Z pasją obserwuję płynną nowoczesność oraz marki narodowe
Od sześciu lub siedmiu lat podróżuję po Europie ze Stowarzyszeniem Dziennikarze dla Zdrowia by poznawać państwową służbę zdrowia - jej osiągnięcia, porażki i wyzwania. Dzięki temu wiem, że nie ma systemu, który rozwiązuje wszystkie problemy pacjentów. Swoje problemy mają Brytyjczycy, Niemcy, a nawet Szwedzi.
Z najnowszego raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju "OECD Health Data 2013" wynika, że wydatki na ochronę zdrowia ogółem w Polsce w 2011 r. stanowiły 6,9% PKB. O ponad 2 punkty procentowe mniej niż średnia OECD (9,3%). Krajami, w których najwięcej wydaje się na zdrowie są Stany Zjednoczone (17,7%), Holandia (11,9%), Francja (11,6%) i Niemcy (11,3%).
W USA na jednego pacjenta przypada 8500 dolarów. W Polsce 1450 dolarów. Niezależnie od wysokości pensji to wielka różnica. Andrzej Lubowski w książce "Świat 2040" sporo pisze o amerykańskiej służbie zdrowia:
Stany Zjednoczone stać jednak na to, aby przeznaczać 4 procent PKB na zbrojenia. Nie stać ich natomiast, aby wydawać 18% PKB na opiekę zdrowotną, tym bardziej że ten odsetek idzie wciąż w górę, a 49 milionów obywateli nie ma żadnego ubezpieczenia. [...] Bogate kraje o świetnej opiece zdrowotnej: Francja, Holandia, Kanada, Japonia, Australia wydają na ochronę zdrowia od 10 do 12 procent PKB. Gdyby USA zeszły do poziomu 12 procent, oznaczałoby to roczną oszczędność w wysokości 1 biliona dolarów!
Czy wiecie na czym polega różnica między polską, a szwedzką służbą zdrowia? Na tym, że my nie płacimy za wizytę u specjalisty, za łóżko w szpitalu, wysokość podatku zdrowotnego nie osiąga poziomu 28-34%. Powiecie, że tam na specjalistę nie czeka się kilka lat. Czeka się, jeśli ma być to wybitny specjalista w Sztokholmie. Więcej! Na północy kraju szpitali jest tak niewiele, że karetka dojeżdża do chorego 150 kilometrów. Helikopter? W tej części kraju jest tylko jeden.
Wniosek z tego taki, że w polskim systemie jest zwyczajnie niewiele pieniędzy. Gdy w debacie publicznej pojawiał się - z inicjatywy Ewy Kopacz - temat mikropłatności w szpitalach dla "bogatszych" nasza podatność na demagogię polityków wygrała. Nie zrozumieliśmy, że kilka dodatkowych miliardów w systemie zrobi dobrze nam wszystkim. Stwierdziliśmy, że wszyscy mają płacić po równo, bo tylko tak jest uczciwie.
Na koniec przykład polskiego programu profilaktycznego, z którego powinniśmy być dumni. Mam nadzieję, że "6-10-14"wkrótce zagości we wszystkich polskich miastach. Nie tylko w Gdańsku. To niezwykle udany, innowacyjny (zaskakujący) program przeciwdziałania otyłości u dzieci w wieku 6-14 lat. Pierwszy etap obejmuje pracę z ok. 30 000 dzieci i prowadzenie programów interwencyjnych z ich opiekunami. Drugi etap to praca ze szkołami. Ma za zadanie zweryfikować nastawienie nauczycieli do problemu nadwagi i otyłości, zmienić jadłospisy stołówek, programy nauczania wychowania fizycznego oraz dokonać przeglądu produktów sprzedawanych w sklepikach i automatach na terenie szkoły. W praktyce to szkolenia kucharek, nauczycieli wychowania fizycznego, a nawet indywidualna praca dziecka z trenerem personalnym. To działanie zapobiega chorobom cywilizacyjnym, otyłości, a - w mojej ocenie - doskonale przeciwdziała również wykluczeniu społecznemu w młodym wieku i zdrowiu psychicznemu dziecka. To rodzaj niewielkiej inwestycji, która w przyszłości przyniesie ogromne zyski dla budżetu państwa. Choćby zapobiegając chorobom serca. Koszt programu to tylko kilkaset tysięcy złotych. We wrześniu 2011 zainicjowali go specjaliści z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego oraz Ośrodka Promocji Zdrowia i Sprawności Dziecka w Gdańsku.
Uprzedzając komentarze, korzystałem z polskiej służby zdrowia, szpitali w tym roku. Korzystali z nich, również moi bliscy. Jestem za wprowadzeniem mikropłatności "za łóżko" w szpitalu. Nie tylko dlatego aby w systemie było więcej pieniędzy na leczenie u specjalistów. Głównie dlatego, że klientów traktuje się inaczej niż pacjentów.