Katar oraz inne objawy przeziębienia, wykluczyły mojego syna w weekend z aktywnego spędzania czasu. Nie byliśmy na basenie, nie poszliśmy na spacer. Według nowoczesnego rodzicielstwa, zmarnowaliśmy czas. Cóż. Czasami tak bywa. Spędziłem czas z synem w jego pokoju i z jego zabawkami. I po raz kolejny sam sobie zadałem pytanie, a teraz zadaję go wam czytelnicy naTemat.pl: “Gdzie podziały się militarne zabawki?”
Dziennikarz i copywriter. Zakochany w grach komputerowych i architekturze.
Aby lepiej zrozumieć moje zaskoczenie obecnie dystrybuowanymi zabawkami, cofnę się na chwilę do mojego dzieciństwa. Spokojne lata 90-te. Nie jesteśmy już pokoleniem dzieci, które miało tylko patyk do zabawy. W tym okresie, w licznych sklepach dla dzieci można było znaleźć zabawki “z zachodu”. Żołnierzyki G.I.Joe, roboty Transformersy oraz karabiny, miecze, maczugi z odpustów i festynów. Wśród chłopców toczyło się batalie z wyimaginowanym wrogiem, a koleżanki udawały, że nas opatrują bądź walczą ramię w ramię. Co komu pasowało bardziej. Tyle rysu “fabularnego”. Osoby po 25 roku życia z pewnością to pamiętają.
Wracając do tematu zabawek. Mój sześcioletni syn (w grudniu skończy) posiada wiele zabawek po mnie. Klocki Lego, żołnierze, roboty itp. Bawi się nimi od kiedy potrafi i gdy idziemy do sklepu z zabawkami to jest jasne, że szuka podobnych rzeczy jakie ma w domu. Ale takich w sklepach po prostu nie ma. Gdy jakimś cudem znajdziemy żołnierzyki, to są to wyroby bardzo słabej jakości albo widać, że te zestawy pamiętają poprzednią dekadę.
O ile, brakiem asortymentu w sklepach nie jestem zdziwiony (brak chętnych = brak potrzeby produkcji) to negatywne podejście dzisiejszych rodziców do WSZYSTKICH militarnych zabawek mnie nieco zaskakuje. Przecież Ci dorośli ludzie, kiedyś sami się dobrze bawili “w wojnę”, a teraz pozbawiają tego swoje własne dzieci? Może to ta medialna psychoza, że każda zabawka ma edukować? A może chęć bycia pacyfistą ponad wszystko?
A czego chcą dzieci? Chyba chcą bohaterów. Chcą podziału na dobrych i złych. Policjantów i złodziei. Może potrzebują bohaterów, którzy są szlachetni i pomagają innym, ale są bardziej waleczni niż Strażak Sam czy Bob Budowniczy. A czy dzieci naprawdę wolą traktor od czołgu? Nie wiem, ale lepsze z roku na rok wyniki finansowe polskiej firmy COBI, która zajmuje się produkcją zestawów militarnych osadzonych w historii, może zastanawiać.
Nie jestem psychologiem dziecięcym. Swojego syna wychowuje posługując się głównie instynktem ojcowskim. W tych sprawach jestem raczej tradycjonalistą, ponieważ mam alergię na “wychowanie bezstresowe”. W domu panują zasady i na razie się to bardzo dobrze sprawdza. A jak to jest u Was? Nie macie lęku przez zabawkami militarnymi? A może uważacie je za zagrożenie dla delikatnej świadomości dzieci? Dajcie znać w komentarzach, bo jestem naprawdę ciekaw.
PS. Zanim posypią się gromy, że bohaterami dla dzieci mają być rodzice i że to rodzic ma organizować cały czas dziecku od razu odpowiadam. Nie. Dziecko ma prawo do swojego czasu. Ma prawo i obowiązek się również nudzić, a zabawa nie zawsze musi być edukacyjna. Rodzic praktycznie zawsze jest bohaterem dla dziecka, ale któż z nas w dzieciństwie nie miał bohaterów? Choćby Pana Kleksa....