Jakkolwiek zacząć - od domu czy melodii, od muzyki czy tekstów - będzie dobrze i na miejscu. Ale to, że Domowe Melodie wypięły się na wielkie koncerny - teraz gdy są już znane szerszej publiczności, że pozostały "swojskie", domowe, internetowe - wcale nie jest takie oczywiste.
Z jednej strony wiadomo, że to coraz powszechniejsze zjawisko, ale jednocześnie nie sposób nie zrozumieć wykonawców, którzy w ten sposób szukają swej drogi do podpisania kontraktu płytowego. Tymczasem w przypadku tej kapeli jest tak, że ma już swój numer jeden na Trójkowej liście przebojów (Grażka), ale pozostała w domowych pieleszach. Trio najwyraźniej pragnie zachować dotychczasowy wizerunek: funkcjonowanie poza wszelkimi układami oraz pełną niezależność twórczą. Muzycy wychodzą na scenę, na której - jak w gościnnym pokoju - rozłożony jest dywan, a ubrani są w piżamowe kombinezony, frontmenka pojawia się nawet boso.
Skąd aż taki
sukces?
Jak to się dzieje, że kapela nieistniejąca prawie w medialnym obiegu ma tylu fanów, którzy na koncertach śpiewają piosenki razem z zespołem? W czym tkwi jej fenomen?
Po pierwsze: inność. W stosunku chyba do wszystkiego, co dzieje się od lat w tzw. showbiznesie. Mądre teksty zamiast grafomańskich rymowanek. Kłania się najlepsza z możliwych tradycja: Jeremiego Przybory, Wojciecha Młynarskiego czy Agnieszki Osieckiej, ale też blisko do tego, co wychodzi spod ręki Marii Peszek. Jest lekko, błyskotliwie i raz po raz frywolnie.
Po drugie:
naturalność i przysiadalność.
Muzyka powstająca nie w świetnie wyposażonym studiu nagraniowym, ale w domu. Tak samo rzecz się ma z klipami oraz płytą wydaną własnym sumptem. Muzyka zdecydowanie powyżej średniej, ale wpisana w piosenkową, a nie jakąś wysublimowaną, dla wybranych, fakturę. Do tego świetny kontakt z publicznością - ale w postaci inteligentnego dowcipu, a nie schlebiania niskim gustom.
Po trzecie: instrumentarium. Nie całkiem oczywiste - elektryczne piano liderki, kontrabas obsługiwany palcami i często smykiem, akordeon, gitara, ukulele oraz skromny zestaw perkusyjny. I, co istotne, biegłość w panowaniu nad tym wszystkim.
Po czwarte: wokal. Może niewybitny, ale dobry
głos Justyny Chowaniak,
wsparty świetną dykcją, która pozwala bez trudu wsłuchiwać się w tekst. Do tego chórki albo wręcz sama obecność pozostałych członków zespołu - Stanisława Czyżewskiego i Jakuba Dykierta - co tak bardzo przypomina Starszych Panów, towarzyszących Kalinie Jędrusik, Irenie Kwiatkowskiej czy Barbarze Krafftównie. Skojarzenia z Przyborą i Wasowskim są nieuchronne, choćby tylko za sprawą kołweru (jak zapodają DM) Addio pomidory, ale przede wszystkim z racji - powtórzę - tekstu o czymś oprawionego w ciekawą i starannie zaaranżowaną melodię.
Jednocześnie jesteśmy bardzo daleko od (nieulubionej przeze mnie) piosenki aktorskiej. Mamy autorski przekaz, a nie choćby najdoskonalej, ale tylko odrobioną lekcję. Jest tu błogosławione, anglosaskie "pomiędzy" - umiejętne poruszanie się wśród różnych stylistyk i nastrojów, a nie pisana krwią piosenka francuska czy rosyjska. Jest coś z literackiego kabaretu (pamięć podsuwa mi nieodżałowane Mumio), coś z klimatów Grechuty i Turnaua. Ale rockowe ucho też odnajdzie sporo dla siebie: Kate Bush, Tori Amos, liryczność Eltona Johna czy Billy'ego Joela.
Jest dobrze, jest bardzo dobrze. Jest pop, ale ten, który dostarcza szlachetnej rozrywki,
zmusza odbiorcę do myślenia i chwili refleksji. Mamy do czynienia z bardzo szczególnym, osobnym debiutem. Dziś ma więc ta muzyka posmak nowości. Wchodzi i do głowy, i do serca - niekoniecznie przez eleganckie frontowe drzwi okazałego domu na przedmieściach, raczej przez uchylone w kuchni okno. W ten sposób pragnieniem fana jest, by tę jakość ocalić na dłużej, na lata. Powiedzieć, że to nieproste - to banał. Ale niektórym się udało.
Domowe Melodie dały wczoraj w katowickim Rialcie świetny koncert. Krótki - mimo iż z kilkoma bisami - bo złożony z piosenek z jednej póki co płyty. Ale pojawił się też numer Panie Prezydencie, który jest zapowiedzią następnej. Oby równie dobrej, czego zespołowi serdecznie życzę. A że refren tej pieśni - dotyczącej polityków - jest mi wyjątkowo bliski, pozwolę sobie nim zakończyć:
A wy się bijcie, gińcie,
zesrajcie, zróbcie sobie wojnę.
Na połamanie nóg, pohybel,
czasy niespokojne.
I tylko won z mojego domu -
nie ma was tu, nie ma was tu, nie ma was tu!
Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma...
Nie ma was tu, nie ma was tu, nie ma was tu!
(Domowe Melodie, Katowice, Rialto, 21 lutego 2014)