiem drugiego. Wyprawa rozpoczęła się 8 lutego 2012 roku od Przylądka Horn, a zakończyła 33 dni później w RPA. Jej owocem stał się przygotowywany przez mojego rozmówcę, Jasona Rodi, film dokumentalny "The Last Place on Earth", którego premiera odbędzie się na Discovery Channel latem 2013 roku. Oddaję głos Jasonowi:
Dlaczego Wyspa Bouveta? Czy naprawdę widziałeś to miejsce w swoich snach? Jakie znaczenie kryje się za Ekspedycją dla Przyszłości?
Mój ojciec, Bruno, bardzo chciał tam dotrzeć. Wyspa Bouveta była na jego liście przyszłych wypraw. Nie wiedział jak tam dotrzeć, jak sfinansować taką ekspedycję. Na początku też nie wiedziałem. Wtedy postanowiłem zrobić film o wyprawie i opowiedzieć pewną historię. Pomyślałem, że to wielka szkoda, aby wybrać się tam bez prawdziwego powodu. Po to tylko, by powiedzieć, że się tam było, chociaż zdjęcia satelitarne pokazują, że nie ma tam nic do odkrycia. Lubię robić rzeczy niecodziennie, których wcześniej nikt nie zrobił. Wejście na wierzchołek wyspy (Olavstoppen) miało być czymś, czego nikt wcześniej nie dokonał. Unikalnym znakiem ludzkości jest odkrywanie, eksploracja. Biorąc pod uwagę mój poprzedni projekt wyczułem okazję, sposobność. Pomyślałem, że to znakomicie zazębia się z ideą - w ostatnim roku cyklu dotrę do ostatniego miejsca na Ziemi i pozostawię tam wiadomość dla przyszłych pokoleń, wizję przyszłości, kapsułę czasową, która przeniesie nas w przyszłość. Dotarcie do ostatniego miejsca na Ziemi było więc okazją do refleksji i zadumy nad przyszłością. Jaka będzie przyszłość, do której zmierzamy? Jak będzie wyglądał nasz nowy świat? Jaka będzie jego wizja?
Kto wchodził w skład wyprawy?
Akos Hivekovics jest biologiem morskim. W trakcie ekspedycji opowiadał nam liczne ciekawe historie o dzikiej faunie. Była z nami także Erin Halstead - nasz górski przewodnik. Potrzebowaliśmy Erin aby pomógła nam poruszać się po niezbadanym terytorium. Robert Headland jest historykiem rejonów antarktycznych. Wie wszystko o każdej z antarktycznych wysp. Przez kilka lat mieszkał na Georgii Południowej. Niewiele osób tam żyje - bodaj dwadzieścia (śmiech). Tego typu ludzi mieliśmy na pokładzie naszego statku. Nasz kapitan, Jens Koethe, był bardzo podekscytowany podróżą. Zresztą cała załoga "Hanse Explorer" była rozentuzjazmowana wyprawą, wiedziała, jak niezwykła jest ta ekspedycja. Jens, jego stosunek do fauny, do wielorybów i delfinów miał wymiar prawie spirytualny. W pewnym sensie naszym przewodnikiem była dzika antarktyczna fauna, komunikowaliśmy się z nią, stała się częścią naszej podróży.
Jakie z antarktycznych miejsc odwiedziliście w trakcie wyprawy "Hanse Explorer"?
Odwiedziliśmy wiele wysp np. Wyspę Księcia Edwarda, Wyspy Kerguelena czy też Georgię Południową. W tym ostatnim przypadku dla mnie jako filmowca i opowiadacza historii istotne było to, że znalazłem się nie w miejscu zbliżonym do teraźniejszości, ale nieomal w post-apokliptycznym świecie. Z kolei kiedy opuszczaliśmy Wyspę Bouveta byliśmy świadkami uderzenia błyskawicy, która przypominała rozbłysk słoneczny. Byliśmy oddaleni od wyspy o dwa dni, kiedy statek utracił łączność, zostaliśmy pozbawieni Internetu. Co prawda mieliśmy GPS, więc ryzyka nie było, ale nie mogliśmy już dotrzeć do miejsc, które mieliśmy w planach. Zamiast zejść na brzegi wysp okrążyliśmy owe skrawki nietkniętego przez ludzką cywilizację lądu. Zgromadzeni na pokładzie, patrzyliśmy na nie w skupieniu, w kompletnej ciszy.
Co odczuwałeś, kiedy Wyspa Bouveta pojawiła się po raz pierwszy przed twoimi oczyma?
Mit tajemniczej wyspy, takiej jak opisują w książkach czy filmach np. w "King Kongu" (Skull Island). Nie wiedzieliśmy czego oczekiwać, choć staraliśmy się być przygotowani. W dodatku pogoda na wyspie Bouveta jest zwykle bardzo zła. Wyspa jest niemal zawsze otoczona przez mgły. Mieliśmy szczęście. Kiedy dotarliśmy do Bouvetøya rozpogodziło się. W pewnym sensie wyspa pozwoliła nam siebie zobaczyć. Niczym zjawa. Nie było mglistego całunu. Ona po prostu tam się znajdowała. Od dawna. Zapada noc, potem wschodzi słońce - wyspa wciąż jest. Nie jest duża, to po prostu punkt, który pojawia się i rozrasta...
Jakie były twoje pierwsze wrażenia, kiedy po raz pierwszy stanąłeś na brzegu Wyspy Bouveta?
Co mnie uderzyło to przede wszystkim czarny wulkaniczny piasek plaży. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego piasku. Był bardzo czarny. Na brzegu zobaczyliśmy foki. Bardzo agresywne, nieprzystępne i budzące grozę. W trakcie lądowania na wyspie, które samo przez się było niebezpieczne musieliśmy uważać. Jeśli się zranisz, złamiesz nogę, wypadniesz z łódki czy zostaniesz ugryziony przez fokę, nie pojawi się ratunkowy helikopter, nie dotrzesz do szpitala przez co najmniej dwa tygodnie. Nie ma pomocy. Kiedy stanąłem na czarnym wulkanicznym piasku Wyspy Bouveta poczułem, że wkroczyliśmy na ryzykowny teren, którego nie znamy i nic nie możemy przewidzieć. Mogę być włóczęgą, nomadem, zwiedzać świat i adaptować się do różnorodnych rodzajów środowisk, ale przebywając na wyspie czułem, że jestem na krawędzi świata, najdalej jak tylko można, zdany tylko i wyłącznie na siebie. Była bardzo kiepska widoczność, kiedy wspinaliśmy się na wierzchołek wulkanu. Nie widzieliśmy praktycznie nic. Wkraczałem w nieznane. Szukałem przyszłości. Kiedy pozostawiłem na wierzchołku Olavstoppen kapsułę czasową i wróciłem na statek zdałem sobie sprawę, że coś ważnego się wydarzyło. Kiedy opuszczaliśmy wyspę pogoda znowu się zmieniła. Chmury otoczyły wyspę. Zaczęła znikać z naszych oczu. Pozwoliła nam przyjść, ale zarazem nie pozwoliła nam ujrzeć się dokładnie. Ja też nie chciałem w żaden sposób naruszać jej dziewiczości. Nie chciałem jej kalać.
Czy wspinaczka na wierzchołek Wyspy Bouveta (Olavstoppen) była trudna?
Technicznie nie była trudna. Całkiem znośna. Komplikacją była jedynie kiepska widoczność. Mieliśmy dane na temat najwyższego punktu wyspy (wznosi się na wysokość 780 metrów). Patrzyliśmy na GPS i ocenialiśmy jak wysoko jesteśmy. Wspinając się miałem poczucie, że brnę w chmurze, otaczały mnie mgliste opary. Nic nie było widać, więc nie można było ocenić gdzie i jak daleko znajduje się najwyższy punkt wyspy. Przez pewien czas kręciliśmy się w kółko z GPS-em. Szczerze mówiąc, nie jestem w stu procentach pewien, czy udało nam się dotrzeć na Olavstoppen. Miał kształt skutej lodem kopuły, którą przecinały szczeliny. Następnego dnia pobytu na Wyspie Bouveta cztery inne osoby zaczęły się wspinać na wierzchołek i odniosły sukces. Tym razem ja nie poszedłem. Pogoda im dopisała, mieli lepszą widoczność. Potwierdzili, że kapsuła czasowa, którą wkopałem w śnieg znajduje się we właściwym miejscu.
Z Wyspą Bouveta wiąże się wiele tajemnic, zagadkowy Incydent Vela z 1979 roku, znikająca Wyspa Thompsona...
Tak jak już wcześniej wspomniałem dwa dni po opuszczeniu Bouvetøya widzieliśmy rozbłysk, nie było dźwięku, nie było słychać grzmotu. Dziwne, może to były rozbłyski słoneczne, o których później słyszeliśmy. Nie wiem czym był Incydent Vela. Nikt tego nie wie. Może był to test nuklearny, lub coś podobnego. Robert Headland opowiadał nam historię Wyspy Thompsona oraz innych tajemniczych wysp w okolicy, niewidzialnych wysp, jak je nazywaliśmy. Ktoś je odkrywał, po pewnym czasie inni udawali się tam, gdzie według współrzędnych powinny się one znajdować i ich nie było. Albo okazywało się, że są, ale na innych współrzędnych. W czasach eksploracji łatwo było o błąd.
Czy chciałbyś jeszcze raz dotrzeć na Wyspę Bouveta w przyszłości?
Jeśli tam kiedykolwiek wrócę to może za jakieś 15 lat. Wyspa i tak okazała się dla nas całkiem gościnna.
Kiedy twój dokument z wyprawy "The Last Place on Earth" ("Ostatnie miejsce na Ziemi") będziemy mogli obejrzeć? Czym się zajmujesz w firmie The Nomads?
W ciągu 3-4 miesięcy powinienem film zmontować i udostępnić publiczności za pośrednictwem Discovery Channel. W The Nomads robimy filmy różnego rodzaju, przynajmniej próbujemy (śmiech). Dla mnie "The Last Place on Earth" jest częścią trylogii zwanej "Timerider". Pierwszy z moich filmów to przeszłość, drugi - teraźniejszość, trzeci - przyszłość. Pierwszym z filmów jest "The Eye of the Son" - opowiada o moim ojcu, Bruno. Razem wspięliśmy się na Koronę Ziemi, czyli na najwyższe szczyty na 7 kontynentach. Drugim z filmów trylogii jest "99 Cent Dreams" opowiadający o moich podróżach na Biegun Północny i Południowy. "The Last Place on Earth" stanowi zwieńczenie trylogii. Trylogia "Timerider" opowiada o naszych snach, wizjach. W ubiegłym roku zrobiłem też remake "Czarodzieja z Oz".
Która ze wspomnianych przez Ciebie Siedmiu Koron Ziemi była najtrudniejsza do zdobycia? Mount Everest?
Tak myślę. Wyprawa na Everest trwała dwa miesiące. Wiele dni było trudnych, zła pogoda, brak prysznica przez długi czas, niemożność zjedzenia komfortowego posiłku. Musisz podtrzymywać swoją energię przebywając w takich warunkach. Wspinaczka na McKinley nie jest trudniejsza niż wejście na Everest, ale tak samo niebezpieczna. W trakcie wspinaczki na Mount Vinson na Antarktydzie trudność stanowił surowy klimat, przeszywające zimno, choć sama wspinaczka nie była długotrwała. Na Vinson spędziliśmy półtora tygodnia - nieco dłużej, niż planowaliśmy.
A jak Ci się wspinało na Kilimandżaro, najwyższy szczyt Afryki?
Miałem wtedy 18 lat, obecnie mam 36. Ta góra jest dla mnie specjalna, gdyż była pierwszą, na którą się wspiąłem poza szczytami w Kanadzie. Pchnęła mnie też w inne miejsca, które miałem potem sposobność odwiedzić. Kocham górską wspinaczkę, choć nie wspinam się zbyt często. Mój ojciec płacił wtedy za te wszystkie moje młodzieńcze wyprawy, w tym i za tą na Kilimandżaro - w jej trakcie spędziłem wraz z nim wyjątkowe chwile. To pomogło mi później w życiu w sposób wcześniej dla mnie niedostrzegalny.