W połowie lat 90. spacerowaliśmy ze Zbigniewem Brzezińskim po Krakowie. Był wieczór. Brzeziński powiedział, że marzy o zjedzeniu polskich pierogów. Akurat przechodziliśmy obok restauracji „Chłopskie Jadło” przy ul. Koletek, więc weszliśmy do środka. Okazało się jednak, że kuchnia już jest zamknięta. Ale szef lokalu rozpoznał Profesora i natychmiast postanowił otworzyć kuchnię na nowo. To chyba najlepiej pokazuje, jak wielkim szacunkiem i sympatią Zbigniew Brzeziński cieszył się wśród Polaków.
Poznałem Zbigniewa Brzezińskiego dość późno, bo dopiero tuż po upadku komuny. Byłem na stypendium w Stanach Zjednoczonych. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie to, że ten wielki Brzeziński traktuje nas młodych tak poważnie i z uwagą słucha tego, co przywozimy z kraju.
Dość szybko moje relacje z Profesorem stały się bliskie. To On zainspirował mnie do założenia Instytutu Studiów Strategicznych, najstarszego polskiego think-tanku zajmującego się sprawami międzynarodowymi. I to dzięki niemu do Rady Honorowej ISS zgodzili się wejść Valery Giscard d'Estaing, Hans-Dietrich Genscher czy Henry Kissinger. Bez niego musielibyśmy długie lata pracować na uzyskanie odpowiedniej renomy.
Od tego czasu każdy mój pobyt w USA miał żelazny punkt programu: spotkanie z Profesorem i długa, serdeczna rozmowa.
Dla mnie i dla mojego środowiska Zbigniew Brzeziński był prawdziwym mistrzem. Nie tylko dlatego, że w latach prezydentury Jimmy’ego Cartera miał tak ogromny wpływ na losy świata i że te swoje wpływy wykorzystywał również dla dobra Polski. Przede wszystkim dlatego, że bardzo dobitnie głosił, iż polityk powinien się kierować zasadami moralnymi, co było mocnym kontrastem w stosunku do stylu jego poprzednika na stanowisku doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.
Młodszym czytelnikom trzeba przypomnieć: w połowie lat 70. USA prowadziły w stosunku do ZSRR politykę odprężenia (détente), czego ukoronowaniem było podpisanie w 1975 r. Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Zbigniew Brzeziński przekonał prezydenta Cartera do tego, by to porozumienie wykorzystać do nacisków na ZSRR w kwestii praw człowieka, co niezwykle pomogło wszystkim przeciwnikom komunizmu w Europie Wschodniej, a szczególnie nam w Polsce.
Nie do przecenienia jest to, co Zbigniew Brzeziński zrobił dla Polski w gorącym okresie lat 1980-81. W grudniu 1980 roku sowieckie czołgi były już gotowe do inwazji na Polskę, Sowieci wycofali się z tych planów dzięki bezprecedensowej akcji dyplomatycznej Zbigniewa Brzezińskiego. Jej opis w książce „Cztery lata w Białym Domu” powinien stać się lekturą obowiązkową dla wszystkich kandydatów do służby dyplomatycznej.
Równie wielka była pomoc Zbigniewa Brzezińskiego w czasie, gdy Polska starała się o członkostwo w NATO. Dzisiaj już słabo pamiętamy, jak wielu bardzo wpływowych polityków amerykańskich było przeciwko nam. Ale pozycja polityczna Brzezińskiego i jego autorytet intelektualny wraz z zaangażowaniem Jana Nowaka-Jeziorańskiego, polskiej ambasady i Polaków mieszkających w USA pozwoliły ten opór pokonać. W końcu to Brzeziński był autorem koncepcji, w której rozszerzeniu NATO na kraje Europy Środkowej towarzyszyć miały nowe relacje z Rosją i uprzywilejowane stosunki z Ukrainą.
Tym, co fascynowało w postaci Zbigniewa Brzezińskiego, było jego polskie serce. Kiedyś towarzyszyłem Profesorowi podczas zwiedzania katedry wawelskiej. Ówczesny proboszcz ks. infułat Janusz Bielański otworzył nam skarbiec, ze słynną włócznią św. Maurycego. Zbigniew Brzeziński widział ją pierwszy raz w życiu. Upewnił się, że to ta włócznia, którą cesarz Otton III podarował Bolesławowi Chrobremu, a potem bardzo długo wpatrywał się w nią w milczeniu. Jego spojrzenie stawało się coraz bardziej głębokie, a oczy wilgotne. Nic dziwnego patrzył przecież po raz pierwszy na polityczną relikwię, symbol uznania państwowości polskiej przez Europę.
Ostatni raz odwiedziłem Go w ubiegłym roku. Profesor nie upoważnił mnie do upubliczniania jej treści naszej rozmowy, ale oczywiście mówiliśmy o Polsce. To była rozmowa podszyta głęboką troską o przyszłość kraju, ale – jak zawsze – spokojna i rzeczowa.