Niepotrzebne są groźby sankcjami przez Unię Europejską. Wystarczy chaos administracyjny jaki wprowadził rząd Szydło w Polsce. Obsadzanie stanowisk ludźmi przypadkowymi, bez odpowiedniego wykształcenia i przygotowania, niekompetentnymi, żeby Polakom koło nosa przeszły pieniądze unijne. W tym przypadku zagrożeni są rolnicy.
O tym, że w terenowych Agencjach Rynku Rolnego dzieją się od początku roku dantejskie sceny wiedzą najlepiej sami rolnicy. Nic dziwnego, że zalewała ich krew i puszczały nerwy, skoro byli odsyłani od pokoju do pokoju i nikt nie potrafił im wyjaśnić, jakie dokumenty mają wypełnić, kiedy i gdzie je złożyć.
Termin na składanie wniosków o dotacje rolne upływa w połowie maja. Za jego przekroczenie bez wcześniejszej zgody grożą kary finansowe. Bogu ducha winni rolnicy nie mieli pojęcia, że mogą pożegnać się z tegorocznymi dotacjami. Premier Beacie Szydło zajrzał strach w oczy i zwróciła się do Komisje Europejskiej o wydłużenie składania wniosków o dotacje rolne o kolejny miesiąc.
Początkowo komisja nie chciała się zgodzić na postulat polskiego rządu. Zdecydowanie przeciwna była dyrekcja generalna do spraw rolnictwa, która uważała, że nie należy robić wyjątków wśród państw członkowskich. Sam komisarz do spraw rolnictwa Phil Hogan podchodził z rezerwą do prośby Szydło.
Interwencja między innymi Francji, Włoch i Niemiec oraz stawienie się tych państw za polskim rządem przyczyniła się do tego, że Komisja Europejska zgodziła się, by do połowy czerwca rolnicy mogli składać wnioski o dopłaty.
Rolnicy są jednymi z największych beneficjentów środków unijnych w Polsce. Jeśli miesiąc nie wystarczy na przygotowanie ich do wnioskowania o dotacje rolne, jest wątpliwe, aby KE wyraziła zgodę na wyznaczenie następnego terminu. A wtedy rolnicy nie będą mieć pretensji do UE, tylko do pisowskiego rządu, ustawiając się w kolejce za tymi, którzy upominają się o swoje obietnice. Żeby nie szukać daleko, choćby obok górników, którym rząd chce odebrać dodatki od pensji podstawowych. Górniczy związkowcy już zapowiadają pospolite ruszenie na stolicę.
Jeśli Jarosław Kaczyński nie obawia się trzeciego etapu procedury ochrony państwa prawa, czyli sankcji i pozbawienia Polski głosu w UE (wymaga to jednomyślności wspólnoty), to świadczy to o jego ignorancji i lekkomyślności. KE może nie dostosować się, tak jak w przypadku rolników do próśb i twardo trzymać się przepisów, a to odetnie od „unijnej kroplówki” innych beneficjentów: jednostki administracji publicznej, samorządowej, przedsiębiorców oraz organizacje pozarządowe.
Polska ma szanse na rozsądne wykorzystanie największej puli pieniędzy z Brukseli do 2020 roku. To fundusze na innowacyjność i konkurencyjność gospodarki, zmniejszenie dysproporcji w rozwoju poszczególnych części naszego kraju, bardziej przyjazne i sprawne państwo, w dalszy rozwój infrastruktury transportowej oraz ochrony środowiska.
Takich "specjalistów", którzy w nagrodę za rozlepianie plakatów Dudy, Szydło i Kaczyńskiego, dostają odpowiedzialne, eksponowane stanowiska (np. Stadnina w Janowie Podlaskim) jest wielu. I właśnie przez takich nieudaczników Polacy i Polska mogą zapłacić bardzo wysoka cenę.