Obecny Minister Sprawiedliwości powtarza za swoim poprzednikiem, że legalizacja związków partnerskich byłaby pogwałceniem Konstytucji. Uparte powtarzanie tej nieprawdziwej tezy nie uczyni jej prawdziwą, ponieważ ustawa zasadnicza nie stoi na przeszkodzie tworzeniu prawnych udogodnień dla par konkubenckich. Jest wręcz odwrotnie. Konstytucja nakazuje równość wobec prawa i zapobieganie dyskryminacji.
W przywoływanym przez Marka Biernackiego, Jarosława Gowina i innych przeciwników legalizacji związków partnerskich art. 18 Konstytucji mowa jest o małżeństwie – jako związku kobiety i mężczyzny – które podlega ochronie i opiece państwa. Brzmienie Konstytucji nie wyklucza możliwości zaistnienia w porządku prawnym innych zinstytucjonalizowanych związków.
Z treści tego przepisu, ani z jego umiejscowienia nie wynika żaden zakaz przyznawania prawnej ochrony związkom konkurencyjnym czy alternatywnym, zarówno na poziomie konstytucyjnym, jak i tym bardziej na poziomie ustaw zwykłych (Instytucjonalizacja związków partnerskich a Konstytucja RP z 1997 r., E. Łętowska, J. Woleński, Państwo i Prawo 06/2013). Z przywołanej normy konstytucyjnej nie wynika również, że pewnych przywilejów nie można przyznać – innym niż małżeństwo – związkom sformalizowanym. Wszak art. 18 Konstytucji nie stanowi, że jedynym związkiem pozostającym pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej jest małżeństwo.
Funkcją ustaw o związkach partnerskich jest zrównanie w niektórych udogodnieniach (ich zakres zależy od projektu) małżeństw oraz par konkubenckich. W jaki sposób ma to zagrażać instytucji małżeństwa? Przecież omawiane projekty ustaw w żadnym ich punkcie nie przewidują zwiększenia praw konkubentów względem małżonków. Funkcjonalnością ustaw o związkach partnerskich jest zrównanie obywateli w dostępie do praw, z których część obywateli nie chce (konkubenci heteroseksualni) lub nie może (konkubenci homoseksualni) korzystać, nie zaś uprzywilejowanie „partnerów” w stosunku do małżonków. Tym bardziej instytucjonalizacja związków partnerskich niczego nikomu nie narzuca, a w szczególności obecnym i przyszłym małżonkom.
Żaden projekt ustaw o związkach partnerskich nie zrównuje uprawnień tych par z prawami małżonków. Postulowany zestaw uprawnień „partnerów” jest daleki od tego przysługującego małżeństwom. Z tej też przyczyny legalizacja związków partnerskich nie zachwieje aksjologicznej przewagi małżeństwa nad związkiem partnerskim. Małżeństwo bowiem nadal będzie korzystać ze zwiększonej ochrony i opieki państwa, a jej zakres i treść zależy od władzy ustawodawczej i wykonawczej, która poprzez wsparcie, także materialne, zapewnić ma możliwości rozwoju dla małżeństw. Nie przeczyłby temu swoisty kodeks praw osób pozostających w konkubinatach. Należy też pamiętać, że nadrzędność małżeństwa kreują przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, a ich symbolem pozostaje uroczysty charakter zawarcia związku małżeńskiego.
Celem Konstytucji – obok określenia fundamentów ustrojowych państwa – jest nadanie jego obywatelom szeregu praw oraz gwarancji, że będą mogli z nich korzystać. Konstytucja nadaje równe prawa, a jednocześnie w żadnym miejscu nikomu ich nie odbiera. Niekonstytucyjne, czy wręcz antykonstytucyjne jest zatem takie odczytywanie jej norm, które pozwalają na różnicowanie praw ze względu na jakieś przymioty (np. orientacja seksualna). Konstytucja wprost dyskryminacji się sprzeciwia (art. 32).
W ekspertyzie Sądu Najwyższego z 2012 r. dotyczącej projektów ustaw o związkach partnerskich Sąd problem tej dyskryminacji dostrzegł, ale pozostawił nierozwiązany, ponieważ SN stwierdził, że „jeżeli (osoba homoseksualna) nie chce (nie może) podjąć decyzji o zawarciu małżeństwa, jej wybór ogranicza się do rezygnacji z życia rodzinnego (co jest bardzo trudne i zwykle bywa źródłem cierpienia) albo pozostawania w związku, którego ramy nie mogą zostać sformalizowane mimo pragnień zainteresowanych". Oznacza to, że sędziowie godzą się na to wykluczenie, jednakowoż nie widzą oni możliwości złamania status quo.
Oczywiste jest przy tym, że zapobieżenie owej dyskryminacji wyczerpywałoby nakazy określone w art. 32 oraz pozostawałoby w zgodzie z art. 1 Konstytucji. W obecnym stanie, homoseksualiści są bowiem w gorszej sytuacji niż heteroseksualiści, albowiem zostali ograniczeni w możliwości wyboru o swoim życiu osobistym (instytucjonalizacji związku).
Prawo musi podążać za zmieniającą się rzeczywistością. Jeżeli w społeczeństwie występuje coraz więcej konkubinatów (heteroseksualnych i homoseksualnych) i jest to tendencja stała i raczej nieodwracalna, to prawodawcy powinni temu zjawisku wyjść naprzeciw i uregulować kwestię takich par, tym bardziej, że część z nich (homoseksualiści) nie mogą – przy aktualnym brzmieniu Konstytucji – korzystać z możliwości zawarcia małżeństwa, rozumianego jako związek kobiety i mężczyzny. Funkcją prawa jest bowiem tzw. jurydyzacja zjawisk społecznych, ponieważ prawo nie może być obojętne na przemiany społeczne.
Za argumentum ad absurdum uznaję tezę o niekonstytucyjności związków partnerskich z uwagi na to, że może to być krok na drodze do legalizacji małżeństw homoseksualnych, a dalej ich emancypacji w zakresie adopcji dzieci. Niespotykane jest bowiem forsowanie wykładni na zasadzie analogii na podstawie przepisów, które nie obowiązują, nie zostały zaprojektowane, a nawet nie stanowią postulatu de lege ferenda. Nie może być bowiem tak, że swoista obawa przed hipotetycznymi projektami przepisów dotyczących legalizacji małżeństw homoseksualnych stanowi podstawę interpretacji ustaw.