W roku 1979 Leszek Moczulski poinformował zachodnich dziennikarzy o strajkach w kilku śląskich kopalniach. Władze temu zaprzeczyły, a Moczulski został ukarany grzywną z art. 140. Kodeksu wykroczeń: „Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu do miesiąca, ograniczenia wolności, grzywny do 3 000 złotych albo karze nagany.”
A w latach 80. powszechną praktyką było skazywanie przyłapanych na rozrzucaniu ulotek za… zaśmiecanie miasta. W taki pokrętny i tchórzliwy sposób komunistyczne władze próbowały z przeciwników systemu robić przestępców pospolitych.
28 lat po upadku komunizmu władze PiS-u sięgają po te same pokrętne i tchórzliwe sposoby: czworo demonstrantów, którzy weszli na teren Sejmu bez przepustek, oskarżono o …naruszenie miru domowego marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego! Grozi za to do roku więzienia.
Na szczęście sądy są – jeszcze – niezawisłe i w tej sprawie zapadł wyrok uniewinniający. Ale w całej Polsce toczy się co około 800 podobnych procesów: za to, że demonstranci nie usłuchali wezwań policji do rozejścia się, usiedli na trasie pochodu ONR, próbowali blokować pochód „miesięcznicy smoleńskiej”, itd. .
Powtórzę: ostatni raz aparat policyjno-prokuratorski do gnębienia niewinnych ludzi wykorzystywano w latach 80., w czasach PRL-u. To naprawdę już nie są żarty. Bo chociaż na razie nie zapadają wyroki skazujące (choć prokuratura już odwołała się od niektórych wyroków uniewinniających), jednak już same takie procesy, poprzedzone przesłuchaniami, nachodzeniem przez policję po domach, zastraszaniem – są wystarczającą oznaką tego, że łamane są podstawowe wolności obywatelskie.
Jestem senatorem RP. W normalnych czasach moja codzienna praca polegała na dbaniu o to, aby uchwalane przez Sejm ustawy były dobre pod względem merytorycznym i formalnym. Po nastaniu „dobrej zmiany” czasy przestały być normalne, Senat stał się maszynką do zatwierdzania nawet ustaw jawnie sprzecznych z Konstytucją. Rola senatorów opozycyjnych sprowadza się do perswazji, ostrzegania, wyrażania sprzeciwu, dawania świadectwa prawdzie, nawet gdy ma się poczucie bezradności.
Teraz jednak ta rola przestaje wystarczać. Uważam, że musimy robić coś więcej. Wyjść – w przenośni i dosłownie – poza mury Senatu i Sejmu, po to by być razem z tymi, którzy doznają represji ze strony aparatu państwa. Tak jak wychodzili ze swoich ról studentów czy pracowników naukowych ci, którzy w latach 70. jeździli na procesy radomskie i nieśli pomoc represjonowanym robotnikom. Z tych działań kiedyś narodziła się Solidarność. Dziś związek zawodowy Solidarność jest po prostu przybudówką władzy. Potrzebna jest więc zwykła ludzka solidarność, która nakazuje pomagać krzywdzonym bliźnim. Również – a raczej: szczególnie - w wykonaniu senatora RP.
Stąd z jednej strony moje pisma do ministra spraw wewnętrznych z żądaniem informacji o liczbie procesów politycznych (ukrytych pod szyldem procesów o przestępstwa i wykroczenia pospolite), a z drugiej – moja obecność na tych procesach
Tak zresztą powinna działać cała opozycja parlamentarna.
Konferencja prasowa z udziałem Senatora dotycząca procesów https://www.youtube.com/watch?v=mrnRK3cK-b8