Unia Europejska znalazła się w największym kryzysie w historii. Do tej pory wyłącznie się rozszerzała. Teraz po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy jakiś kraj zdecydował się ją opuścić.
I to bardzo ważny kraj, pod każdym względem: liczby ludności, potencjału gospodarczego, militarnego, finansowego...
Każdy kryzys ma dwa aspekty: niesie zagrożenia, ale też szanse. To od nas zależy, co przeważy.
Brexit niewątpliwie wprowadza mnóstwo chaosu. Choć artykuł 50. traktatu lizbońskiego jasno opisuje procedury wyjścia kraju z UE, to w praktyce nie można przewidzieć, jak długo to będzie trwało i czy ten rozwód przebiegnie bezkonfliktowo. Od razu więc nasuwa się strategia postępowania: należy unikać mnożenia chaosu i dodatkowych problemów.
A takim mnożeniem chaosu i dokładaniem problemów są pomysły opracowania nowego traktatu unijnego.
Powiedzmy sobie wprost: rewizja traktatu to cios w plecy UE.
Nie jestem specjalistą w sprawach gospodarczych, więc tego tematu nie będę szerzej rozwijał, poza kilkoma oczywistymi stwierdzeniami.
Brexit będzie miał niekorzystne skutki i dla Wielkiej Brytanii, i dla wszystkich krajów UE, w tym dla Polski. A raczej: szczególnie dla Polski, ze względu na to, jak wielu Polaków mieszka w tym kraju i jak ważny dla Polski jest rynek brytyjski. Musimy zadbać o to, by te niekorzystne skutki minimalizować.
A wszelkie manifestowanie radości z „klęski euroentuzjastów” jest przejawem wyjątkowego braku rozsądku, bo eurosceptycy i wrogowie UE też odczują te negatywne skutki.
Nie wolno podważać sensu istnienia wspólnej waluty, a Polska powinna wspierać Unię Walutową. Natomiast decyzję o tym, kiedy mamy wprowadzić euro – należy podjąć na podstawie opinii specjalistów.
Kryzys UE był w dużej mierze wywołany ogólnoświatowym kryzysem finansowym w roku 2008, dlatego powinniśmy dbać - za pomocą odpowiednich przepisów – o rozwój gospodarczy wszystkich krajów członkowskich oraz UE jako całości. Równocześnie trzeba dążyć do większej spójności wewnętrznej UE, poprzez zmniejszanie różnic w rozwoju poszczególnych regionów.
Znam się natomiast na sprawach bezpieczeństwa. I uważam, że ten kryzys trzeba wykorzystać do pogłębienia współpracy właśnie w tej dziedzinie. Do zwiększenia kompetencji UE w zapobieganiu i zwalczaniu terroryzmu oraz do praktycznego wykorzystania wspólnych sił szybkiego reagowania, które teraz istnieją tylko formalnie, bo nigdy nie były użyte, chociaż kilka razy była taka potrzeba.
Mówiliśmy o tym od lat. „My”, czyli ministrowie spraw zagranicznych i obrony narodowej rządów PO-PSL: Radek Sikorski, Grzegorz Schetyna, Tomasz Siemoniak i ja. Były dwa szczyty Unii poświęcone tym sprawom, które ograniczyły się do słów i ogólnych deklaracji. Trzeba było aż Brexitu, żeby politycy unijni do tego dojrzeli.
Obecnie mamy paradoksalną sytuację: Jest ogromna dysproporcja między sumą potencjałów obronnych krajów członkowskich UE, a zdolnością obronną UE jako całości. Istniejące instytucje i polityki, jak Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony, nie są właściwie wykorzystywane.
Nie ma efektywnej platformy gromadzenia i wymiany informacji wywiadowczych, choć istnieje wiele umów bilateralnych. To musi się szybko zmienić i musi powstać wspólne centrum, które będzie gromadziło dane wywiadowcze, szczególnie dane o zagrożeniach terrorystycznych. Z wszystkich ataków terrorystycznych, jakich Europa doświadczyła w ostatnich latach płynie wniosek, że skutki byłyby o wiele mniejsze, gdyby służby zaatakowanego kraju dysponowały informacjami, które posiadały inne kraje.
Tak samo jest z misjami wojskowymi, prowadzonymi przez kraje UE. W praktyce poszczególne kraje wolą działać samodzielnie, a nie w ramach europejskich sił szybkiego reagowania, bo proces decyzyjny jest za długi. Dlatego też potrzeba Unii własnych struktur odpowiedzialnych za planowanie i dowodzenie operacjami wojskowo-cywilnymi.
Pilnie trzeba wprowadzić przepisy, że takie operacje będą finansowane nie z budżetów krajów uczestniczących w tych operacjach, ale z budżetu unijnego. I przestać się obawiać, że wzmocnienie UE w zakresie obronności osłabi NATO. Takie myślenie jest przejawem ignorancji i dawno się już zdezaktualizowało.
Brexit jest sytuacją absolutnie wyjątkową, ale zarazem historia Unii uczy nas, że kryzysy zdarzały się wielokrotnie. Z każdego poprzedniego UE wychodziła zwycięsko. Trzeba robić wszystko, żeby i tym razem tak było.