„Welcome to Havana smoking Cubana’s with Castro in cabanas…” to wers Jay-Z z „Otisa”, który do niedawna był tylko fikcją literacką. Dziś do fikcji można zakwalifikować go tylko częściowo. Dlaczego? Otóż okazało się, że świętowanie piątej rocznicy ślubu małżeństwa Carterów na Kubie odbiło się szerokim echem w świecie polityki.
Teraz z pewnością Ci, którzy nie znają mojego bloga politolognarapie.pl zastanawiają się, o czym piszę, zatem by nie wprowadzić nikogo w zakłopotanie od razu wyjaśnię. Zajmuję się opisywaniem relacji hip-hopu z polityką. Dlaczego to takie istotne? Bo muzyka dawniej marginesu społecznego, która wyrosła z buntu przeciw władzy, obecnie nadal porusza tematy polityczne (sposób ich prezentowania oraz pozycja samych raperów stale ewoluują), a co najważniejsze: ma miliony słuchaczy, na których oddziałuje.
Wracając do tematu dzisiejszego wpisu, sprawa świętowania rocznicy nabrała wagi krótko po wyjeździe pary, kiedy to dwójka republikańskich senatorów (Ileana Ros-Lehtinen i Mario Diaz-Balart) skierowała do Departamentu Skarbu zapytanie o to, czy Carterowie mieli zgodę na wycieczkę (od 51 lat na podróże turystyczne na linii USA - Kuba nałożone jest embargo, wizyty można odbywać jednak w celu edukacyjnym po uzyskaniu konkretnej licencji).
W odpowiedzi na pismo konserwatywnych senatorów Departament Skarbu zapewnił, że pozwolenie zostało wydane zgodnie z ustawą. Dodatkowo wizyta miała za cel budowanie pozytywnych relacji pomiędzy mieszkańcami Kuby i USA.
W tym momencie sprawę formalnie można by uznać jako zamkniętą… Na to jednak nie pozwolił raper, który postanowił osobiście odpowiedzieć senatorom utworem „Open Letter”.
Jay-Z piętnuje w nim nagonkę na swoją osobę, która ma być spowodowana zawiścią wobec jego rosnącej pozycji oraz powiększającego się majątku. Najwięcej kontrowersji wzbudził jednak wers o chłopaku z blokowisk, który zgodę na podróż dostał prosto z Białego Domu: „Boy from the hood but got White House clearance”. Dlaczego? Otóż wbrew tezie rapera rzecznik prasowy Białego Domu podczas konferencji prasowej stwierdził, że aprobata na wyjazd wcale nie wyszła z pałacu prezydenckiego.
Sprawę skomentował także raper Phonte, członek grupy Foreign Exchange, który skrytykował Jaya: „Każdy kto ma jakikolwiek związek z prezydentem powinien być bardzo rozważny. Niezależnie od tego, czy te relacje są powierzchowne, czy głębokie trzeba uważać, aby nie narobić bałaganu. Zwracając się do pierwszego czarnego prezydenta nie powinieneś robić niczego, co mogłoby pokazać go w złym świetle”.
Po stronie założyciela Roc Nation stanął za to Pitbull (mający kubańskie korzenie), który w spontanicznie nagranym kawałku wierzy w to, że kiedyś Kuba uwolni się spod komunistycznego jarzma: „It’s the freedom that we die for. C-U-B-A, hope to see you free one day”.
Osoby, które czytają mojego bloga dobrze wiedzą, jak ogromną rolę Shawn Carter odegrał w obydwu kampaniach wyborczych Baracka Obamy. Dziś mamy do czynienia z pierwszym małym zgrzytem na linii raper – prezydent. Świadczy też o tym cytat, w którym Jay parafrazuje Obamę obawiającego się impeachmentu. Raper sugeruje mu wyluzowanie i wspólny odpoczynek na plaży: „Obama said, ‘chill you gonna get me impeached. You don’t need this sh*t anyway, chill with me on the beach”. Prezydent z kuszącej oferty raczej nie skorzysta, bo z dnia na dzień na głowie ma coraz więcej problemów, które są ważniejsze od kieliszka rumu i cygara.
Pomimo, że cała sytuacja nie jest pozbawiona wątków humorystycznych, nie powinniśmy traktować jej jako zabawnego incydentu. Jay-Z nawiązując do Eazyego E, który był pierwszym „Boy from the hood” zapraszanym przez prezydenta USA na obiad w roli reprezentanta czarnej społeczności, udowodnił swoją rosnącą pozycję w świecie polityki. Świadczy o tym również fakt, że jego słowa stały się przedmiotem dyskusji angażującej senatorów, reprezentantów Departamentu Skarbu oraz rzecznika prasowego Białego Domu. Sądzę, że wydarzenie możemy także śmiało rozpatrywać w kategorii popkulturowej ekspansji na komunistyczny grunt.