Sport, bez podziałów, trwa dalej. Tak, jak życie - również niepełnosprawnych.
Mówił ostatnio we Wrocławiu Robin Burnett, ambasador Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej w Polsce o fenomenie Igrzysk w swoim kraju. O problemach także z klasyfikacją paraolimpijczyków rzeczowo opowiadał Bartosz Molik, profesor AWF w Warszawie. Rzecz wymaga dyskusji i merytorycznych debat. Pisałem kiedyś też o połączeniu obu wydarzeń w jedne Igrzyska, np. handybike’rzy o 10, a biegacze o 13, ale na wspólnej Olimpiadzie. Objawił się potem w dyskusji naukowiec, rodem z innej epoki, mówiący w pięknych słowach, ze smutną konkluzją, że nie ma miejsca dla Oscara Pistoriusa na bieżni z biegającymi na własnych nogach. Jak rozumiem Natalia Partyka, grająca w tenisa, bez wykształconej dłoni też nie powinna stawać w szranki (tak, jak to miało miejsce tego lata) i tu, i tu. Po kolejnej polemice, pozwoliłem sobie na ostatnią ripostę, że „w odróżnieniu od Szanownego Pana, ja widzę miejsce dla Oscara Pistoriusa na bieżni, a sporty ekstremalne w-skersów uważam, za dobre społeczne. Uznając, że np. latający na paralotni wrocławianin Jędrzej Jaxa-Rożen jest pozytywnym przykładem uświadamiającym wielu, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, można to spełnić”.