O wczorajszym „audycie” powiedziano już sporo. Niektórzy uważają, że to propagandowy spektakl zafundowany przez PiS w odpowiedzi na demonstrację 7 maja. Inni, że to początek „sezonu łowieckiego” czyli przejście do kolejnej fazy polityki dobrej zmiany. Jeszcze inni, że to wyraz bezradności rządu PiS. Bez względu na intencje pomysłodawców, niektóre popisy ministrów warto wziąć na poważnie, nawet jeśli na to nie zasługują. Pokazują one bowiem, jak propaganda zdominowała rządzenie i jak zafałszowany jest przekaz idący z ministerstw.
Weźmy jako przykład początek wczorajszego wystąpienia Antoniego Macierewicza, który uznał, że w czasie rządów koalicji PO-PSL Polsce „nie zapewniono żadnych gwarancji politycznych ani technicznych, możliwości uzyskania w razie agresji realnej pomocy ze strony państw sojuszniczych, a także organizacji Sojuszu Północnoatlantyckiego”.
Czy to prawda, półprawda czy właśnie „audyt” ?
Najlepiej odwołać się do faktów. Kiedy w 2008 roku Rosjanie zaatakowali Gruzję, rozpocząłem w NATO rozmowy na temat tzw. planów ewentualnościowych dla Polski. Te plany to nic innego jak scenariusze wsparcia ze strony sojuszników w przypadku agresji na nasz kraj. Bez takich scenariuszy sojusznicza pomoc byłaby fikcją, bo wojsko musie wiedzieć gdzie i jak działać. Ku mojemu zdumieniu najczęściej zadawanym pytaniem było „A po co wam te plany?”. Starania te jednak zakończyły się sukcesem i od jesieni 2010 r. Polska jest jednym z pięciu szczęśliwych posiadaczy planów ewentualnościowych w NATO.
W reakcji na duże rosyjsko-białoruskie manewry „Zapad 2009” wspólnie z ministrami obrony krajów bałtyckich wystąpiliśmy do Kwatery Głównej o przeprowadzenie na naszym terytorium pierwszych w historii ćwiczeń Sił Odpowiedzi NATO. Chodziło o przetestowanie gotowości wojsk sojuszniczych do reagowania w przypadku zagrożenia ze Wschodu. Nie było łatwo przekonać tych, którzy z Rosją nie mają wspólnej granicy. Ale się udało i w 2012 r. o ćwiczeniach „Steadfast Jazz” mówiło się szeroko.
Jednak najważniejszym wydarzeniem tamtych lat była pierwsza w historii Polski umowa o stałym pobycie żołnierzy amerykańskich na naszej ziemi. Podpisywałem ją w czerwcu 2011 r. w przekonaniu, że uruchomi cały ciąg kolejnych zdarzeń. I w przeświadczeniu, że każdy amerykański żołnierz u nas to dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa. Pozwoliła ona na regularne ćwiczenia polskich i amerykańskich pilotów F-16 i Herkulesów. Z perspektywy ostatnich dwóch lat, gdy po agresji Rosji na Ukrainę w Polsce gościliśmy dziesiątki tysięcy sojuszniczych żołnierzy, ten krok wydaje się skromny. Ale był on pierwszy i modelowy, bo cała amerykańska obecność w Polsce ma właśnie taki rotacyjny charakter.
Nie byłoby tej obecności bez zabiegów wielu osób. Zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę, Prezydent Komorowski wystąpił do sojuszników o konsultacje w trybie art. 4 Traktatu Waszyngtońskiego. Było to czwarte w historii NATO uruchomienie takich konsultacji. Za prezydentem poszli Ministrowie Siemoniak, Sikorski i Schetyna i przekonali aliantów, że ich obecność u nas jest niezbędna. I tak jest do dziś. Tak też będzie po najbliższym szczycie, który z inicjatywy Prezydenta Komorowskiego odbędzie się w Warszawie. O tym wszystkim warto pamiętać, gdy słucha się bredni Ministra Macierewicza, że polskie bezpieczeństwo jest w ruinie.