Unia Europejska jest bez wątpienia wartością. Odrzucam jednak przy tym nadmierny euroentuzjazm, podobnie zresztą, jak i skrajny krytycyzm. Starając się być realistą, wciąż jednak natrafiam na mankamenty, które są wodą na młyn dla kampanii przeciwników Unii, w obecnym kształcie.
Walka o likwidację czasu letniego jest dobrym tego przykładem. Trudno uwierzyć, ale próby harmonizacji DST (daylight saving time) zostały rozpoczęte blisko 50 lat temu! Ostatnia zaś dyrektywa pochodzi z 2000 roku. By nie było wątpliwości, to nie UE wprowadziła zmianę czasu, ale od wielu lat podejmuje się próby - w mojej opinii - kompletnie nieskutecznie - jej „ucywilizowania”.
W 1975 roku, po raz pierwszy, w komunikacie Komisji Europejskiej, przedstawiono negatywną ocenę braku harmonizacji krajowych praktyk w zakresie DST oraz ich niekorzystnych skutków dla rynku wewnętrznego. Rozbieżności już wówczas były kosztowne i często niezrozumiałe, komplikowały życie - zwłaszcza w usługach transportowych. Pierwszą dyrektywę Wspólnot Europejskich (WE), w sprawie czasu letniego, przyjęto w 1980r. Krótko mówiąc, potrzebowano czterech lat negocjacji, by ustalić – wówczas dla dziewięciu państw - normę dotyczącą czasu letniego.
W kolejnych dwudziestu latach, potrzebnych było aż dziewięć dyrektyw, aby system był w miarę spójny i - w skutku - bezpieczny. Nie oznacza to jednak, że mało kosztowny czy też w ogóle racjonalny.
Rozmaite badania, prowadzone równolegle z procesami harmonizującymi stosowanie jednolitych ram czasowych, pochłaniające spore koszty, nie pomagały w kluczowych decyzjach. Uzyskiwane zaś oszczędności energii - w przypadku kilku państw, mających blisko 100-letnią w tym względzie tradycję, w coraz mniejszym stopniu były policzalne i marnie bilansowały się przy kosztach innych mankamentów całego systemu.
W wyniku wielu wysiłków, często okupionych indywidualnymi odstępstwami, dopiero w siódmej dyrektywie uzyskano właściwą unifikację daty stosowania czasu letniego.
Od czasu traktatu z Maastricht (1993r.), kolejne dyrektywy UE, dotyczące czasu letniego, przyjęte były w ramach procedury współdecyzji. Z tą chwilą jednak, rozpoczęły się również boje o prawo do odstępowania od harmonizacji. Tak więc - w momencie uzyskania jednolitej wreszcie opinii (a w skutku - praktyki), wyczerpało się uzasadnienie dla założonego celu.
Biurokracja była tak wolna i tak ociężała, że przeszła przez czas korzyści z implementacji bez niej, a weszła w okres jej obrony, w momencie utraty sensowności.
W czasie tworzenia ram ósmej dyrektywy, dominowało jeszcze przekonanie o sensowności istnienia czasu letniego. Później, stanowisko ekspertów, a także opinii publicznej, zaczęło przybierać już odmienny kierunek. Uchylenia dyrektywy z roku 2000, domagali się członkowie specjalnej grupy roboczej Parlamentu Europejskiego, aktywni członkowie trzech debat w samym Parlamencie, a także eksperci.
Ostatnie głosowanie na sesji w Strasburgu, stanowiło dość zmasowany atak na Komisję Europejską i jej wezwanie do przeprowadzenia wnikliwej oceny obowiązującej dyrektywy 2000/84/WE, w sprawie ustaleń dotyczących czasu letniego oraz - w razie konieczności - do przedłożenia wniosku, dotyczącego jej gruntownego przeglądu.
Europa obfituje dziś w liczne usługi komunikacyjne. Przemieszczanie się rozmaitymi środkami, w przypadku zmian czasu, rodzi ogrom komplikacji. Cierpią na tym także usługi finansowe, dokonywane operacje w sieci, a nawet dość duża grupa prozaicznych doświadczeń dnia codziennego. Wszyscy prawie są zgodni, że zmiana czasu wpływa też niekorzystnie na cykl życia zarówno ludzi, jak i zwierząt.
Mija 18 lat od przyjęcia dyrektywy 2000/84/WE – momentu, gdy po raz ostatni, bez cienia wątpliwości – praktyka zmiany czasu miała jeszcze sens, i - aż 18 lat - od momentu, gdy administracja unijna powinna być gotowa do sprawnego wycofania się z coraz bardziej kosztownych i uciążliwych operacji.
Za rok kończy się obecna kadencja Parlamentu Europejskiego, a także Komisji Europejskiej. Ciekaw jestem, czy administracja jest w stanie udowodnić, że sprawność reagowania na zmieniające się wraz z upływem lat warunki, nie stanowi najsłabszego ogniwa w działalności instytucji europejskich.
Dodam, że jestem zwolennikiem odstąpienia od obecnych rozwiązań, w zakresie zmiany czasu. Nie przesądzam, który czas (letni czy zimowy) powinien pozostać przez cały rok (choć mam swoją preferencję). Wsparłem złożoną w sejmie propozycję PSL. Zastrzegłem jednak, że wyłączenie jedynie Polski z obowiązujących w Unii Europejskiej regulacji, nie jest dobrym rozwiązaniem. Krokiem w dobrym kierunku byłoby natomiast sprawne przyjęcie odejścia od obowiązujących reguł, w całej Unii.