PiS udaje, że nie rozumie – lub naprawdę nie rozumie – iż spór z Komisją Europejską nie jest sporem politycznym, lecz sporem o procedury i zasady. Komisja Europejska nie kwestionuje ani wyników wyborów, ani prawa PiS-u do rządzenia. Kwestionuje natomiast łamanie przez rząd oraz większość sejmową zasad demokratycznego państwa prawa.
Tak niesłychanie ostry ton wystąpienia premier Beaty Szydło (ostatni raz władza na opozycję tak krzyczała chyba w stanie wojennym!) jest dowodem na to, że rządowi nie udała się taktyka przeciągania negocjacji i udawania dobrej woli w nadziei, że członkowie Komisji Europejskiej to kupią. Komisja Europejska nie dała się nabrać na plewy. Jej przekaz do rządzących jest prosty: przestrzegajcie prawa, bo jak nie, to spotkacie się z reakcją Europy. Unia Europejska jest dla krajów demokratycznych, a nie dla dyktatur.
Piątkowa debata była historyczna w niechlubnym sensie. Z dwóch głównych powodów. Po pierwsze jeszcze nigdy rząd nie uciekał z sali sejmowej przed opozycją. Jakby bal się słów prawdy lub nią gardził. Jeśli była to pogarda dla opozycji, to jak to się ma do deklaracji PiS o dialogu i gotowości do kompromisu? Widać, że PiS wsłuchuje się tylko w głos prezesa PiS, więc chyba jest to dialog wewnętrzny. Po drugie trudno znaleźć odpowiednik dla kuriozalnej uchwały o tym, że Polska jest krajem suwerennym i demokratycznym. Czy czekają nas uchwały, że woda jest mokra, a rzeki płyną od źródeł ku morzu?
Polska jest krajem suwerennym i demokratycznym nie od wczoraj, ani nie od ubiegłorocznych wyborów, tylko od 26 lat.
Trzeba z całą mocą przypomnieć, że gdy w 2003 roku w referendum Polacy dobitnie zagłosowali za wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej, to opowiedzieli się nie tylko za unijnymi pieniędzmi, ale też za europejskimi wartościami. To był głos za demokracją, praworządnością, poszanowaniem praw człowieka i swobód obywatelskich. Polacy wiedzieli, że Unia to wspólnota wartości, a nie tylko interesu. I że w tej wspólnocie wartości odnajdziemy się bez trudności, bo takie europejskie wartości jak pluralizm, tolerancja, godność człowieka, solidarność nosimy w naszych sercach. Nie daliśmy się wtedy zwieść przeciwnikom Unii, którzy przedstawiali ją jak jakiegoś potwora, pożerającego suwerenność państw członkowskich. Podobnie jak dzisiaj PiS, który opowiada się za pojmowaniem suwerenności coraz bardziej tak, jak pojmują ją autorytarni władcy Białorusi czy Rosji. A premier Szydło próbuje zakrzyczeć Europę.
Piątkowa debata przyniosła też wiele kuriozalnych wypowiedzi. Rekord pobił jeden z posłów PiS-u, który przyrównał mowę premier Beaty Szydło do przemówienia ministra Józefa Becka z 5 maja 1939 roku. Już nawet nie chodzi o niestosowność takich porównań (czyżby opozycja i Komisja Europejska zagrażały rządowi PiS tak, jak w 1939 roku Polsce zagrażał Hitler?). Panie pośle, niecałe pół roku po owym przemówieniu Polski nie było już na mapie. To chciał Pan zakomunikować wszystkim Polakom?
Konflikt z Komisją Europejską, który rząd spowodował, jest bardzo prosty do rozwiązania: wystarczy wydrukować wyrok Trybunału Konstytucyjnego, zaprzysiąc jego trzech sędziów, wybranych w październiku ubiegłego roku i wrócić do przestrzegania prawa. Tylko tyle i aż tyle.