Problem tzw. frankowiczów wydaje się być nierozwiązywalny. Podejmowane propozycje są tak bardzo kosztowne na tyle, że nikt rozsądny nie podejmie się, aby obciążyć nimi czy to budżet państwa (podatników), czy banki (klientów). A jednak można dokonać tego w banalnie prosty sposób i to na dodatek bez kosztów poniesionych przez osoby, czy instytucje postronne.
Ostatnio parlament szwedzki uchwalił ustawę, że kredyt hipoteczny nie może być udzielony na dłuższy okres niż 105 lat (słownie: sto pięć lat). Jest to restrykcyjna ustawa, ponieważ do tej pory banki udzielały kredytów na średnio 140 lat (!). Idąc za tą inspiracją propozycja jest trywialna: wydłużmy okresy kredytowania nieruchomości do 100 lat. Oznacza to automatyczne obniżenie raty o ok. 75%. Na moim przykładzie wygląda to tak: mam kredyt na 25 lat; obecna rata wynosi 2000 zł; rata po wydłużeniu okresu kredytowania wyniesie 500 zł (moje odsetki aktualnie wynoszą 0,4 %, nie mają wiec praktycznie wpływu na wysokość spłacanej raty); np. z programu 500+ mogę opłacić kredyt mieszkaniowy. Przy tak niskiej racie nie ryzykuję, że nie będę jej spłacał, a to oznacza, że są małe szanse utraty mojej nieruchomości.
Nikt na tym nie traci, a kredyt spłacają ci, którzy rzeczywiście go zaciągnęli. Jest tylko jeden problem natury psychologicznej, a w zasadzie społecznej. W tym kraju (Polska) nikt nikomu nie ufa w dłuższej perspektywie czasu. Praktycznie nie ma tutaj instytucji, które przetrwały w niezmiennym stanie sto lat. Nawet stadnina koni w Janowie Podlaskim może stracić swój dorobek historyczny z ostatnich 200 lat. Jedynie Kościół jest instytucją, która trwa od dłuższego czasu, ale i on swoją dominującą statystycznie rolę piastuje dopiero od zakończenia II wojny, kiedy to z różnych przyczyn, radykalnie spadł odsetek wyznawców innych religii (judaizmu, prawosławia czy protestantyzmu).
Prawda jest niestety taka, że bez budowania trwałego systemu wzajemnego zaufania (kapitału społecznego), zarówno osobowego jak i instytucjonalnego, nie poprawimy parametrów naszego funkcjonowania jako społeczeństwo. Obecna polityka jest w tym względzie wprost przerażająca. Jej zasadniczym celem jest wprowadzanie niestabilności (zwane paradoksalnie „dobrą zmianą”), we wszelkie aspekty naszego życia. Czemu i komu jeszcze można ufać? Ostatnia ostoja stabilności reguł konstytucyjnych, jakim jest Trybunał Konstytucyjny, jest „rozchwiana” i „sparaliżowana”. Szwedzi mają stabilny i przewidywalny kraj i nie boją się zmiany reguł gier społecznych w perspektywie nawet stu lat. Nas przeraża okres nawet 20 lat, ponieważ wszystko w tym czasie może się zmienić (nawet perspektywa najbliższych czterech lat dla wielu wydaje się koszmarem).
Przeszkodą stojącą na drodze do akceptacji długiego okresu kredytowania jest też nasza mentalność, która również jest efektem totalnego braku zaufania. Nie lubimy kredytów, a jeśli już go mamy, to chcemy jak najszybciej się go pozbyć (spłacić). My, z naszą chłopską mentalnością, chcemy posiadać (mieć własność), a nie użytkować (chociaż, to też forma posiadania). Z życia trzeba korzystać, a nie gromadzić - to jakoś do nas nie przemawia. Jednak, gdy się na tym zastanowić, to dlaczego naszego kredytu hipotecznego, mieszkając w naszym domu, nie miałyby spłacać nasze wnuki czy prawnuki? Czemu tylko one mają zawdzięczać nam wszystko, podczas gdy my nie możemy liczyć na ich wdzięczność. Niech i one wezmą na siebie jakieś zobowiązania, aby nam było łatwiej, niech zapłacą swoją część użytkowania naszego domu. Tak będzie bardziej sprawiedliwie. Ufajmy sobie nawzajem, zaufajmy też przyszłości i następnym pokoleniom, ale i zróbmy teraz wszystko, aby i one mogły nam zaufać.
PS Parafrazując słynne powiedzenie Billa Clintona (It’s the economy, stupid), chciałoby się powiedzieć naszej klasie politycznej: „Liczy się tylko Zaufanie, głupcze!”.