Wybrani - jak The Rolling Stones - wciąż gromadzą tłumy na stadionach czy w Hyde Parku, inni - jak Deep Purple - są w stanie zapełnić katowicki Spodek. Niektórzy już dawno odwiesili gitary na kołkach, niektórzy nie żyją. Są też tacy, co - aczkolwiek w składach mocno odbiegających od oryginalnych czy najlepszych - też wciąż grają, tyle że w salach na kilkaset miejsc.
Nawet nie minął miesiąc, kiedy wspominałem stary, dobry, w wielu momentach wspaniały Wishbone Ash. Nie miałem wtedy świadomości, że na 26 lutego zaplanowany jest występ zespołu niecałe dwadzieścia kilometrów od Katowic. I że zdecyduję się na jego obejrzenie.
Długowłosy przed laty
Andy Powell,
gitarzysta, wokalista i współzałożyciel zespołu, goli dziś resztki włosów na głowie. Co jeszcze jest inaczej niż dawniej? To, że ze starej ekipy ostał się on jeden, pozostali trzej panowie pochodzą ze znacznie późniejszego naboru. To, że lider nie wyciąga już górnych rejestrów, tak jak pięknie robił to wraz z kolegami - bagatela - czterdzieści lat temu.
Ale jeśli kiedyś było się zaliczanym do grona najlepszych rockowych gitarzystów, to znaczy, że było się bardzo biegłym w obsłudze sześciu strun, a tego się raczej nie zapomina. I nawet jeśli brakuje brzmieniu zespołu dawnej finezji, maestrii, wciąż prezentuje on poziom, który nie pozwala słuchaczom wysuwać prostej i smutnej tezy o odcinaniu kuponów od niegdysiejszej popularności. Nie ma w żadnym wypadku mowy o niesmaku czy zażenowaniu poziomem wykonawczym. Nie, na szczęście nie.
Za sprawą
niepoprawnego zapaleńca,
Piotra Zalewskiego, dyrektora Ośrodka Kultury "Andaluzja", od lat w Piekarach Śląskich mają miejsce zadziwiające koncerty. Ten Years After, Iron Butterfly, Cactus. Starym fanom rocka są to wiele mówiące nazwy. I chociaż jest to już tylko granie dla wybranych i margines tego, co zajmuje dziś głowy dziennikarzy muzycznych oraz szerokiej publiczności, wciąż są ludzie, którzy chcą takiej muzyki słuchać. I to zarówno ci łysiejący i podtatusiali, którzy w czasach swojej młodości mogli o podobnych koncertach jedynie pomarzyć, jak i znacznie młodsi, dla których klasyka rocka jest bardzo żywym zjawiskiem.
Sala mogąca pomieścić około trzystu widzów zapełniła się szczelnie w środowy wieczór. Zastanawiałem się, jak w nieszczególnym od strony akustyki miejscu zabrzmi rockowa kapela, ale moje niepokoje były niepotrzebne. Rozpoczęli od Strange Affair, tytułowego nagrania z albumu z 1991 roku - i wszystko poszło nadspodziewanie dobrze. Potem usłyszeliśmy kolejne tytułowe nagranie, tym razem z dopiero co wydanego krążka Blue Horizon.
To, że wszyscy czekaliśmy na utwory pochodzące
z pierwszych płyt
grupy, jest oczywiste. Z radością powitaliśmy więc The King Will Come, a zaraz potem Warrior z trzeciego w dyskografii, najsłynniejszego Argusa (1972). Temperatura na widowni wyraźnie się podniosła. Tak samo jak wtedy, gdy kolejno usłyszeliśmy The Pilgrim, Blowin' Free, Jail Bait (z aktywnym udziałem publiczności) i na koniec około dziewięćdziesięciominutowej części głównej dwa utwory z pierwszego albumu - Lady Whiskey i Phoenix. Wśród trzech utworów zagranych na bis nie mogło zabraknąć Persephone.
Nie było może porywająco, ale znów miałem przyjemność wysłuchać bardzo porządnego koncertu dawnej gwiazdy. I kolejny raz doświadczyć osobistych wzruszeń, gdy ze sceny dobiegały dźwięki kawałków z zestawu szczególnie przeze mnie ukochanych.
Oczywiście
koncert marzeń
wyglądałby inaczej: duża hala, gdzie, jestem pewien, zespół tylko zyskałby na sile, i nieco inny repertuar. Cóż, tak jest zawsze w przypadku wykonawców, którzy grają długie lata. Bo mają w czym wybierać, zaś wybitnych kompozycji starczyłoby na dwa, a może i trzy występy. No i bardzo chcą pokazać, że wciąż żyją, są aktywni i nagrywają płyty, więc prezentują też piosenki z późniejszego okresu. Ale także dbają o swoich fanów, bo zaraz po koncercie panowie zeszli do nas i cierpliwie, z uśmiechem podpisywali płyty, bilety i co tam kto miał.
Przy jeszcze jednej starej firmie mogę postawić iksa - byłem, zobaczyłem, wysłuchałem. Bez szaleństw, ale z prawdziwą przyjemnością.
(Wishbone Ash, Piekary Śląskie, Ośrodek Kultury "Andaluzja", 26 lutego 2014)