Polska pod rządami PiS przypomina PRL pod rządami PZPR. Najwyższym prawem jest wola „ludu pracującego miast i wsi”, a Prawo i Sprawiedliwość pod wodzą umiłowanego Prezesa pełni „przewodnią rolę” w realizacji „dobrej zmiany”, czemu nie mogą przeszkodzić elementy reakcyjne sterowane z Niemiec.
Przy władzy mamy żarliwych antykomunistów, lustratorów, kontestatorów porozumień okrągłostołowych. Ciekawe czy zdają sobie sprawę, że niekiedy w swoich działaniach przypominają aparat z tamtej epoki, a Polska pod ich rządami zaczyna przypominać Polskę Ludową?
Rządzi partia, a nie rząd. Zupełnie jak w PRL organy władzy wykonawczej i ustawodawczej stają się obecnie tylko przybudówką realnej władzy, która jest dzierżona przez partię. W istocie „za komuny” członkowie Rada Państwa (kolegialny organ zastępujący prezydenta) i premier byli tylko figurantami. Bez znaczenia był Sejm. Rządził I sekretarz, Biuro Polityczne, KC, czyli organy PZPR. Tak jest sprawowana władza dziś – decyzje zapadają w gabinecie prezesa na Nowogrodzkiej (siedziba PiS), a nie w rządzie lub w Pałacu Prezydenckim. Decyzję podejmuje prezes Kaczyński, a prezydent Duda i premier Szydło zostali sprowadzeni do roli wykonawców jego poleń. Nawet przywódcy innych państw wiedzą, że rozmawiać należy z nikim innym, jak z Kaczyńskim (czego przykładem wizyta Wiktora Orbana). Różnica jest jedna – w Konstytucji PRL (od 1976 roku) zapisana była „przewodnia rola PZPR”, zaś Konstytucja RP o przewodniej roli jakiejkolwiek partii milczy.
Brak trójpodziału władzy. W Konstytucji PRL zerwano z zasadą trójpodziału władzy. W jej miejsce wprowadzono zasadę jednolitości władzy państwowej, która oznaczała, że sądy nie były w pełni niezależne, a sędziowie niezawiśli. Nawet funkcjonujący od lat osiemdziesiątych Trybunał Konstytucyjny był ograniczony w swej roli, bo jego orzeczenia mogły zostać odrzucone przez Sejm. W tym kierunku zmierzamy obecnie. Nowela ustawy o TK praktycznie wygasiła działanie sądu konstytucyjnego (nie może on sprawnie funkcjonować), a przedstawiciele władzy wykonawczej i posłowie lubują się w dezawuowaniu wyroków sądów i sędziów personalnie.
Kult jednostki. Sposób sprawowania władzy w państwie i kierowania partią świadczył o tym, że PRL był scentralizowanym państwem wodzowskim. Bierut, Gomułka, Gierek mieli pełnie władzy, co prowadziło do powstawania kultu jednostki. Propaganda kreowała pierwszych sekretarzy na wszystkowiedzących, opiekuńczych, odważnych i charyzmatycznych przywódców. Teraz kultem wśród swoich zwolenników owiany jest prezes Kaczyński. Inni mogą najwyżej zostać jego pomazańcami (jak Andrzej Duda), ale tylko prezes wie, co dobre dla Polski i Polaków. Kult jednostki zapewne nasili się po przejęciu władzy w TVP przez bulteriera prezesa – Jacka Kurskiego.
Nacjonalizm. W PRLu mieliśmy do czynienia ze swoistym połączeniem socjalizmu z nacjonalizmem. Już wówczas szkoła uczyła historii w duchu mesjanistyczno-tradycjonalistycznym. Propaganda kreowała Polskę na wpływowego gracza na arenie międzynarodowej (np. plan Rapackiego). Władza – dla odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych – potrafiła kierować gniew ludzi przeciwko Żydom, Niemcom, Amerykanom, nawet Czechom. W tej dziedzinie szczególnie „zasłużył się” Mieczysław Moczar, który wiedział jak rozniecić w Polakach nastroje „antykosmopolityczne”, „antyliberalne”, „antysyjonistyczne”. Doprowadziło to w marcu 1968 roku do wyrzucenia z Polski tysięcy Żydów, którzy przetrwali Holocaust. Dzisiejsza władza równie doskonale opanowała narrację patriotyczno-narodową. Historia wg PiS jest jednowymiarowa i polocentryczna . Prawica świetnie znajduje się w semantycznym (na razie) wykluczaniu poza obóz patriotyczny elementów takich jak łże-elity, wykształciuchy, lewacy, lemingi, a ostatnio nawet wegetarianie i rowerzyści. Taka też będzie lada moment telewizja – już nie – publiczna, ale narodowa właśnie.
Antyniemieckość. Głównym wrogiem w PRL miały być rewanżystowskie Niemcy (oczywiście Zachodnie, a nie bratnie NRD). I były. Wystarczy wspomnieć najpopularniejsze produkcje filmowe z tamtych czasów – „Czterej pancerni i pies”, „Stawka większa niż życie”, „Krzyżacy”- tam dobrego Niemca widz nie uświadczył. Bez względu na to, że Niemcy to trzecia największa gospodarka świata i nasz największy partner handlowy, PiS uważa, że ćwierć wieku budowania przyjaźni i partnerstwa z zachodnim sąsiadem to polityka zagraniczna „na klęczkach”. PiS jest genetycznie antyniemiecki. Taka też była PZPR.
Szczucie. Obecna władza wie jak antagonizować Polaków. Słynne są już „łże-elity”, „stoją tam, gdzie stało ZOMO”, „gorszy sort Polaków”, „fatalna tradycja zdrady narodowej”. W ten sposób prezes Kaczyński etykietuje nie tylko swoich politycznych przeciwników, ale również te część Polaków, która go nie popiera. Ta część to przecież bezrefleksyjne lemingi zmanipulowane przez lewicowe media zarządzane z Berlina. Prawica świetnie odnajduje się również w ataku na grupy społeczne, zawodowe, mniejszości, np. na lekarzy (którzy mieli być brani w kamasze), prawników („rokosz prawników przeciwko państwu”), sędziów, dziennikarzy (z „niemieckich” mediów), gejów. Konfliktowanie, napuszczanie – wręcz szczucie – Polaków przeciwko sobie ma też bogatą tradycję w PRLu. Wszak fundamentem Polski Ludowej był spór – później wygaszany - klasy chłopsko-robotniczej i inteligencji. Władza ludowa wzniecała ten konflikt w momentach zagrożenia, np. w 1968 roku studentów szczuła robotnikami. Dopiero alians inteligencji i robotników w 1980 roku doprowadził do pierwszego sukcesu opozycji.
Nasza demokracja stopniowo więc zaczyna przypominać minioną demokracje ludową. Najwyższym prawem jest wola „ludu pracującego miast i wsi”, a Prawo i Sprawiedliwość pod wodzą umiłowanego Prezesa pełni „przewodnią rolę” w realizacji „dobrej zmiany”, czemu nie mogą przeszkodzić elementy reakcyjne sterowane z Niemiec.