Urodziłem się w lipcu, a konkretnie w jego pierwszej połowie. Znawcy medycyny kazali już dwie dekady temu pakować walizki i zbierać się w tzw. „ostatnią podróż”. Że podróżować uwielbiam, a miejsc na świecie jeszcze trochę do obejrzenia pozostało – oglądam więc sobie, tu na ziemi i – póki co – nigdzie się nie wybieram. Od teraz już w „wieku Chrystusowym”. Nie wiem, czy on (ten wiek) do czegoś zobowiązuje, ale z radością i uśmiechem przyjmowałem przed tygodniem od koleżanki z wrocławskiego radia „wyzwiska” typu: „smarkacz” i „gówniarz”. Młodocianie zatem idę dalej, zawsze na swoim krześle, dzięki czemu nikt ze „stołka” mnie nie zrzuci. Co ostatnio dosyć modne.

REKLAMA
Córka Jana Borysewicza z Lady Pank - Joanna, rzuciła mi niedawno tekstem, że powinienem spisać swoją historię i dla siebie, i dla innych. Nie wiem, jak byłoby z wolnym czasem do jej napisania, ale – jako, że takich sygnałów dostałem sporo – obiecuję pochylenie się nad sprawą. Póki co kontestuję, działam, eksploruje przestrzenie piękna w różnych miejscach świata, Europy, a także głów: swojej i nie tylko.
Podglądałem w telewizorze radość – mimo oczywistych trudności – Dawida Zapiska, który podczas EURO 2012 spełnił marzenia, poznając osobiście Ikera Casillasa. To ten młody chłopak, któremu z powodu postępującego zaniku mięśni znacznie ciężej funkcjonować na co dzień: śmigając na wózku i z trudem oddychając. Optymizmem jednak mógłby zarażać wielu, a niewielu – jak to w życiu bywa – radość przyjmuje. Bardziej chyba nas jednoczy smutek. Taka karma. Oglądałem zatem Wiadomości w programie I TVP, przed finałem EURO 2012. Dziennikarka zagaiła w materiale chłopaka:
- Ciężko Ci prawda?
- Tak, ale cóż z tego, jadę na finał EURO do Kijowa – odparł mimo trudów mówienia Dawid.
- Czyli jednak ciężko – skonkludowała dziennikarka, a potem jeszcze dorzucając w komentarzu z off’a, że trudno rodzicom chłopaka mieszkać ze śmiercią pod jednym dachem. Rany. Optymizmu trochę. Wiem, że ciężko dziś w dobie „bad news is good news” mówić o pozytywnych przykładach, ale warto chociaż spróbować.
Mnie Dawid kojarzy się z moim serdecznym przyjacielem Maciejem, od ponad roku już na niebie. Obaj, zafascynowani piłką nożną i, podobnie, jak ja – nie cierpiący, a chorujący na postępujący zanik mięśni. Dający jednak radę, nawet leżąc w łóżku, cieszyć się chwilą, tak bardzo chłonąc życie. A „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”…
Inny, bardziej trywialny przykład. Kolega, śmigający na wózku z powodu porażenia jest zapalonym kibicem, zjeździł podczas EURO 2012 wiele stadionów, wspólnie z przyjaciółmi z Klubu Kibiców Niepełnosprawnych. W trakcie któregoś z powrotu do domu, zahaczył o nocny sklep – kupując piwo. Współkupujący wypalił doń: „współczuję ci”. „A ja sobie nie” – odparł Majkel i pomknął do kasy.
Miałem przez swoje dwie dekady, rozpoczynając trzecią – sporo przygód. Może będzie kiedyś czas na ich opisanie. Także z dziennikarstwem, na różnych obszarach. Zawsze dążąc do przekazania prawdy, ale także nastrajając życiowe nuty, na pozytywne dźwięki. Tak było w W-skersach, których nazwę i scenariusz napisałem – wysyłając potem do TVP, gdzie z kolei – w programie I – byli emitowani, z przerwami przez prawie 4 lata. Podobnie było w magazynie „Bez barier”, który produkowałem i współrealizowałem na antenę TVP Wrocław, czy w trakcie nagrywania różnych tzw. „wsadów” do innych telewizji. Pamiętam kiedy podczas realizacji jednego z materiałów niewidomy artysta i pedagog, wyszeptał, że dzięki problemom ze wzrokiem on „nie widzi żadnych przeszkód”. Dosłownie i w przenośni, z dystansem. O ten ostatni – także w życiu nas w-skersów chodzi.
Pamiętam rajd przy prędkości bliskiej stu kilometrów na godzinę, kiedy moim szoferem na łyżwach był Mariusz Czerkawski, co wspólnie z kumplem i współprowadzącym Mariuszem Lewandowskim, okrasiliśmy strachem w oczach. Miła też była Kaśka Nosowska, choć rozmowy – zwłaszcza poza kamerą – na tematy poważne, kiedy po próbie, mimo mojego fałszu w śpiewie, chciała zabrać w trasę do chórków. Wspominam spacer po wrocławskim Teatrze Polskim z nieżyjącym już Tadziem Szymkowem i rozmowy na temat odgrywania przez pełnosprawnych aktorów, niepełnosprawnych bohaterów. Do czego wróciliśmy ostatnio podczas wywiadu z Agnieszką Holland. Reżyserka chwaliła młodego wrocławskiego aktora, kolegi z bloku na przeciwko – Krzyśka Skoniecznego, który przygotowując się do roli w filmie „W ciemności”, wyjechał do Lwowa, zszedł do kanałów i nauczył się języka jidysz. Przygotowanie godne bardziej uznanych profesjonalistów.
W-skersi nie potrzebują dziś litości, a wyrównywania szans i właściwego wsparcia. Nie chodzi już tylko o dobry wózek, kule, czy aparat słuchowy, ale także o dostęp do kultury, sportu i pracy. To staramy się realizować we Wrocławiu. Przy konstruowaniu nowych obiektów: Miejskiego Stadionu, modelowo przygotowanego na wizytę osób niepełnosprawnych – nie tylko na EURO 2012, w Teatrze Capitol, czy Wrocławskim Centrum Kongresowym w kompleksie Hali Stulecia, ale także wspierając organizacje pozarządowe i – na co dzień w tzw. „pracy u podstaw” – pomagając przy zatrudnianiu w-skersów i zakładaniu przez nich działalności. Wszystko po to, żeby udoskonalać „Wrocław bez barier”. Choć pewnie jeszcze wiele do zrobienia – a może do nadrobienia i malkontenci – dostrzegą szklankę do połowy pustą. Ale kiedy ostatnio Wrocław odwiedziło stu podopiecznych Stowarzyszenia „Dzieci Serc”, ich pozytywna opinia na temat rozwiązań architektonicznych w stolicy Dolnego Śląska i podejmowanych działań była chyba ich(tych działań) najpiękniejszą konkluzją. Czasem warto więc spojrzeć z dystansem na wspominaną szklankę, wtedy można dostrzec w niej więcej płynu.
Dostrzegałem więc i dostrzegam radości od ponad ćwierć wieku pasjonując się sportem żużlowym w ogóle. Bez lokalnego szowinizmu - doceniając wygranych i przegranych. Z łezką w oku obserwując mistrzostwo świata Tomasza Golloba i z podziwem przyglądając się rozwojowi kariery Jarosława Hampela. Obu wielokrotnie przepytywałem w licznych wywiadach. Dziś też trzymam kciuki za powrót tego pierwszego do wysokiej formy(ciekawe, czy gwiżdżący i stawiający "krzyżyk" na Chudym bili mu brawo, kiedy zdobywał tytuł indywidualnego mistrza świata, będąc także filarem reprezentacji drużynowej), a tego drugiego do zdrowia - po groźnej kontuzji. Także wrocławsko obserwując poczynania "młodych i ambitnych", z ekipy Betardu Sparty. Ze wzruszeniem więc przyjmowałem gratulacje od szefowej klubu - Krystyny Kloc w imieniu całego klubu i zawodników, a i dzień później po raz kolejny przechadzając się po torze Stadionu Olimpijskiego przed meczem. Wtedy też przyjmując podziękowania od Agnieszki Chamioło, z dobrą energią funkcjonującej w stowarzyszeniu kibiców żużlowych "Spartanie". Fanów "czarnego sportu", którzy w swoich działaniach nie zapominają o pomaganiu niepełnosprawnym dzieciakom. Tak trzymać.
Z radością patrzyłem w ubiegłym roku na uczestników projektu Fundacji W-skersi, pt. „W-skersi na fali”, który organizowaliśmy Ośmioosobowa załoga w pełni integracyjna eksplorowała baseny Bałtyku i Morza Północnego na Darze Szczecina. Wyprawa uczyła samodzielności, determinacji, jak wspominali uczestnicy – będąc przygodą życia. Do tego potrzebna jest wrażliwość, której uczymy podczas szkoleń m.in. we Wrocławskim Parku Wodnym, czy – od trzech lat – wolontariuszy przed T-Mobile Festiwal Nowe Horyzonty. Żeby wiedzieli i się nie bali – pomagać osobom niewidomym, na wózkach. Często bowiem z niewiedzy rodzą się nieuzasadnione lęki i obawy, u jednych, i drugich. Pokonując je, łatwiej iść do przodu, zdobywać szczyty i chłonąć piękno świata. Choćby w tolerancyjnym i niemiej pędzącym Londynie, czy cudownych i kolorowych Włoszech. Najlepiej w uroczym towarzystwie, o zielonych oczach.
Kokietują mnie więc życiowe przestrzenie. Dzięki nim wykraczam poza wyznaczony przez medycznych ekspertów horyzont czasu. Tekst to nie samopean na cześć własną, a raczej kilka dygresji i opinii. One pozwalają stwierdzić, że warto chcieć – pomimo wszystko. Tego, od urodzenia uczyli Rodzice, potem – po jedenastu latach Siostra - Magdalena. A skoro dziś trudno o dobre słowa dla innych. To ja za te dobre słowa z 12. lipca, a przede wszystkim za obecność w ogóle i wsparcie chciałem podziękować: Trójce wcześniej wymienionej, Gosi, Przyjaciołom. Dajecie wiarę, że nie tylko góry można nosić.
Dwóch ziomów dziennikarzy, z telewizji i portalu, na urodziny wręczyli mi książkę pt. „Niezłomny” Laury Hillebrand. Poruszającą, niebanalną i wieloetapową historię pochłonąłem, jak żywo. Przed stronicami wybrzmiewa dedykacja od chłopaków: „Jeżeli się kiedykolwiek poddasz, będziesz lalusiem”.
Dołożę wszelkich starań, żebym nigdy nie był – bardzo dziękuję!