Pisanie tych felietonów jest dla mnie trudne. Nie mam wprawy, ale piszę je, bo obiecałam moim gambijskim przyjaciołom, że opowiem w Polsce o ich kraju. Gambia potrzebuje pomocy. Potrzebuje nas. Mam nadzieję, że tą moją pisaniną dołożę małą cegiełkę do rozsławienia tego uroczego zakątka i zachęcę was do wypoczynku na gambijskim wybrzeżu. Wy przywieziecie tam siebie, zostawicie pieniążki i tak powolutku Gambia zacznie się bogacić. Bardzo w to wierzę. Turystyka to ich nadzieja na lepsze życie.
Jest prawie koniec sezonu, ale jeśli macie w planach wakacje zimowe, polecam najserdeczniej ten kierunek. Albo planujcie pobyt w Gambii od października do marca, w tym czasie trwa tam sezon. Ja też tam będę. Zapraszam!
Pisałam już, że Gambia to kraina przyjazna każdej jednostce ludzkiej. Bardzo bezpieczny kraj, choć w 2015 roku ogłoszony przez wieloletniego prezydenta Yahya Jammeh republiką islamską. A islam z bezpieczeństwem raczej słabo nam się kojarzy.
Otóż jak to bywa, czasami nie jest tak, jak nam się wydaje. Wryte latami stereotypy o złym islamie i dobrym chrześcijaństwie tutaj leżą w gruzach. Rzeczywiście 90% Gambijczyków wyznaje islam. Ale poziom tolerancji jest tam tysiące kilometrów ponad poziom oceanu. Kiedy przed moim wyjazdem do Polski ( a byłam tam krótko przed Świętami Bożego Narodzenia), zobaczyłam, że pojawiają się choinki z bombkami, (specyficzne i dość zabawne wariacje na temat choinek dodam…) posądziłam moich czarnoskórych przyjaciół co najmniej o umizgiwanie się, myśląc, że stroją je dla europejskich turystów. W odpowiedzi usłyszałam, że święta ich chrześcijańskich braci należy uszanować. Chrześcijanie też szanują święta wyznawców islamu. Okazuje się, że rodzaj wiary nie ma tu też specjalnego znaczenia przy tworzeniu się związków międzyludzkich. Nikt nie piętnuje par, gdzie religie się mieszają. Chwilę potrwało, zanim zrozumiałam słowa mojego przewodnika Kemo, które wam wcześniej przytoczyłam: Gambia means river, but first – unity. Gambijczycy są jednością, to fakt.
Dominują tu plemiona: Mandinka, Fulan i Wolof. Żyją zgodnie i każde plemię jest najdumniejsze ze swojego. Każde mówi w swoim narzeczu, ale spokojnie się porozumiewają. Zresztą brak agresji w każdym aspekcie życia tutaj obezwładnia.
Gambijczycy są ogromnie tolerancyjni. W trakcie mojego pobytu w Gambii trwał konflikt.
W grudniu 2016 roku, po 23 latach dyktatury prezydent Jahya Jammeh niespodziewanie rozpisał wybory. Był zapewne przekonany, że je wygra. Okazało się, że przerżnął. Gambijczycy wybrali przedstawiciela opozycji Adamę Barrow. Poprzedni prezydent był ksenofobem. Za homoseksualizm groziło więzienie. Jego rządy doprowadziły do wielu aresztowań, podobno ludzie po prostu nagle znikali... Prezydent twierdził, że „obetnie głowę” każdemu homoseksualiście w kraju. Zapowiedział zamykanie hoteli, goszczących homoseksualistów i konsekwencje wobec ich właścicieli. Mówił: Gambia jest krajem osób wierzących, stąd grzeszne i niemoralne praktyki, takie jak homoseksualizm, nie będą w nim tolerowane. Zapowiedział wprowadzenie wobec homoseksualistów prawa „surowszego niż w Iranie”. Ostrzegł homoseksualistów i dał im czas na opuszczenie kraju.
Inwigilacja, maili, telefonów, ograniczanie wolności mediów było na porządku dziennym. Internet był reglamentowany. Prezydent oczywiście wszystkimos oskarżniom zaprzeczał.
Co niezwykle ciekawe Gambijczycy , ci bardziej i mniej wykształceni, wszyscy, z którymi rozmawiałam, nie mówili mi o nim źle. Podkreślali, że ma też wiele zasług. Dzięki niemu, na przykład, powstało lotnisko, a tym samym łączność ze światem. Kolei w Gambii nie ma.
A więc jak rzekłam Yahya Jammeh wybory przegrał. Z początku zgodził się ustąpić, ale po kilku dniach zmienił zdanie i ogłosił, że wybory były sfałszowane i należy je powtórzyć. Sprawą miał zająć się sąd. Zapomniał jednak nasz dyktator, że zwolnił wszystkich sędziów i na stanie w Gambii jest tylko jeden sędzia. Nie może więc rozstrzygać. Yahya nie poddał się i zarządził, że sprawą zajmie się sąd z Liberii. Tu też niewypał, bo okazało się, że Liberia ma wolne terminy w maju. A tu jest grudzień i czasu mało, bo 20 stycznia kadencja prezydenta wygasa.
Klincz. Prezydent elekt Adama Barrow z obawy przed represjami wyjechał do Senegalu, a Jahya trwał uparcie na stanowisku nie godząc się na żadne rozwiązania. Zjeżdżali się wszyscy wrządzący Afryki zachodniej i namawiali do ustąpienia. Widziałam korowody limuzyn co najmniej trzy razy, podczas mojego pobytu. Bałam się nawet, że Gambia wyjdzie na ulicę, zamkną lotnisko i nie wrócę do domu.
Gambijczycy uspokajali mnie, że nikt na ulicę wychodzić nie będzie, bo nie ma takiej potrzeby. Stary prezydent musi zrozumieć, że jego czas minął. Zadziwiająca była ich pewność, że tak się właśnie stanie, bo ja widziałam byłego wojskowego (Jahya Jammeh był porucznikiem i w wyniku zamachu wojskowego został prezydentem w 1994 roku), który był „nieprzemakalny”. Na wszystkie dikta wysłanników Wspólnoty gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) mówił swoje: władzy nie odda, potrzebny sąd.
Patrząc na ich spokój i oczekiwanie na oddanie władzy, nie rozumiałam, dlaczego się nie buntują. Ano dlatego, że oni tam kompletnie nie mają potrzeby walki.
Sytuacja rozwiązała się w styczniu 2017 roku, już po moim bezpiecznym wyjeździe.
ECOWAS wysłał do Gambii wojsko, które weszło do stolicy, Banjulu i sobie stało. Nikt nic nikomu nie zrobił. W Polsce w tym czasie Minister spraw zagranicznych ostrzegał, że w Gambii jest niespokojnie. Biura podróży odwołały wszystkie wycieczki. Paranoja, bo w Gambii spokój był. Wojsko przyjaźnie stało na ulicach, prezydent Jammeh wydał rozkaz reakcji swoim siłom wojskowym, nikt go nie posłuchał i się prezydent szybciutko zabrał. Podobno uciekł do Gwinei Bissau wraz z milionami dolarów, które ukradł i częścią swojej floty aut typu Maybach. Kilkadziesiąt z nich nie zdążył zabrać . Zostały na lotnisku jako wstydliwy obraz tyrana, który mieszkał w pałacu, jeździł drogimi autami w kraju, gdzie ludzie umierają z głodu.
Gambijczycy wyszli w końcu na ulicę. Były fajerwerki i wrzaski radości. Gambia witała w kraju nowego prezydenta – Adamę Barrow’a i… demokrację.
Od roku są szczęśliwi, mają nadzieję, że zjadą się tłumy inwestorów z Europy, a ci sprawią, że turyści będą napływać masowo na uśmiechnięte wybrzeże i ubogacać ten piękny kraj.
Pierwszym krokiem, jaki zrobił prezydent Adama Barrow, był objazd po Europie i prośby o inwestowanie w Gambii.
To już bardzo popularny kierunek w Wielkiej Brytanii, Holandii i Belgii.
Z UK można do Banjulu polecieć czarterowymi liniami Thomas Cook Airlines, z Polski przez biuro podróży Rainbow Tour.