Polscy politycy są bardziej zaściankowi, zamknięci i zacofani niż sami Polacy. Podczas gdy społeczeństwo się zmienia i liberalizuje, tak klasa polityczna okopała się w swoim konserwatyzmie. Pokazuje to przykład radnego ze Świdnicy, który publicznie deklaruje, że na homoseksualistę głosować nie będzie.
Kampania przed wyborami samorządowymi zaczęła się w dolnośląskiej Świdnicy od akcentu, który budzi niesmak i pozwala wątpić, czy Polska to kraj równości i tolerancji. Wojciech Kielka - radny miejski, pedagog i działacz Solidarnej Polski - zasugerował na portalu społecznościowym, że kandydat na prezydenta Świdnicy jest homoseksualistą. Radny pytany przez „Gazetę Wrocławską” o ten – mogłoby się wydawać - co najmniej niefortunny wpis, dolał jeszcze oliwy do ognia stanowczo stwierdzając, że na geja głosować nie będzie i, że nie wyobraża sobie, żeby homoseksualista był prezydentem miasta.
Karygodne i godne potępienia jest używanie argumentów dotyczących życia osobistego w jakiejkolwiek debacie, tym bardziej w debacie publicznej. To oczywiste. Dodatkowo, włos się na głowie jeży, bo Pan radny jest pedagogiem – wpływa na wychowanie dzieci i pewnie takie swoiste rozumienie tolerancji wpaja swoim wychowankom.
Czy Polska anno domini 2014 to już kraj tolerancyjny? Czy bycie homoseksualistą to nadal piętno? Czy orientacja seksualna może utrudnić karierę np. w polityce?
Badania pokazują, że zmieniliśmy się pod względem społeczno-kulturowym. Choć na tle pozostałych Europejczyków Polacy to nadal konserwatyści, to jednak liberalizacja światopoglądowa ma miejsce. Wszak 85% badanych przez CBOS opowiedziała się za legalizacją związków partnerskich par heteroseksualnych, zaś prawie połowa (47%) jest za związkami partnerskimi par homoseksualnych (wzrost z poziomu 25% w 2002 roku). Nadto, w większości popieramy metodę in vitro (80%), ponad połowa (51%) akceptuje życie „na kocią łapę”, a de facto 21% dzieci rodzi się w związkach nieformalnych.
Zmieniamy się. Liberalizujemy. Ale zdaje się, że za wyborcami nie podążają wybrani – politycy. Dwie największe partię to prawica. Poparcie dla formacji lewicowo-liberalnych w sferze światopoglądowej oscyluje wokół 10-15%. Ostatnie lata nie przyniosły w tej materii żadnych zmian w prawie (związki partnerskie, in vitro, aborcja z powodów społecznych). Konserwatywne status quo trwa, a nawet można odnieść wrażenie, że się umacnia, co pokazuje sprawa prof. Chazana, pomysły na tzw. „klauzule sumienia” w wolnych zawodach.
Klasa polityczna nie nadąża za społecznymi zmianami. Podczas gdy Polacy to w dużej mierze społeczeństwo coraz bardziej otwarte (choć nadal nieufne), więcej rodaków uwolniło sie od różnych fobii (np. homofonii), tak politycy stoją mentalnie w miejscu. Świadczy to o ich wyobcowaniu ze społeczeństwa i oderwaniu od zjawisk go dotykających. Polscy politycy, tak ci warszawscy, jak i ci lokalni, są znacznie bardziej zaściankowi, zamknięci i zacofani niż sami Polacy. W mikroskali owocuje to takimi zaściankowymi „kwiatkami”, jak deklaracja radnego ze Świdnicy, dla którego argumentem w konkurencji wyborczej jest to, że ktoś jest gejem.
Jestem przekonany, że świdniccy wyborcy pokażą radnemu Kielce, że to już nie czasy palenia czarownic i za deklaracje oraz poglądy rodem ze średniowiecza wystawią mu rachunek przy wyborczych urnach.