Dla Jacka Żakowskiego wyrok skazujący dla autora książki „Jak pokochałem Adolfa Hitlera” jest niezadowalający, ponieważ trzeba upubliczniać każde poglądy – nawet te bulwersujące, szkodliwe, niebezpieczne. Nieprawda, bo wolność – również wolność słowa - kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.

REKLAMA
Wrocławski sąd skazał herszta kibiców Śląska Wrocław za nawoływanie do nienawiści rasowej na sześć miesięcy ograniczenia wolności. Piewca talentów Hitlera będzie przez pół roku 30 godzin tygodniowo wykonywał pracę społeczne. Nie jest to kara bardzo dotkliwa, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby napiętnować zachowania, które uderzają w państwo, w którym z założenia nie dyskryminuje się ludzi ze względu na narodowość, rasę, wyznanie. Demokratyczne państwo nie może tolerować manifestowania nienawiści do osób lub całych grup społecznych. Samo bowiem wywoływanie wrogości wobec osób innej rasy, narodowości, wyznania, które nawet nie przeradza się w akty przemocy, jest zagrożeniem dla wartości, które podlegają bezwzględnej ochronie - równość wobec prawa oraz godność człowieka. Państwo musi przeciwdziałać językowi nienawiści i demonstracyjnemu stawianiu tezy o wyższości jednych nad drugimi. Dlatego, polskie prawo zakazuje istnienia organizacji dopuszczających nienawiść rasową i narodowościową (art. 13 Konstytucji) i karze za nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych i wyznaniowych (art. 256 Kodeksu karnego) oraz znieważanie na tym tle (art. 257 Kodeksu karnego).
Sąd we Wrocławiu musiał więc skazać kibola i niegdysiejszego właściciela współfinansowanego przez miasto autoryzowanego sklepu WKS Śląsk Wrocław, w którym zresztą prowadził sprzedaż swojej książki o wiele mówiącym tytule „Jak pokochałem Adolfa Hitlera” za wydrukowane w niej słowa o tym, że Żydzi są wrogami Polski, że w Polsce nie może być miejsca dla Arabów i Murzynów. Sąd karny prawidłowo uznał, że karać należy za słowa, które stygmatyzują, obrażają, znieważają, utrwalają niebezpieczne stereotypy, a ich celem jest wywołanie nienawiści do Żydów, Muzułmanów, Murzynów. Sędzia co prawda powoływał się na efekt wychowawczy (resocjalizacja) orzeczonej kary, ale ważniejsze jest oddziaływanie społeczne wyroku. O ile bowiem resocjalizacja zatwardziałego antysemity może się nie udać, to przekaz do opinii publicznej, że państwo i prawo nie pozwala na takie demonstracje nienawiści jest tutaj fundamentalny.
W zderzeniu wolności słowa z ochroną fundamentalnych wartości demokratycznego państwa prawa niekiedy – w skrajnych sytuacjach – wolność słowa musi ustąpić. Za skrajne natomiast należy uznać wykorzystywanie swobody wypowiedzi do nawoływania do nienawiści na tle narodowym, rasowym, etnicznym, wyznaniowym. Jak bowiem pisał John Stuart Mill w klasyku „O wolności” wolność każdego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. W tym przypadku wolność słowa ma swoją granicę w miejscu, gdzie zaczyna być wykorzystywana do nawoływania do wyrzucenia np. Żydów z Polski. Słowa nie mogą być przecież narzędziem krzywdzenia, ograniczania wolności innych ludzi.
Rozumiem motywy wypowiedzi redaktora Żakowskiego na zasadzie, żeby publika wiedziała, że w Polsce nadal są grupy jawnie faszystowskie, rasistowskie, antysemickie. Panie Jacku. Wiemy! Wystarczy na stadionach posłuchać przyśpiewek takich jak: „Jazda z Żydami” i „Do gazu”. A jak ktoś nie lubi piłki nożnej można postudiować napisy na murach. Tym bardziej trzeba dawać odpór takim zachowaniom, postawom, słowom. Trzeba karać za język nienawiści, z którego mogą wyrosnąć nienawistne czyny. Przecież nie odpuszczamy części złodziei kary, po to żeby pokazać, że w Polsce zdarzają się kradzieże.