Nie ma przepisów prawnych, które zawierałyby podstawę do pobierania przez małżonkę prezydenta wynagrodzenia.

REKLAMA
PiS zdecydował się na spore podwyżki dla najważniejszych urzędników w państwie. Niezależnie od poglądu na to czy im się należy, trzeba jasno powiedzieć, że władza ma do tego prawo. Urzędnicy – od szeregowego pracownika administracji publicznej aż po premiera i prezydenta – świadczą pracę na podstawie umowy o pracę, a także powołania, mianowania, wyboru (do których zasadniczo stosuje się przepisy dotyczące umów o pracę), a niekiedy – co jest patologiczne - na podstawie umów zlecenia i innych umów cywilnoprawnych. PiS chce również, żeby wynagrodzenie otrzymywała małżonka prezydenta. I tu według mnie pojawia się problem. Bo wynagrodzenie należy się za pracę, której obowiązek wykonywania musi mieć źródło, podstawę prawną. Tą podstawą może być umowa o pracę, akt powołania lub mianowania, wybór, albo kontrakt. Nasuwa się zatem pytanie na jakiej podstawie pierwsza dama będzie pobierać wynagrodzenie?
Na podstawie umowy o pracę? Małżonka prezydenta musiałaby być wówczas na etacie „pierwszej damy” i podpisać umowę o pracę na stanowisku „małżonki prezydenta”. Jest to raczej niemożliwe, bo w świetle artykułu 22 kodeksu pracy musiałaby zobowiązać się do wykonywania pracy określonego rodzaju pod kierownictwem pracodawcy (czyli kogo? męża?) oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę.
Na podstawie powołania lub mianowania? Wówczas ktoś musiałby prezydentową powołać lub mianować na stanowisko „pierwszej damy” i musiałoby to znaleźć umocowanie w ustawie. Jest bowiem tak, że stosunek pracy nawiązuje się na podstawie powołania lub mianowania w przypadkach przewidzianych w przepisach prawa. Projekt nowelizacji ustawy o wynagradzaniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe wprowadza jedynie jeden przepis, z którego wynika wysokość uposażenia małżonki/małżonka prezydenta w wysokości 55% uposażenia prezydenta, ale nie przewiduje jej/jego powołania lub mianowania. Trudną zresztą sobie wyobrazić akt mianowania lub powołania na „pierwszą damę”.
Na podstawie wyboru? Przecież w wyborach Polacy nie wybierali prezydentowej, lecz prezydenta, ani nie został rozpisany konkurs na pierwszą damę, w którym mogliby startować różni kandydaci.
Na podstawie umowy zlecenia? Trudno sobie wyobrazić kontrakt, w którym – dajmy na to – Kancelaria Prezydenta RP – zleca prezydentowej wykonywanie określonych zadać w zamian za wynagrodzenie. Poza tym pewnie żaden prezydencki małżonek/małżonka takiej umowy zawierać i pobierania honorarium z tego tytułu by nie chcieli.
Prezydent obejmuje urząd, a co za tym idzie nabywa uprawnienie do wynagrodzenia, po złożeniu przysięgi przed Zgromadzeniem Narodowym (artykuł 130 Konstytucji). Może więc, małżonek prezydenta też będzie musiał takie ślubowanie złożyć. To by jednak wymagało zmiany Konstytucji.
Abstrahując zatem od argumentów za (np. konieczność odprowadzania składek na ZUS, rezygnacja z dotychczasowej pracy) lub przeciw (dobrowolna decyzja, służba państwu, wysokie zarobki męża) wynagrodzaniem pierwszej damy trudno jest znaleźć podstawę prawną dla realizacji tego pomysłu. Ponadto, niewiele jest państw na świecie (np. Malawi), które przewidują wynagradzanie małżonków prezydentów.