Zimną wojnę w kulturze widać już gołym okiem w sposobie prowadzenia komunikacji, w braku dialogu MKiDN z twórcami. Poza tym fatalna polityka personalna, często uzupełniana licznymi akcjami łączenia instytucji (ostatnio zespołów filmowych). To aktywności wręcz rujnujące. Niszczenie suwerenności artystycznej i programowej wielu instytucji narodowych to niezwykle mocno widoczny element aktywności resortu.
Gdybym miał wymienić tylko jedno ważne wydarzenie kulturalne tego roku byłaby nim bez wątpienia premiera „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego. Tak szybko (jak na Pawlikowskiego), zrealizowany kolejny hit po zwycięskiej „Idzie”, daje mu pierwszeństwo nie tylko w naszej, ale też europejskiej kinematografii. W Sevilli (Europejskie Nagrody Filmowe) był poczwórnie zwycięski (za film, reżyserię, scenariusz, montaż). Cieszy też indywidualny sukces Joanny Kulig, najlepszej europejskiej aktorki 2018 roku. Brawo.
Szerszej, jakościowej oceny roku w kulturze, dokonał m. in. Onet.pl, a także liczni recenzenci branżowi. W większości z przedstawionymi ocenami się zgadzam, więc nie będę ich powtarzać. Faktem natomiast jest, że mamy za sobą znakomity rok w naszej kinematografii, rekordową frekwencję („Kler” Smarzowskiego) i sporo rozmaitych nagród (Srebrny Niedźwiedź dla „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej, nominacja do Oscara dla „Twojego Vincenta”). Cieszy także młodsze pokolenie, dające szansę na wypełnianie luki po odchodzącym, najstarszym pokoleniu reżyserów (Jagoda Szelc).
Dużo trudniejszy był to rok dla polskiego teatru. Twórców mamy znakomitych, ale to dziedzina szczególnie zależna od mecenatu państwa, a przez to wyjątkowo wrażliwa. Odczuł to mocno Teatr Polski we Wrocławiu, czy też Teatr Stary w Krakowie. Niepokój środowiska budzi konkurs na dyrektora Instytutu Teatralnego, a przede wszystkim zniszczony system grantowy, który zawsze był niezwykle istotnym instrumentem wspomagania teatrów i rozmaitych festiwali. Opóźnienia w finalnych decyzjach były tak wielkie, że wręcz dewastujące plany artystyczne wielu podmiotów, fundacji i stowarzyszeń. A upolitycznienie, widoczne na pierwszy rzut oka. Dobrze, że utrzymywane są na dobrym poziomie takie przedsięwzięcia cykliczne, jak np. Festiwal „Boska Komedia” w Krakowie. Martwi jednak słabnące wsparcie dla naszego udziału w najbardziej prestiżowych festiwalach europejskich.
Zimną wojnę w kulturze widać już gołym okiem w sposobie prowadzenia komunikacji, w braku dialogu MKiDN z twórcami. Poza tym fatalna polityka personalna, często uzupełniana licznymi akcjami łączenia instytucji (MIIWŚ, NINY z FN, a ostatnio zespołów filmowych). To aktywności wręcz rujnujące. Niszczenie suwerenności artystycznej i programowej wielu instytucji narodowych to niezwykle mocno widoczny element aktywności resortu. Szczególne w tej sytuacji wyrazy uznania należy skierować do dyrektorów Dariusza Stoli i Piotra Cywińskiego. Przy gigantycznych błędach szefostwa MSZ i MKiDN robią, co mogą by ratować nasz międzynarodowy wizerunek. Byleby jednak nie zakończyło się tak, jak w przypadku znakomitego przedsięwzięcia w Muzeum Narodowego w Warszawie (wystawa „Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918”), którego kurator Piotr Rypson stracił pracę!
Zdecydowanie bardziej odporny na rządową politykę jest świat literatury. Nie zawodzi Olga Tokarczuk (nagroda Bookera dla angielskiego wydania „Biegunów” ). Niestety spojrzenie na witryny księgarń czy też innych punktów sprzedaży książek może wstrząsnąć każdym rozeznanym w rynku wydawniczym. Naród posiadający w swoich szeregach Kochanowskiego, Fredrę, Mickiewicza, Reymonta, Prusa, Sienkiewicza, ale też Leśmiana, Gombrowicza, Miłosza, Szymborską, Mrożka, Głowackiego, Różewicza, dziś częściej żegnał wielkich, niż witał ich następców.
Może cieszyć zejście z rynku wydawniczego celebrytów, znanych tylko z tego, że są. Psuli witryny przez lata. Dziś o wiele ciekawsza wydaje się oferta dziennikarzy, biografów, czasami nawet polityków, czy też byłych wysokich dowódców wojskowych. Niestety na tle świata i w tej materii wypadami więcej niż blado.
Jak ocenić wydarzenia muzyczne, te klasyczne, jak i również najbardziej popularne jeśli wciąż bazujemy na twórczości Fryderyka Chopina. Prawdopodobnie w kolejnych najpopularniejszych otwarciach mamy kolejno Kilara, Komedę i… Dawida Podsiadłę. Sukces tego ostatniego to efekt jego talentu, pracowitości, ale też mizerii konkurencji.
Wracając do oceny aktywności instytucji publicznych trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na zainteresowania samego rządu. MKiDN w polityce kulturalnej tak mocno skupiło się na przeszłości (instrumentalnie i wybiórczo), że inwestowanie w nowe przedsięwzięcia, a także edukację artystyczną i kulturalną albo po prostu odłożono, albo jedynie kontynuuje się wybrane projekty z lat 2007-14. Nazwę rzecz po imieniu: TO ZBRODNIA! O przeszłość, pamięć, edukację w tej materii powinno dbać przede wszystkim MEN, ale też bez nadmiernej przesady. Powinniśmy znać swoja historię, dbać o artefakty, dziedzictwo narodowe, ale przede wszystkim by czerpać z tego dla przyszłości, a nie jedynie by pielęgnować przeszłość.
Niestety także polityka inwestycji w dziedzictwo materialne, choć tak ważna dla obecnej ekipy, więcej ma mankamentów niż atutów. Inwestycje drożeją w stosunku do planów, są wydłużane w czasie ich realizacji ( z pokręconymi uzasadnieniami), a część z nich budzi spore wątpliwości programowe. Szczęście w nieszczęściu jest realizowanie zadań w oparciu o środki europejskie, choć czarne chmury także tu widać w odniesieniu do projektów kluczowych. To będzie chyba najważniejszy barometr intencji w polityce kulturalnej państwa realizowanej w oparciu o środki zewnętrzne.
To, co cieszy, to konkretne wyniki finansowe i dane statystyczne niezależne od polityki uprawianej przez MKiDN. Nakład polskiego wznowienie „Biegunów” przekroczył już 100 tys. egzemplarzy, frekwencja w polskich muzeach rosła kolejny rok, a do tego miłym akcentem była również ceremonia wręczenia Europejskiej Nagrody Muzealnej w Muzeum Historii Żydów Polskich – POLIN (które było gospodarzem nagrody, jako jej laureat sprzed 2 lat.) Z europejskiej perspektywy, warto odnotować systematycznie podnoszące się dochody w unijnych budżetach z "przemysłów kulturalnych i kreatywnych”. Na marginesie dodam przyjęcie przez PE, pierwszego, całościowego raportu o „Barierach finansowych i strukturalnych w dostępie do kultury”. Ważne, że zostało oparte na wreszcie aktualnych badaniach (Eurostat, Eurobarometr 2016), a także w wyniku wniosku złożonego w czasie naszej prezydencji, postulującego zastosowanie lepszej metodologii.
Niestety w tym kontekście realizowana przez resort polityka kulturalna musi budzić coraz większy niepokój. Piotr Gliński, niegdyś uznany socjolog zajmujący się społeczeństwem obywatelskim, dziś jest publicznie krytykowany nawet przez swój macierzysty Instytut Filozofii i Socjologii PAN. Jako nadrzędny cel obecnego ministra kultury jawi się instrumentalizacja kultury, a środkiem do tego celu jej centralizacja. Najwyrazistszym tego przykładem jest ogłoszony 3 dni przed końcem roku wspomniany już wcześniej zamiar połączenia wszystkich 5 państwowych studiów filmowych w jeden ośrodek produkcji filmowej. Pomijam już kwestię ukrytej sugestii, że dotychczasowe studia nie były profesjonalne (wystarczy spojrzeć na listę filmów wyprodukowanych na przestrzeni kilkudziesięciu lat przez KADR, TOR czy ZEBRĘ), żeby uznać tę złośliwość za mocno chybioną. Niezależnie od tego, kto będzie kierował nowym studiem filmowym, z pewnością utracimy różnorodność polskiej twórczości filmowej w jej samym zarodku.
A ten pomysł to tylko wisienka na torcie postępującej centralizacji. Każdego miesiąca słyszymy o kolejnych instytucjach samorządowych, które stają się instytucjami współprowadzonymi przez MKiDN. Większość z nich to zasłużone, ważne regionalnie instytucje, ale polityka ich częściowego upaństwawiania prowadzi długofalowo donikąd – skutkując zdejmowaniem odpowiedzialności za kulturę z samorządów i ryzykując ujednolicenie ideologiczne repertuarów, tak by zadowolić aktualnie rządzących… To, coś kompletnie odwrotnego od przełomu roku 1989 i procesu dzielenia się odpowiedzialnością za losy instytucji kultury.
Nie można też nie wspomnieć o całkowitym niewykorzystaniu okazji, jaką były obchody 100-lecia odzyskania niepodległości. To, przyznam, porażka obecnego rządu, która zaskoczyła mnie najbardziej. Ogromne środki, temat bliski rządzącym, a realizacja… żenująca. Organizowane punktowo wydarzenia ani nie odbiły się echem, ani nie przyciągnęły światowych liderów, ani niczego po sobie nie pozostawiły. O, przepraszam, pozostanie nam 200 ławek niepodległości (choć pewnie też nie na długo, sądząc po jakości ich wykonania). Przy tej okazji warto przypomnieć niezwykle wysoko oceniony w Europie Rok Chopinowski. Do dziś wspominany niezwykle ciepło także poza państwami UE. Pozostały po nim całkiem nowe obiekty jak np. Muzeum F. Chopina na Tamce, wyremontowana Żelazowa Wola, uporządkowany Brochów, czy zamknięte wręcz monumentalne Narodowe Wydanie Dzieł Fryderyka Chopina (wielka praca prof. Jana Ekiera). I inaczej niż przy zamykanym właśnie świecie niepodległości użyte najlepsze sale koncertowe świata (Od La Scali, Royal Albert Hall, Opery w Pekinie, po sale filharmoniczne w Berlinie, Wiedniu, a także spektakularne przestrzenie jak. np. w Egipcie. Dodam, że także goście na tych wydarzeniach nie zawiedli.
Polska wciąż na mapie Europy wygląda dostojnie dzięki artystom, ich dziełom, czy też zrealizowanym inwestycjom. Szkolnictwo artystyczne nadal jest powszechnie szanowane, choć ostatnio także ono ląduje gdzieś na marginesie zainteresowań kierownictwa resortu. Zrealizowane wcześniej nowe przestrzenie w kulturze (NOSPR, NFM we Wrocławiu, Opera Podlaska, Teatr Szekspirowski, obiekty dedykowane uczelniom wyższym w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Wrocławiu, Częstochowie, Opolu czy też szkołom w Suwałkach, Radomiu, Bielsku Białej itd.) są dobrze wykorzystywane. Potrzebują jednak dalszego wsparcia, a zwłaszcza doposażenia.
Zaściankowość rozmaitych nowych projektów może przyprawić o zawrót głowy. To, co jednak najboleśniejsze to marnowanie nadzwyczajnej koniunktury gospodarczej to wyraźnego inwestowania w przyszłość, nowatorskie projekty, zadania edukacyjne poszerzające umiejętności najmłodszych adeptów do współpracy, kooperowania, twórczego współuczestnictwa w nowych projektach. Obserwując zmiany w kulturze na świecie właśnie umiejętność współpracy osób o rozmaitych kompetencjach, kwalifikacjach, predyspozycjach i wrażliwości określać zaczyna najistotniejszy warunek największych, najbardziej spektakularnych sukcesów.
Kompletnie groteskowym, ale też symbolicznym finałem roku jest propozycja przyznania wicepremierowi Glińskiemu nagrody „Człowieka Wolności”. Pomijam już kwestię tego, że rok temu laureatką wyróżnienia była Julia Przyłębska, co trudno spokojnie komentować. Dewaluacja pojęć staje się faktem, a to też zjawisko kulturowe.
Bez wątpienia jednak największe straty mijającego roku to odejścia postaci niezwykle ważnych dla polskiej kultury – Kazimierza Kutza, Edwarda Dwurnika, Mariusza Hermansdorfera, Tomasza Stańki, Wojciecha Pokory, Wandy Wiłkomirskiej, Piotra Szulkina, Roberta Brylewskiego, Walerego Pisarka, Kory… Za dużo tych strat.
Mam nadzieję, że przyszły, Nowy 2019 rok zaoszczędzi nam tych niezwykle przygnębiających pożegnań, a da szansę na wreszcie większą liczbę interesujących debiutów.