Nowa narodowa sztuka ma być realistyczna, patriotyczna, polocentryczna, mesjanistyczna. Dobra zmiana wkracza do teatru. Na pierwszej barykadzie wrocławski Teatr Polski.
Byłem ostatnio na owianej złą (dla prawicy), a zarazem dobrą (dla lewicy), sławą „Śmierci i dziewczyna”. Nie podobało mi się. Może dlatego, że choć uważam się za feministę, nie przepadam na austriacką noblistką Elfriede Jelinek. Może dlatego, że znudziła mnie nieco nagość na teatralnych deskach, szczególnie jeżeli nie ma znaczenia dla przekazu, treści, fabuły. Może dlatego, że nie do końca zrozumiałem… Spektakl nie podobał się również – choć go nie widział – wicepremierowi Glińskiemu, który chciał jego zdjęcia z afisza. Profesor gustuje w bardziej dosłownych i zaangażowanych po drugiej stronie ideologicznej barykady obrazach jak „Historia Roja”. To co odróżnia mnie i – w co głęboko wierzę – większość widzów teatralnych od ministra kultury to to, że – mimo, iż coś nam nie przypadło do gustu – nie chcemy tego usuwać, zakazywać, cenzurować.
Wicepremier Piotr Gliński (ciekawostka: brat reżysera „Cześć Tereska” Roberta Glińskiego) jest wykonawcą woli Jarosława Kaczyńskiego na odcinku kultura i sztuka. A wola prezesa jest taka, żeby sformatować „nową narodową” sztukę na zerojedynkowo-patriotyczną, odblaskowo-polocentryczną, chwalebno-mesjanistyczną. Tak jak za socrealizmu przełomu lat 40’ i 50’. Tylko zamiast przodowników pracy – biali patrioci zwalczający uchodźcą zarazę, zamiast berlingowców – żołnierze wyklęci, zamiast reakcjonistycznych Niemiec – zgniła i lewacka Unia Europejska. W nowej wizji kultury narodowej nie ma miejsca na eksperymenty, otwartość, lewactwo, postępowość, progresywizm, feminizm, „tęczowe trybuny”, narodowy sarkazm. Raczej nie ma miejsca dla Lupy, Klaty, Strzępki. A taki był właśnie Teatr Polski we Wrocławiu. I dzięki temu w ostatnich latach stał się wiodącą sceną w Polsce (w rankingach plasował się w pierwszej trójce polskich teatrów). Bo to „lewactwo” chodzi do teatru.
Komisja konkursowa złożona z polityków (PO, PSL, PiS) i związkowców z Solidarności wybrała na dyrektora Teatru Polskiego kandydata, który zdaje się gwarantować odwrót od pleniącego się na wrocławskiej scenie lewactwa. Nowy dyrektor będzie wystawiał lektury szkolne (najlepiej Sienkiewicza, bo przecież nie Gombrowicza lub Witkacego) i zapewne obiecał, że będzie sięgał po mniejszą pulę pieniędzy z budżetu samorządowego. A więc, wilk syty i owca cała. Pisowcy nie będą musieli odwracać oczu od bezeceństw na deskach teatru. Choć bardziej chodzi tu o zatykanie uszu, bo do teatru i tak nie chodzili, a o obrazoburczych ekscesach jedynie słyszeli. A samorządowi urzędnicy będą znacznie mniej dokładać do teatralnego „biznesu”. Tylko teatru szkoda. Jak tych koni z Janowa.
Po ogłoszeniu wyników konkursu na dyrektora Teatru Polskiego aktorzy tegoż ogłosili protest. Jutro (w piątek) będą protestować pod TPL (o 12) i Urzędem Marszałkowskim (o 14). Ja będę. I zachęcam wszystkich miłośników TPL w kształcie, jaki mieliśmy przyjemność i zaszczyt oglądać w ostatnich latach.