Urodziłem się w lipcu, a konkretnie w jego pierwszej połowie. Znawcy medycyny kazali już dwie dekady temu pakować walizki i zbierać się w tzw. „ostatnią podróż”. Że podróżować uwielbiam, a miejsc na świecie jeszcze trochę do obejrzenia pozostało – oglądam więc sobie, tu na ziemi i – póki co – nigdzie się nie wybieram. Od teraz już w „wieku Chrystusowym”. Nie wiem, czy on (ten wiek) do czegoś zobowiązuje, ale z radością i uśmiechem przyjmowałem przed tygodniem od koleżanki z wrocławskiego radia „wyzwiska” typu: „smarkacz” i „gówniarz”. Młodocianie zatem idę dalej, zawsze na swoim krześle, dzięki czemu nikt ze „stołka” mnie nie zrzuci. Co ostatnio dosyć modne.
- Ciężko Ci prawda?
- Tak, ale cóż z tego, jadę na finał EURO do Kijowa – odparł mimo trudów mówienia Dawid.
- Czyli jednak ciężko – skonkludowała dziennikarka, a potem jeszcze dorzucając w komentarzu z off’a, że trudno rodzicom chłopaka mieszkać ze śmiercią pod jednym dachem. Rany. Optymizmu trochę. Wiem, że ciężko dziś w dobie „bad news is good news” mówić o pozytywnych przykładach, ale warto chociaż spróbować.
Mnie Dawid kojarzy się z moim serdecznym przyjacielem Maciejem, od ponad roku już na niebie. Obaj, zafascynowani piłką nożną i, podobnie, jak ja – nie cierpiący, a chorujący na postępujący zanik mięśni. Dający jednak radę, nawet leżąc w łóżku, cieszyć się chwilą, tak bardzo chłonąc życie. A „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”…
Inny, bardziej trywialny przykład. Kolega, śmigający na wózku z powodu porażenia jest zapalonym kibicem, zjeździł podczas EURO 2012 wiele stadionów, wspólnie z przyjaciółmi z Klubu Kibiców Niepełnosprawnych. W trakcie któregoś z powrotu do domu, zahaczył o nocny sklep – kupując piwo. Współkupujący wypalił doń: „współczuję ci”. „A ja sobie nie” – odparł Majkel i pomknął do kasy.
Pamiętam rajd przy prędkości bliskiej stu kilometrów na godzinę, kiedy moim szoferem na łyżwach był Mariusz Czerkawski, co wspólnie z kumplem i współprowadzącym Mariuszem Lewandowskim, okrasiliśmy strachem w oczach. Miła też była Kaśka Nosowska, choć rozmowy – zwłaszcza poza kamerą – na tematy poważne, kiedy po próbie, mimo mojego fałszu w śpiewie, chciała zabrać w trasę do chórków. Wspominam spacer po wrocławskim Teatrze Polskim z nieżyjącym już Tadziem Szymkowem i rozmowy na temat odgrywania przez pełnosprawnych aktorów, niepełnosprawnych bohaterów. Do czego wróciliśmy ostatnio podczas wywiadu z Agnieszką Holland. Reżyserka chwaliła młodego wrocławskiego aktora, kolegi z bloku na przeciwko – Krzyśka Skoniecznego, który przygotowując się do roli w filmie „W ciemności”, wyjechał do Lwowa, zszedł do kanałów i nauczył się języka jidysz. Przygotowanie godne bardziej uznanych profesjonalistów.
Dołożę wszelkich starań, żebym nigdy nie był – bardzo dziękuję!
