Od dawna ulubionymi dyscyplinami nas, Polaków są polityka i piłka nożna. Tę pierwszą wyparły sukcesy naszej reprezentacji na EURO 2016. Dla pokolenia 30 latków (i oczywiście nie tylko), do których jeszcze zaliczam się, to historyczne chwile. Na naszych oczach odbywa się, coś, czego nie widzieli nasi rodzice i dziadkowie. Trzydzieści lat minęło od ostatniego wyjścia polskiej reprezentacji w piłce nożnej z grypy podczas mundialu w Meksyku. A już za moment zmierzymy się z Portugalią. A jak te gorące, piłkarskie chwile wyglądały w latach 80 tych z perspektywy 30 latka?
Tego potrzebowali Polacy
Reprezentowali nas na międzynarodowych arenach sportowcy, którzy stawali na najwyższych stopniach podium w latach 70. i 80. W kolarstwie niezastąpiony był Stanisław Szozda - medalista mistrzostw świata oraz zwycięzca Wyścigu Pokoju i Tour de Pologne. Sukcesy odnosili nasi pięściarze, zapaśnicy, sztangiści. 1980 roku Władysław Kozakiewicz podczas igrzysk olimpijskich w Moskwie, wygrał konkurs skoku o tyczce, zdobywając złoty medal. Odpowiadając gwiżdżącym kibicom radzieckim, wykonał słynny gest, który przeszedł do historii jako "gest Kozakiewicza". Triumfy święciły „Złotka” – nasze siatkarki oraz siatkarze. Przeżyliśmy szał „Małyszomanii”. A na światowych kortach tenisowych prawdziwe show robi Agnieszka Radwańska.
Polacy cieszyli się oczywiście, ale gdzieś w uszach świstał im przelot piłki nożnej, która tkwiła w bramce przeciwnika. O „Cudzie na Wembley” dowiedziałem się ze szkolnej czytanki, podobnie jak moje pokolenie. Jak przez mgłę pamiętam wyczyny prawdziwego artysty murawy, Zbigniewa Bońka, czyli Bella di Notte („piękny w nocy”). Tak nazwała dzisiejszego prezesa PZPN włoska prasa, ponieważ największe umiejętności w grze o najwyższą stawkę zazwyczaj pokazywał wieczorami przy sztucznym oświetleniu boisk.
Strefa kibica w latach 80.
„Meczu nie będzie. Będzie chór” – cytat z serialu „Alternatywy 4”, słowa wypowiedziane przez gospodarza domu, Anioła. To nie wchodziło w grę. Kiedy nasze pokolenie kopało piłę na osiedlowych trawnikach, strefa kibica była u sąsiada – najlepiej, tego który miał odbiór telewizyjny w kolorze. Przy suto zastawionym stole różnymi trunkami, kiedy padał gol albo piłka otarła się o poprzeczkę przeciwnika, z pootwieranych na oścież okien blokowisk rozlegały się okrzyki kibicowania, komentarze, niczym na piłkarskich trybunach. Słyszeliśmy jako dzieciaki: nie dośrodkował, podaj, podaj, czy sędzia kalosz! A „GOOOL!” rozlegał się od morza aż do Tatr. Zdarzały się nawet przypadki, że emocje sięgały zenitu i telewizory "wylatywały" przez okna.
Mimo późniejszych porażek kolejnych polskich reprezentacji, wypowiedzi ekspertów o powrocie złotych czasów piłki nożnej, piłkarze nie mogli wyjść z matni i z grupy. Zawiedzeni zawodnicy wracali ze spuszczonymi głowami do domów. Zaczęły pojawiać się opinie, że polska piłka już nie podniesie się i nie poleci w stronę bramki rywala. Nad Euro 2012, których gospodarzami byliśmy razem z Ukrainą można jedynie spuścić kurtynę milczenia. Nasza reprezentacja zajęła ostatnie miejsce w najsłabszej grupie mistrzostw, nazywanej też grupą marzeń. Bezpośrednio po meczu z Czechami, z którymi przegraliśmy, trener Franciszek Smuda podał się do dymisji. Okazało się, że Grzegorz Lato, jako jeden z „Orłów Górskiego”, o ile sprawdzał się latami temu na murawie, to już rola prezesa PZPN przerosła go. Razem ze stanowiskiem, w oczach wielu Polaków, pożegnał się z tytułem legendy polskiej piłki nożnej.
Powrót Bella di Notte. Nawałka wie co robi.
Lata 90. i początek 2000. dzisiejsze pokolenie trzydziestolatków pamięta doskonale. To niestety kolejne porażki polskiej kadry na stadionach, zmiany selekcjonerów, rotacje w PZPN. Wyciąganie wniosków i tradycyjnie pokazywanie w TVP w barwach czarno – białych lub już w kolorze pięknie strzelonych bramek, czyli wspomnień czar i powrót do przeszłości na otarcie łez. Wspomnienia sukcesów „Orłów Górskiego”: Dejny, Lubańskiego czy Szarmacha, stało się normą. Komponowanie mundialowych hymnów i Polacy czekający cały czas na cud, jakbyśmy mieli to zakodowane od dziecka, było już żenujące.
Mistrzostwa Euro 2016 przesłoniły drugą naszą ulubioną dyscyplinę narodową – politykę. I nic dziwnego, ponieważ jesteśmy obserwatorami wydarzeń, których do tej pory nigdy nie byliśmy świadkami. Nikt pewnie nie nazwie polskiej kadry narodowej „Sokołami Nawałki”, ale idziemy do przodu. Pojawiają się komentarze, że Polacy są słabsi w ataku, bronią tylko swojej bramki, że jest pewien niedosyt. A ja cieszę się, że jesteśmy w miejscu, gdzie jeszcze nie byliśmy. I właśnie z tego należy być dumnym. Jesteśmy wśród ośmiu najlepszych drużyn na Euro 2016. Nie mamy za sobą żadnego przegranego meczu. Czy Robert Lewandowski nie jest w najlepszej formie? Zapewne łatwiej byłoby mu jako napastnikowi, gdyby nie miał obstawy trzech obrońców wokół siebie. Złośliwe memy i komentarze, jak wygląda bramka według Milika, są nie fair. Powinniśmy całym sercem wspierać naszą drużynę. Zremisowaliśmy z Niemcami – obecnymi mistrzami świata. Mecz ze Szwajcarią zakończony naszą wygraną, dzięki rzutom karnym wielu z pokolenia 30 latków przyprawił prawie o stan przedzawałowy, ale Biało – Czerwoni zwyciężyli. Nie gramy jakoś popisowo, spektakularnie, ale nasi zawodnicy w końcu wytrzymują kondycyjnie i wygrywają. Widać, że Adam Nawałka ma opracowane różne scenariusze i strategie. Jest opanowany.
Polska w czwartek zmierzy się z drużyną zbudowaną wokół Cristiano Ronaldo. Portugalczycy podobno widzą w Biało – Czerwonych poważnego rywala. Nie da się jednak ukryć, że na stadionie w Marsylii czeka nas trudny mecz o półfinał. Ja kciuki trzymam do końca. Polska drużyna potrzebuje teraz wiary w nich, kibicowania z całych sił i dobrej prasy. Odradzam zawodnikom czytania złośliwych komentarzy, autorstwa tych, którzy zagraliby we Francji lepiej. I nawet jeśli polska reprezentacja będzie musiała po czwartkowym spotkaniu z Portugalią wrócić do domu, to z podniesionymi przyłbicami, ponieważ już otworzyli nowy rozdział w historii polskiej piłki nożnej. Zatem „DO BOJU POLSKO. DO PRZODU POLSKO!!!"