Internet ma ogromną moc sprawczą. Nigdy nie mieliśmy na to tak jaskrawego dowodu, jak ten, który otrzymaliśmy dzisiaj - pod wpływem krytyki graczy i internautów Microsoft zmienił swoją restrykcyjną strategię wobec Xboksa One i wyrzucił całą swoją wizję przyszłości branży do kosza.
Przyroda, ekologia i kuchnia vs informacje i komentarze o najnowszych grach czyli wybuchowa mieszanka w wydaniu braci Bickich
W swoim wpisie podsumowującym targi E3 sporo miejsca poświęciłem Xboksowi One krytykując opcje konsoli, która do działania miała wymagać stałego połączenia z internetem - urządzenie miało logować się na serwery Microsoftu raz na dobę. Pojawić się miały też ograniczenia w wymianie, pożyczaniu i sprzedaży gier pudełkowych, a w zamian stworzono możliwość dzielenia się swoimi produkcjami w wydaniu cyfrowym z dziesięcioma innymi użytkownikami.
Na przedstawione przez giganta z Redmond mechanizmy wylałem wiadra żółci i jadu - nie był to jednak zwykły hejt, jakiego pełno w sieci, a poparta argumentami krytyka. Obowiązek połączenia z internetem nie był tak naprawdę logicznie uzasadniony, a poważnie utrudnić mógł życie graczom - awarie łączy w naszym kraju (i nie tylko) zdarzają się dosyć często i wówczas nie moglibyśmy nawet pograć w trybie dla pojedynczego gracza. Na szczęście podobnie jak ja uważa setki tysięcy innych osób.
"Internety" wygrały z potężną korporacją
Microsoft zdał sobie najwyraźniej sprawę, że znajduje się w dramatycznej sytuacji - krytyka nie malała, wiele osób (i to zagorzałych fanów Xboksa...) deklarowało kupno PS4, media nie zostawiały na pomysłach firmy suchej nitki, a niektóre sklepy odmówiły przyjmowania zamówień na Xboksa One. Sytuacja znacząco się pogorszyła na E3, gdzie Sony celnie wypunktowało swojego rywala dla wielu stając się zbawcą growej branży.
To wszystko najwyraźniej sprawiło, że Microsoft - wciąż jeszcze w to nie mogę uwierzyć - ugiął się pod naciskiem internautów. Ugiął się jeden z gigantów biznesu, w którym - jak niektórzy uważają - można przepchnąć najbardziej kuriozalne rozwiązania.
Don Mattrick, szef dywizji ds. interaktywnej rozrywki w Microsofcie (ten sam, który tydzień temu radził osobom bez dostępu do internetu... kupić X360, poprzednią platformę firmy), we wpisie na Xboksowym blogu poinformował o zmianie strategii i wyrzucenie dotychczasowej za okno. Xbox One - wbrew wcześniejszym informacjom - nie będzie wymagał logowania się do internetu, co 24 godziny, a w produkcje dla pojedynczego gracza grać będzie można offline,, nie nałożone zostaną też ograniczenia na gry używane. Za to nie pojawi się opcja dzielenia się własnymi tytułami, a w czasie zabawy płyta cały czas będzie musiała znajdować się w napędzie konsoli. W zamian zniesiona zostanie blokada regionalna, a cyfrowe wersje poszczególnych pozycji pobrać można będzie w dniu premiery edycji pudełkowych.
Don Mattrick twierdzi, że decyzja podjęta została po analizie opinii i komentarzy internautów oraz graczy, choć wraz ze swoją ekipą wierzył w wizję branży zdominowanej przez cyfrową dystrybucję. Obserwując wypowiedzi fanów i potencjalnych klientów, trudno nie wierzyć w te słowa. Aczkolwiek zastanawiam się, jak wielki wpływ na zmianę koncepcji mieli wydawcy gier (którzy nie byli ślepi i widzieli co się dzieje) oraz Sony wymierzające cios za ciosem.
Nie zmienia to faktu, że to wydarzenie zapisze się złotymi zgloskami w historii branży i nie tylko. Jego znaczenie jest ogromne - udowadnia, że producenci konsol i wydawcy gier muszą liczyć się z głosem graczy, którzy wbrew pozorom nie są bezrozumną szarą masą łykającą wszystkie "rewolucje" i trzeba się z nimi liczyć.
To wszystko po raz kolejny pokazuje rownież, że internet ma ogromną siłę, a ten, kto go ignoruje, staje na straconej pozycji. Odważę się stwierdzić, że to najważniejszy sukces internautów w historii - wygrali z potężną korporacją, zmusili ją do zmiany strategii. Korporacji, która jeszcze wczoraj przekonywała, że proponowana przez nich wizja branży gier to przyszłość.
Pytanie tylko czy to wystarczy, by Microsoft odzyskał zaufanie i "twarz" wsród graczy? Ci z reguły są pamiętliwi...