Przełom lat 80 i 90. Szkoła podstawowa taka, jakich setki w kraju. Chodziłem do klasy A. Raz w miesiącu obowiązkowa wizyta mojej mamy w szkole. Mamę wzywała nauczycielka muzyki, lamentując, że jestem beztalenciem muzycznym. Nie chciałem śpiewać patetycznych pieśni patriotycznych. Wolałem piosenki Bajmu i Queenu. Obowiązkowa była również gra na flecie. Ja wolałem pianino. Nie wpisywałem się w „klucz”.
Nauczycielka w porę odeszła ze szkoły podstawowej. Szczęście miały kolejne roczniki, bo zatrudniono nową.
Po latach spotkaliśmy się z muzyczką przypadkiem w szkole średniej, w gabinecie pani dyrektor. Przyszedłem zaprosić panią dyrektor na mój koncert. Muzyczka stała przez chwilę w milczeniu. Po chwili zapytała „Ty i koncert? To niemożliwe”. Zaprosiłem i ją. Nie przyszła.
Szkoła - niemiły obowiązek.
W szkole permanentny stres. Niezapowiedziane kartkówki i sprawdziany, tylko po to, żeby wstawić kilka niedostatecznych do dziennika, tym, którzy wiadomo, że niedostateczne dostaną. I kilka piątek tym, którzy wiadomo, że piątki otrzymają.
Lekcje polegały głównie na przepisywaniu podręczników do zeszytów. Nauczyciele, z których mniej więcej połowa nie wiedziała jak sobie radzić z wychowywaniem i uczeniem dzieci, realizowali program. A program był jak taśma produkcyjna, na której nikt nie zauważał problemu. Wszystkich, zdolnych, mniej zdolnych, systemowo wrzucano do tego samego kotła, w którym miała się ugotować luksusowa zupa truflowa. Finalnie zawsze wychodziła tania zalewajka. Na sprawdzianach i tak każdy ściągał, a jeśli się uczył, to wedle zasady trzy razy „Z” : Zakuć, zdać, zapomnieć. Czyli stary, polski, sprawdzony system edukacji.
W piątej klasie przydzielono nam nową matematyczkę, panią K. Odziedziczona po rodzicach. Uczyła moją mamę i mojego tatę.
A, że byłem takim samym „geniuszem” matematycznym, jak mój ojciec, matematyczka nienawidziła mnie równie mocno, jak jego. Zresztą nienawidziła wszystkie dzieci. No prawie, poza Krystyną. Krystynę uwielbiała. Krysia była najzdolniejsza z całej klasy. Czerwony pasek na świadectwie, wzorowe zachowanie. Pani K. swoim szorstkim głosem i wojskowym tonem, do wszystkich w klasie zwracała się po nazwisku, do Krystyny zwracała się inaczej, po imieniu. Nie mieliśmy oczywiście żalu do Krysi. Ratowała nas wielokrotnie z opresji. Sama miewała wypieki na policzkach z powodu tej niekomfortowej sytuacji.
Któregoś razu pani K. wezwała mnie do odpowiedzi.
Bałem się potwornie. Ciąg liczb, które zupełnie nic mi nie mówiły. Sparaliżowany ze strachu, ze łzami w oczach, pisałem kredą po tablicy cokolwiek. Próbowałem. W pewnej chwili przerwała mówiąc: „Spójrzcie, Maliszewski znowu wymyśla nową matematykę. Siadaj, niedostateczny! Krystynko, pokaż im wszystkim jak się liczy.”
Nie ja jeden nie wiedziałem co na tablicy napisać. Nie wiedziała Jola, Agnieszka, Marlena, Rafał i w zasadzie 97% przerażonych lekcjami matematyki dzieci. Nikt nas tego nie nauczył. Pani K. nie potrafiła i nie lubiła uczyć.
Lekcje zaczynałem od wizyty w toalecie. Zawsze.
Z powodu biegunek i bólu brzucha często się spóźniałem. Wstydziłem się przyznać, że mam biegunki, więc wymyślałem miliony powodów dlaczego nie przyszedłem na czas na lekcję. Wtedy nauczycielka wzywała do szkoły moją mamę.
Czasami na korytarzu, gdy biegaliśmy (bo dzieci mają to do siebie, że gdy są dziećmi, biegają) chwytała nas za włosy, szarpała i w ten sposób uczyła posłuszeństwa. Bywało, że biła długą, drewnianą linijką.
Wakacje były czasem wolnym od zmartwień. Nie bolał mnie brzuch. Całe dnie i noce spędzałem nad stawem, łowiąc ryby i obserwując wschody słońca nad taflą wody. Byłem szczęśliwy i wolny. Miałem 13 lat.
Po wakacjach Pani K. zapytała mnie czy uczyłem się pilnie w czasie wakacji? Skłamałem i powiedziałem, że tak. Wiedziała, że kłamię. Widziała mnie wiele razy z wędką, gdy przejeżdżała obok stawu na swoim rowerze. Od razu wezwała mnie do tablicy.
Oberwało mi się za ten staw, jak nigdy wcześniej. Niedostateczny za niedostatecznym. Codzienny strach, że nie przepuści mnie do następnej klasy. W domu lanie od ojca za niskie oceny.
Wreszcie w ósmej klasie zapytała nas „Kim chcielibyście zostać w przyszłości? Jaką pracę będziecie wykonywali?”Krysia odparła, że chce zostać nauczycielką muzyki. Patrycja katechetką (zresztą została). Ja odpowiedziałem, że chciałbym zostać kompozytorem, chcę śpiewać, ale na początek mógłbym pracować w sklepie. Pani K. nie zastanawiając się długo zaśmiała się przy wszystkich i rzekła. „Ty Maliszewski i sklep? Przecież nie będziesz potrafił wydać klientom reszty!”
Upokarzanie się skończyło, bo szkoła podstawowa się skończyła.
Później było lepiej. Niestety choroba została. Mniej więcej raz na dwa lata ląduję w szpitalu na oddziale chorób jelit. Pozostałość po ojcu i po pani K. Matematyczce.
Miałem ambitny plan, ażeby oprócz bycia muzykiem, zostać jeszcze dziennikarzem i psychologiem. Mimo wielu przeciwności losu ukończyłem liceum. Chciałem podejść do matury. Jednak dziwnym zrządzeniem losu moja deklaracja maturalna jako jedyna w szkole zaginęła i nie złożono jej na czas do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Sprawa była wiele lat temu wyjaśniana i kontrolowana nawet przez Ministerstwo Edukacji. Utknęła w martwym punkcie. Deklaracji nie odnaleziono.
Matematyka nie była wtedy obowiązkowa na egzaminie maturalnym, więc nie bałem się matury.
Z braku siły na walkę z systemem i z zawziętą dyrektorką szkoły - odpuściłem. Czekałem na lepszy czas. Niestety nie nadszedł.
Ktoś „mądry” wpadł na pomysł, żeby matematyka na egzaminie maturalnym była przedmiotem obowiązkowym. Tak odarto mnie z marzeń o studiach.
Przez te wszystkie lata myślałem sobie, że być może nie zasługuję. Nie jestem wystarczająco inteligentny, żeby studiować, bo jeżeli przepustką na studia ma być skomplikowany dla mnie świat liczb - trudno, studiował nie będę.
Dziś, jako dorosły obywatel, nie mam matury. I dopiero jako dorosły obywatel zrozumiałem, że matury nie mam, nie dlatego, że jestem głąbem, ale dlatego, że pozbawił mnie tej możliwości polski system edukacji. Odkąd pamiętam - kulejący i niszczący potencjał w młodych ludziach.
Matematyki nie umiem, nie rozumiem i nie lubię.
Nikt mnie jej nie nauczył. Nie jest mi też do niczego w życiu potrzebna. Nigdy nie była. Jestem humanistą, ale w szkole zauważył to tylko nauczyciel języka polskiego. Matematyczka tego nie rozumiała.
Chcąc zdać egzamin maturalny z matematyki na poziomie podstawowym, musiałbym teraz zmarnować rok cennego życia. Tyle mniej więcej powinienem poświęcić na naukę i korepetycje. To wszystko tylko po to, żeby móc studiować psychologię, która z matematyką ma tyle wspólnego, ile moja była matematyczka miała wspólnego z empatią.
Egzamin dojrzałości? Z czego? Z układów równań?
Nie wiemy jak mądrze żyć, a mamy umieć wyliczać równania?
Muzyką i dziennikarstwem zajmuję się bez wzorów, pierwiastków i potęg. Jak Pani sądzi Pani Minister, ile razy w dorosłym życiu musiałem liczyć coś w nawiasach? Podnosząc do potęgi? Odpowiem - nigdy.
Matematyka uczy logicznego myślenia? Na pewno nie ta wykładana w polskich szkołach. Ja poradziłem sobie Szanowna Pani Minister bez niej.
W tej całej dyskusji o matematyce nie chodzi o to, którego nauczyciela matematyki uczniowie boją się bardziej, a którego mniej. Nie jest też moim celem zrobienie z nauczycieli tego przedmiotu tyranów. W liceum miałem nauczycielkę z powołania, cudowną. Często podchodziła do mojej ławki i cierpliwie, miło tłumaczyła to, czego nie rozumiałem. Przynajmniej próbowała. Zdarzały się nawet piątki w dzienniku.
Chodzi o coś zupełnie innego.
Gdybym zaproponował Pani Minister, aby muzyka, śpiew i granie na fortepianie były obowiązkowe na egzaminie maturalnym, moja propozycja zostałaby odebrane jako żart. Dlaczego? Dlatego, że wszyscy wiemy o tym, iż jedni rodzą się z talentem muzycznym, inni nie. Większość egzaminowanych matury by nie zdała, bo statystycznie większość nie potrafi śpiewać, ani tym bardziej grać na fortepianie. A jednak muzyki słuchamy wszyscy i ta istnieje w naszym życiu każdego dnia. Co więcej, na tym etapie rozwoju cywilizacji, nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy obecnie funkcjonować bez muzyki. Dokładnie tak samo jest z matematyką.
Jedni rodzą się z umysłami ścisłymi i potrafią rozwiązywać skomplikowane zadania matematyczne, inni są humanistami. Jedni mają uwarunkowania do pracy w banku, inni wolą pisać książki, albo malować obrazy.
Zmuszanie dzieci i młodzież, która nie ma predyspozycji do skomplikowanego liczenia, bo biologicznie ich mózgi nie są uwarunkowane ściśle, jest co najmniej nierozsądne, żeby nie powiedzieć destrukcyjne. Trąci znęcaniem się nad tymi dziećmi.
Zamiast wypuszczać ze szkół ludzi wiedzących teoretycznie wszystko, a w praktyce nic, już dawno temu powinniśmy zacząć wydobywać z dzieci talenty i rozwijać w młodych ludziach to, do czego zostali w życiu powołani.
Jeżeli ktoś jest uzdolniony artystycznie, niech ma na lekcjach absolutne podstawy matematyki, ale niech rozwija się w szkole przede wszystkim artystycznie. Jeżeli jakieś dziecko jest dobrze zapowiadającym się sportowcem, niech uczy się sportu. Traktowanie ludzi, jak masę, z której można ulepić, to, co się urzędnikom podoba, po to, żeby masa była jednolita, w perspektywie przynosi to, co przyniósł kilka dni temu druzgocący raport NIK. Ten nie zostawia suchej nitki na pomyśle utrzymywania matematyki, jako obowiązkowego przedmiotu na egzaminach maturalnych.
Według Najwyższej Izby Kontroli matematyki w Polsce uczyć nie potrafimy. Zajęcia są kontrowersyjne. W uczniach zabija się pasję i generuje frustrację. Młodzież matematyki się boi. Stres w efekcie blokuje ciało i umysł.
W szkołach językowych, uczniowie uczeni są języków w grupach, w zależności od poziomu ich umiejętności. Na lekcjach matematyki niestety nie. Od wszystkich wymaga się takiego samego poziomu, a to biologicznie niemożliwe... Czy urzędnicy i nauczyciele tego nie wiedzą? Ta kwestia także dziwi NIK.
Przygotowujący się do mierzenia się z nielubianym i nierozumianym przedmiotem uczniowie, zaniedbują swoje pasje i uzdolnienia.
Tak marnujemy wielkie talenty.
Po latach wkuwania skomplikowanej matmy, uczniowie często nabierają obrzydzenia do edukacji w ogóle.
Niestety rzeczniczka Pani resortu, Pani Anna Ostrowska do raportu NIK odniosła się następująco: Wycofanie obowiązkowej matematyki nie ma "żadnego uzasadnienia naukowego".
MEN kwestionuje wnioski jakie wynikają z raportu NIK. Ministerstwo zapewnia, że z nauką matematyki jest w Polsce dobrze.
Naprawdę Pani Minister? Czy rozmawiała Pani kiedykolwiek z uczniami?
Nauczyciele właśnie zapowiadają strajk z powodu niskich płac...
Rzeczniczka dodaje jeszcze, że to wszystko na podstawie „obiektywnych i renomowanych porównań międzynarodowych".
Nie precyzuje jednak, o jakie porównania jej chodzi. Ja więc pozwolę sobie zapytać Panią Minister, o jakie?
Do tej pory wydawało mi się, że jeżeli Najwyższa Izba Kontroli publikuje jakieś raporty, wnioski, apele, są one ostateczne, wiążące i należy się do nich zastosować, po to, żeby w przyszłości było lepiej.
NIK zwraca uwagę na badania przeprowadzone w Singapurze i Finlandii, które jasno pokazują, że jest zupełnie odwrotnie. Matematyka do której się ludzi zmusza, nie przynosi żadnych pozytywnych skutków dla gospodarki. Przynosi złe skutki w życiu tego, którego się zmusza, czego mam nadzieję jestem nie najgorszym przykładem.
Potrafię dodawać, odejmować, mnożyć, dzielić. Radzę sobie z procentami. Na tym moja wiedza matematyczna się kończy. Moje życie nie jest ani uboższe, ani gorsze, od życia osób, które są geniuszami matematycznymi. Matematyka, której uczy się w polskich szkołach, nigdy w życiu do niczego mi się nie przydała. Przeczytane książki, podróże, nauka komunikacji interpersonalnej, umiejętność wysławiania się i pisania, znajomość obcego języka podczas pobytów za granicą - owszem.
Jestem przekonany, że gdyby zamiast rozwiązywania bezsensownych zadań, uczyć na przykład ratownictwa medycznego, albo wiedzy o seksualności człowieka, korzyści dla społeczeństwa byłyby widoczne i namacalne. Bez kompromitujących system nauczania raportów NIK.
Płacę podatki, radzę sobie zawodowo, zwiedzam świat. Przez lata wmawiano mi, że bez matematyki nie poradzę sobie w życiu, bo matematyka jest „królową nauk”. Jak widać radzę sobie całkiem dobrze bez królowej.
Idąc na psychologię, na studia zaoczne i płacąc za nie, napędzałbym polską gospodarkę. Polska gospodarka jednak nie chce moich pieniędzy, bo ludzie odpowiedzialni za kształcenie obywateli, zupełnie nie mają pomysłu na nowoczesną i skuteczną edukację. Upierają się przy destrukcyjnych w skutkach decyzjach.
Zwracam się do Pani, Pani Minister, bo Pani może to zmienić.
Spotkałem w życiu nauczycieli wizjonerów. Takich z powołaniem. Także w szkole podstawowej. Oni zamiast uczyć w nudnej, stresującej szkole, zabierali nas do teatru, albo lasu. Często tracili pracę za swoje niekonwencjonalne metody nauczania. No bo wiadomo - system. A system zabija indywidualności i ma na celu produkować masy.
System zakłada, że o drzewach należy uczyć się z książek, a nie przytulając je w lesie. O kosmosie z podręcznika, a nie patrząc przez teleskop w gwiazdy. Że na lekcjach wychowawczych można grzebać do znudzenia w telefonie, zamiast całą klasą pojechać do hospicjum, żeby rozwijać w dzieciakach empatię.
Jedna z moich koleżanek, nauczycielka języka polskiego założyła w łódzkiej szkole kurnik. Tak powinno się uczyć dzieci. Może obok szkół można by wybudować mini schroniska dla psów i kotów? Czy nie tak powinniśmy nowocześnie uczyć dzieci wrażliwości i obcowania z życiem szeroko pojętym? Takiej dojrzałości? Umiejętność rozwiązywania skomplikowanych ciągów cyfr nie jest żadną dojrzałością.
Polski system edukacji jest zły.
Wiedzą o tym i uczniowie i nauczyciele. Od nauczycieli zawalonych papierkową robotą i pracujących w domach po godzinach, trudno wymagać, żeby się nie wypalali. Wypalają się. Uwłaczająco niska płaca w zmotywowaniu nie pomaga. Dzieci odarte z pasji i zmuszane do uczenia się w sposób nudny, tego, czego nie chcą i czego nie potrafią się nauczyć, stają się coraz bardziej agresywne w stosunku do nauczycieli.
Znam nauczycieli, którzy próbują się wyrywać spod „klucza”. Tworzą kółka teatralne w liceach. Siedzą po godzinach za darmo. Inaczej prowadzą lekcje. To oni wydobywają talenty. Pomagają się rozwijać. Niestety, wszystko, co robią, jest w sprzeczności z obowiązującym w Polsce systemem edukacji. Oni także powoli tracą zapał.
Nie miałem pecha, że trafiłem na nauczycielkę sadystkę i dlatego matematyki nie lubię.
Inne dzieci także trafiają i przeżywają to, co ja przeżyłem, a matematykę lubią.
Mimo toksycznej nauczycielki muzyki, komponuję i śpiewam. Muzyka jest całym moim życiem, więc gdyby ktoś chciał użyć argumentu, że moja niechęć do matematyki wynika z osobistego urazu do matematyczki, zapewniam, że tak nie jest.
Brak umiejętności nauczycielki w przekazywaniu wiedzy, jest tylko jedną ze składowych tego, co dzieje się dzisiaj. Podstawowym powodem jest system i natura, a natura stworzyła mnie jako humanistę, a nie matematyka i można nie słuchać dziecka, które mówi „Nie umiem, nie rozumiem, to mnie wyniszcza”. Można nie wsłuchać się w historię dojrzałego faceta, który mówi to samo, ale już lekceważenie apelu Najwyżej Izby Kontroli, badań przeprowadzonych przez rozwinięte kraje, takie, jak Finlandia, jest niepojęte. Ja mimo tego, że jestem matematyczną amebą rozumiem cyfry i tabelki przedstawiane na podstawie badań, które dowodzą nieskuteczności matematyki na maturze. Także te cyfry i tabelki, które przedstawia NIK. Państwo po studiach nie rozumiecie?
Czy coś jest nie tak z nauczycielami matematyki, że nie potrafią rozkochiwać dzieci w liczbach, do tego stopnia, że ogłasza to w swoim raporcie NIK? Nie wiem.
Jakiś czas temu słyszałem o nauczycielu matematyki, który zaginął w niejasnych okolicznościach. Rozmawiałem z jednym z jego uczniów. Usłyszałem historię wstrząsającą. Były już uczeń opowiedział mi jak nauczyciel terroryzował całą klasę i znęcał się psychicznie szczególnie nad jednym chłopakiem, który odmówił mu pójścia na randkę. Za odmowę uczeń miał otrzymać w dzienniku 11 ocen niedostatecznych, podczas, gdy reszta uczniów w sumie, tylko dwie, maksymalnie trzy oceny w semestrze. Sprawa nadaje się na osobny, szokujący artykuł. Jak się dowiedziałem, uczeń na szczęście uwolnili się i już studiuje.
Pani Minister, wiem, że ma Pani wielu doradców i wiele doradczyń. Proszę tym razem posłuchać głosu społeczeństwa. Podstawową wartością ludzkości, jest wolność. O ile zupełnie zrozumiałe jest zdawanie w Polsce na maturze egzaminu z języka polskiego, już zmuszanie ludzi do zdawania egzaminu ze skomplikowanej matematyki, jest niezrozumiałe. Przynosi szkody i o tym jest raport NIK.
Najwyższa Izba Kontroli apeluje do Pani w tej sprawie.
Ja w imieniu swoim (chciałbym za rok pójść jednak na tę psychologię) ale i myślę w imieniu tysięcy przyszłych maturzystów nie tylko apeluję, ale serdecznie Panią proszę o wycofanie matematyki z listy obowiązkowych przedmiotów na maturze. Nie proszę Panią o wyrzucenie matematyki z egzaminu, a o prawo wyboru. O prawo do wolności. Eksperci się wypowiedzieli. Wypowiadają się obywatele. To myślę wystarcza, żeby nad tematem bardzo poważnie się zastanowić.
Najwięcej niezdanych matur, to egzamin z matematyki.
Naprawdę uważacie Państwo, że Ci młodzi ludzie, którzy nie zdali matematyki są kretynami niezasługującymi na to, aby pójść na studia humanistyczne?
A pani K.?
Minęło wiele lat.
Widuję ją czasami, gdy bywam w rodzinnym mieście. Sędziwa kobieta. Bardzo wyszczuplała. Słyszałem, że ciężko choruje. Za każdym razem, gdy ją spotykam, czuję ten sam ścisk w żołądku, co przed laty. Wychowała syna, który także został nauczycielem. Jego sposób nauczania niewiele różni się od sposobu w jaki uczyła jego mama. Kiedyś, gdy zastępowałem ciocię w sklepie z bielizną, pani K. przyszła kupić biustonosz. Wybrała, wydałem resztę. Poprosiłem, aby przeliczyła kilka razy. Nie liczyła. Zawstydzona wyszła.
Z wyrazami szacunku i nadzieją na dobre zmiany
Damian Maliszewski
Ps. Pani Minister, a może by tak zwiększyć ilość godzin lekcyjnych z zajęć muzycznych i plastycznych? Nawet w przypadku najwybitniejszego matematyka, jeśli będzie niewrażliwym chamem, nie będzie żadnego pożytku z jego genialnych obliczeń.
Przyszłych maturzystów zachęcam do przesłania Waszych apeli na adres e-mail Ministerstwa Edukacji Narodowej. To w końcu walka o Was i Waszą przyszłość.
informacja@men.gov.pl , Sekretariat.DKO@men.gov.pl