Dziś oficjalne otwarcie hal Amazona w podwrocławskich Bielanach. Gigant ma zatrudnić w Polsce ok. 10 tysięcy osób. Na tym etapie rozwoju zamiast tysięcy stanowisk w magazynach Amazona, potrzebujemy miejsc pracy opartych na wiedzy i technologii. Polska nie musi być źródłem taniej siły roboczej. Nie musi być Indiami Europy.
Amerykański potentat sprzedaży internetowej chce zatrudnić w okolicach Wrocławia i Poznania ponad sześć tysięcy pracowników, a w okresach wzmożenia zakupów (np. przed Bożym Narodzeniem) nawet dziesięć tysięcy. Rząd jest wniebowzięty, bo w Polsce instaluje się kolejny wielki pracodawca. Należy sobie jednak zadać pytanie, co to za praca i kto się na nią pokusi?
Żadna praca nie hańbi
Poza nieliczną kadrą kierowniczo-menedżerską oraz stosunkowo niewielką liczbą specjalistów (np. z zakresu IT, logistyki, HR) Amazon potrzebuje do pracy armii niewykwalifikowanych pracowników fizycznych. Amerykański sklep internetowy rekrutuje obecnie tysiącami na stanowiska ustawiacza (wyładowuje i ustawia towar przywieziony do magazynu), zbieracza (wyszukuje towar wśród regałów i zabiera do zapakowania), pakowacza (pakuje, sortuje i oddaje towar do wysyłki). Zbieracz podczas zmiany przechodzi kilkanaście kilometrów, a jeżeliby się ociągał – pracował poniżej normy, zasygnalizuje mu to nadajnik GPS. Na hali Amazona nie ma krzeseł, odpoczywa się tylko w czasie regulaminowej przerwy w pomieszczeniach socjalnych. Jaka płaca? Może być gorsza, bo Amazon płaci około 1800 zł na rękę, czyli nieco więcej niż na kasie w osiedlowym dyskoncie lub wielkopowierzchniowym hipermarkecie. A do tego prywatna opieka medyczna, tanie posiłki w miejscu pracy, możliwość uzyskania premii i darmowy transport do pracy. Żadna praca nie hańbi. Szczególnie, gdy jest się młodym, od dłuższego czasu bez pracy, na setki wysłanych CV nikt nie odpowiada, a dyplom ukończonej szkoły kurzy się i jawi jako zupełnie bezużyteczny. Trzeba wówczas założyć wygodne buty i zacząć „spacer” po wielkim hangarze. Zgadza się. Tylko, dlaczego zagraniczny kapitał dalej widzi w Polsce potencjał dla budowania tego typu przedsiębiorstw? Dlaczego Polska – „zielona wyspa”, lider wzrostu, europejski „tygrys” - jest nadal źródłem taniej siły roboczej?
Dlaczego u nas?
Przyczyną umiejscowienia przez Amazona centrów dystrybucji w zachodniej Polsce nie jest fakt, że z Wrocławia i Poznania można rekrutować tysiące zdolnych i wykształconych ludzi (to duże ośrodki akademickie). Potentat sprzedaży internetowej nie potrzebuje w swoich polskich magazynach armii informatyków, programistów, inżynierów, księgowych, prawników. Potrzebuje tysięcy ustawiaczy, zbieraczy i pakowaczy. To, że hale zostały postawione w Bielanach Wrocławskich (k. Wrocławia) i Sadach (k. Poznania) zdeterminowane jest niskimi kosztami pracy z uwzględnieniem regionalnych uwarunkowań(we Wrocławiu wynagrodzenia będą trochę niższe niż w Poznaniu), dostępem do węzłów komunikacyjnych (autostrada A4 koło Wrocławia i A2 koło Poznania) i bliskością największego w Europie rynku zbytu, czyli Niemiec. Z Bielan Wrocławskich i Sadów polscy pracownicy z wynagrodzeniem 450 Euro miesięcznie będą wysyłać do Niemiec towary zakupione w amerykańskim sklepie internetowym.
Polska Indiami Europy
W 25 lat po upadku komunizmu należy przedefiniować polskie myślenie o rynku pracy. Polska nie musi być tanią siłą roboczą Europy. Nie musi być montownią Europy, podwykonawcą, albo – gorzej - zapleczem dla wielkich koncernów do wykonywania najprostszych prac za małe pieniądze. Światowy biznes powierza wykonywanie prostych usług pracownikom z biednych krajów, np. Indie stały się światowym centrum call center (Hindusi władają z reguły dobrym angielskim). Ale usługi, które wymagają wiedzy lub użycia technologii (np. programowanie, projektowanie, audyt) są powierzane wykwalifikowanym i dobrze opłacanym pracownikom krajów wysokorozwiniętych. Polska nie musi być Indiami Europy. A na taką rolę skazuje się, ochoczo zapraszając do inwestowania w przedsiębiorstwa, w których praca opiera się na powtarzalnych czynnościach bez konieczności posiadania specjalistycznych umiejętności. Owszem, bezrobocie, szczególnie wśród młodych, to nadal jeden z najbardziej palących problemów społecznych. Tak jest w całej Europie. Rozwiązaniem kwestii bezrobocia nie jest jednak ściąganie pracodawców traktujących nasz rynek jak źródło taniej siły roboczej. W ten sposób utrwalamy biedę i zacofanie. Korporacja, która wypłaca pracownikom 1800 złotych miesięcznie nie wpłynie na ożywienie gospodarcze, bo takiego pracownika nie będzie stać na wiele, a żaden bank nie udzieli mu kredytu. Takiego pracownika nie będzie też stać na dziecko, do którego chowania nie miałby zresztą warunków, bo w Amazonie pracuje się w systemie zmianowym – cztery dni w tygodniu po 10 godzin, rotacyjnie miesiąc w nocy, miesiąc w dzień. Dzięki takim firmom jak Amazon w Polsce nie rozwinie się klasa średnia, a poszerzy prekariat – grupa społeczna z niskimi zarobkami, niepewna jutra, bez perspektywy zmiany na lepsze, wykluczona z wielu obszarów życia społecznego (kultura, rozrywka). W hangarach Amazona nie będzie prowadzona działalność twórcza (projektowa) i/lub analityczna - nie przyczyni się zatem do rozwoju technologii. Na obecności Amazona nie zyskają nawet polscy konsumenci, ponieważ nowopowstałe centrum dystrybucji ma obsługiwać głównie rynek niemiecki.
Nie idźmy tą drogą
Wracając do postawionego w tytule pytania, odpowiadam: takie firmy – jak Amazon – nie są już nam w Polsce potrzebne. Polska nie może nadal konkurować na globalnym rynku niskimi płacami. Motywacją dla zagranicznego kapitału do inwestowania w Polsce nie mogą być tylko niskie koszty pracy. Nie po to wykształciliśmy miliony Polaków, żeby teraz bezmyślnie kursowali godzinami pomiędzy regałami na hali o powierzchni 100 tysięcy metrów kwadratowych. W grę o nazwie globalizacja należy grać zgodnie z jej regułami, ale w zgodzie z interesem społecznym. Trzeba nam pozyskiwać korporacje, w których praca jest oparta na wiedzy i technologiach. W miejsce centrów dystrybucji powinny powstawać centra usługowe i outsourcingu. W Polsce powinno się produkować, a nie tylko podwykonywać lub montować. Przy zakładach produkcyjnych powinny powstawać działy projektowe, IT, księgowość, HR, działy prawne. Trzeba nam inwestorów, którzy dostrzegą potencjał polskiego pracownika, a nie tylko niską cyfrę na jego pasku z wynagrodzeniem (tzw. payslip). Nie ma zatem powodów do radości, którą wyrażał np. wicepremier Piechociński z powodu budowy magazynów Amazona w Polsce. Bo okazuje się, że dla Amerykanów ze sklepu internetowego Jeffa Bezosa, Polska to nadal dobre miejsce, żeby przy autostradzie postawić gigantyczną halę (największą w Polsce) i zatrudnić w niej tysiące Polaków za kilkaset dolarów miesięcznie.
Problem rozwiąże się sam
Wygląda na to, że problem rozwiązuje się sam. Amazonowi w Polsce nie idzie tak łatwo, jak się tego mogli spodziewać, a raczej jak im podpowiedziały firmy konsultingowe. O ile bowiem zatrudnienie menedżerów i specjalistów przyszło łatwo, to rekrutacja na szeregowe stanowiska zbieraczy, ustawiaczy i pakowaczy idzie dość opornie. Okazuje się, że nie ma tylu chętnych do powtarzalnej, fizycznej pracy za małe pieniądze. Ze świecą ich szukać we Wrocławiu i Poznaniu. Rekruterzy szukają ich w oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów mniejszych miejscowościach województwa dolnośląskiego i wielkopolskiego, w których o pracę dużo trudniej niż w stolicach regionów. Nie życzę Amazonowi źle, ale mam nadzieje, że w świat pójdzie sygnał: w Polsce nie jest już tak łatwo znaleźć ludzi do pracy za przysłowiową „miskę ryżu”. Oby Polska traciła pozycję źródła taniej siły roboczej. Światowe korporacje potrzebują usłyszeć tę informacje, bo nie uzyskają jej od polityków, którzy tej wiedzy jeszcze nie przyswoili.