We wtorek przed wrocławskim sądem rusza proces karny z oskarżenia prywatnego feministki Małgorzaty Marenin przeciwko arcybiskupowi Józefowi Michalikowi. Temat jest gorący. A jego relacjonowaniu towarzyszy szereg błędów. Dlatego wyjaśniam, że…
Po pierwsze, to nie jest pozew. Marenin nie jest powódką i nie pozywa arcybiskupa o np. zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych. Feministka oskarża hierarchę o popełnienie przestępstwa zniesławienia, które zostało opisane w Kodeksie karnym (art. 212). Zatem, sprawa Marenin vs. Michalik to nie proces cywilny, a karny, zaś sami zainteresowani występują w rolach oskarżyciela i oskarżonego.
Skoro to sprawa karna to dlaczego oskarża jakaś Marenin, a nie prokuratura? Prawo karne rozróżnia przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego oraz z oskarżenia prywatnego. Oskarżycielami w pierwszych z nich są prokuratury, policja, organy kontroli skarbowej (przestępstwa skarbowe) i jest to zdecydowana większość czynów zabronionych przez prawo. Ustawy przewidują jednocześnie kategorię przestępstw, które z założenia nie są ścigane przez organy państwowe, a przez osoby, które czują się pokrzywdzone konkretnym czynem uznanym przez prawo za zabroniony. Pokrzywdzeni wówczas mogą samodzielnie wnieść akt oskarżenia do sądu karnego i wejść w rolę oskarżycieli prywatnych. Do kategorii przestępstw ściganych z oskarżenia prywatnego należy zniesławienie (art. 212 Kodeksu karnego), czyli czyn polegający na pomówieniu osoby, grupy osób, instytucji o takie zachowanie lub cechę, które może być dla niej poniżające w opinii publicznej lub narażające ją na utratę zaufania. W tej sprawie oskarżycielka prywatna – Małgorzata Marenin oskarża duchownego o to, że jego słowa wypowiedziane publicznie 16 października ubiegłego roku na mszy z okazji urodzin kardynała Gulbinowicza o tym, że współwinne pedofilii są „agresywne feministki” oraz rozwiedzeni rodzice pomawiają ją osobiście – jako działaczkę ruchu feministycznego (jest prezeską stowarzyszenia Stop Stereotypom) oraz rozwódkę wychowującą samotnie dziecko.
Dlaczego akurat Marenin? Jest pokrzywdzoną, tj. osobą, której dobro prawne zostało naruszone lub zagrożone przez przestępstwo. Z tego, że jest działaczką feministyczną oraz matką po rozwodzie samotnie wychowującą dziecko, a arcybiskup Michalik w swojej wypowiedzi te właśnie grupy zaatakował, tj. sugerował, że są współwinne zjawisku pedofilii, Małgorzata Marenin wywodzi swoje prawo do postawienia Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski w stan oskarżenia. Innymi słowy, Marenin poczuła się głęboko urażona tą wypowiedzią księdza i uznaje ją za zniesławienie jej osoby. Nie zmienia to faktu, że w takiej sytuacji pozostaje każda inna feministka, czy rozwodnik.
Czego chce Małgorzata Marenin. Jako oskarżycielka prywatna – Małgorzata Marenin domaga się uznania oskarżonego winnym popełnienia zarzucanego mu czynu z art. 212 Kodeksu karnego. Co do kary, zgodnie z żądaniem zawartym w akcie oskarżenia, feministka chce, aby biskup zapłacił na rzecz Fundacji Centrum Praw Kobiet nawiązki w wysokości dwa tysiące złotych.
Czy można oskarżyć księdza? Tak. Duchowni nie są objęci żadnym immunitetem, co oznacza, że odpowiadają za popełnienie przestępstw tak jak osoby świeckie. Kodeks postępowania karnego traktuje duchownych szczególnie tylko w jednej sytuacji, mianowicie zwalnia ich z zeznań w zakresie informacji, które uzyskali podczas spowiedzi.