Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel stwierdził, że prezes stadniny koni nie musi znać się na koniach, ponieważ od tego ma fachowców. Prezes ma znać się na zarządzaniu. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że minister rolnictwa nie ma wykształcenia rolniczego, tylko „około rolnicze”, jest geodetą. Ale w myśl ogólnej zasady władzy, rządzący nie musi posiadać wiedzy merytorycznej, ma przecież specjalistów.

REKLAMA
Życie w kosmosie powinno być wszędzie. Jeśli jest samorzutną funkcją, to świat roi się od kosmitów. Jeśli jest ich tak dużo, to pytanie brzmi: gdzie oni są? Dlaczego nie dotarli jeszcze do nas? Przecież są układy słoneczne dużo starsze od naszych, a przez miliardy lat rozwój mógł przyśpieszyć tak, że cały kosmos powinien być już skolonizowany. A kosmitów nie ma.
Podobna sytuacja jest z fachowcami. Myślimy, że są jacyś mityczni, którzy gdzieś tam egzystują i trzeba ich tylko zatrudnić na niższych stanowiskach, żeby organizacja świetnie prosperowała. Czyli grupa specjalistów tylko marzy o tym, żeby dać im mało lukratywną pracę, po to, aby mogli realizować się profesjonalnie. Fachowiec przecież z pasji i powołania rozwija swoje umiejętności, a nie dla pieniędzy.
Rodzi to paradoks: specjaliści są głupi i naiwni, tj. nie potrafią zarządzać, ale chętnie służą swoją wiedzą innym, mądrzejszym od siebie. Ci mądrzejsi, nie mają wprawdzie profesjonalnej wiedzy, ale potrafią zarządzać (co jest równoważne z mądrością). Czyli mądrzy (rządzący) potrzebują głupich (fachowcy), aby ich rządy były mądre.
Jak byśmy prześledzili karuzelę stanowisk w Ministerstwie Rolnictwa, to byśmy odkryli, że na żadnym stanowisku nie potrzebujemy fachowca, tylko mądrych zarządzających. Gdzie więc i czy w ogóle są fachowcy? Na najmniej atrakcyjnych stanowiskach, które nie są jednak stanowiskami kierowniczymi. To pracownicy najniższego szczebla.
Socjolodzy organizacji powołują się na zasadę Petera (próg kompetencji), która dotyczy awansu urzędników: w hierarchii zawodowej każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji, a z biegiem czasu każde stanowisko zostanie objęte przez pracownika, który nie ma kompetencji do wykonywania swoich obowiązków. Tylko dlatego organizacje działają, gdyż prace wykonują pracownicy, którzy nie osiągnęli jeszcze swego szczebla niekompetencji. Zasada Laurence’a Petera mówi, że urzędnik awansuje, aż osiągnie poziom swojej niekompetencji. Czyli tak długo awansuje, dopóki jest powód jego awansu. Jeśli sprawdził się na dotychczasowym stanowisku, to można go awansować na wyższy szczebel w karierze w ramach uznania jego zasług i kompetencji. Ale w pewnym momencie osiąga stanowisko, na którym nie ma już spektakularnych sukcesów, a więc nie ma powodów, za które może awansować. Właśnie wtedy osiągnął swoje optimum, nie awansuje wyżej, ale też nikt go nie zdejmie z zajmowanego stanowiska (tu też nie ma powodów).
Analizując ze studentami zagadnienia weberowskiej biurokracji, zasadę progu kompetencji umieszczałem w tzw. dysfunkcjach, czyli zjawiskach, które zakłócają idealny model funkcjonowania administracji. Jednak po przemyśleniach i ostatnich wydarzeniach „dobrej zmiany”, dochodzę do wniosku, że to obserwowane zjawisko było jednak funkcjonalne, a nie patologiczne, jak wcześniej myślałem.
Jeśli ktoś awansował do poziomu swojej niekompetencji, to jednak wszystkie wcześniejsze poziomy jego pracy zawodowej charakteryzowały się bardzo dużym profesjonalizmem. Awans był rozłożony w czasie i obejmował drogę od samego dołu ku górze. Czyli nawet w przypadku osiągnięcia swojego stopnia niekompetencji, taka osoba pozostawała fachowcem w stosunku do niższych poziomów. A zarządzając również niższymi poziomami, był dobrze zorientowany w ich merytoryce. „Dobra zmiana” odwróciła ten trend. Po co wspinać się po szczeblach kariery jak i tak osiągnie się w końcu swój poziom niekompetencji? Od razu umieśćmy urzędnika na tym poziomie. I proszę, to się sprawdza. Swoje optimum osiągnął minister rolnictwa, prezesi agencji rolnych, dyrektorzy stadnin, itd. Doprowadzając do absurdu: tylko konie są jeszcze fachowcami w stadninie, ale i one zaczęły się wyprowadzać.
Rządzący przyjęli strategię wyznaczania z góry każdemu swojemu protegowanemu jego optymalnego progu niekompetencji. Tylko Peter twierdził, że organizacja funkcjonuje, ponieważ nie wszyscy w rozwoju swojej kariery zawodowej osiągnęli swój poziom niekompetencji. Jak wszyscy w organizacji są już na swoich progach niekompetencji, kto ma jeszcze pracować, komu ma zależeć na awansie, kto ma się starać, kto się rozwijać, … skoro wszystkie poziomy niekompetencji zostały już obsadzone?
PS Moi faworyci niekompetencji - pierwsza trójka (pomijam ministrów): 1. Patryk Jaki (politolog na wiceministra sprawiedliwości), 2. Bartłomiej Misiewicz (z apteki do ministerstwa obrony), 3. Rafał Bochenek (z pogodynki na rzecznika rządu).