Sprawa sędziego Rzeplińskiego w prokuraturze, to test jak daleko może posunąć się Kaczyński. Jeśli nie staną za prezesem TK murem opozycja, media i opinia publiczna, to szef PiS przekroczy granicę, za którą znajduje się eldorado bezprawia, dyktatura i władza absolutna.
Śledztwo wszczęła po wcześniejszym postępowaniu sprawdzającym prokuratura regionalna w Katowicach. Prezes Trybunału Konstytucyjnego będzie musiał tłumaczyć się, dlaczego nie dopuścił do orzekania 22 lipca trzech pisowskich sędziów wybranych przez Sejm w grudniu ubiegłego roku. Zawiadomienie do prokuratury złożył właśnie jeden z tych sędziów - Mariusz Muszyński, który zarzucił prezesowi Rzeplińskiemu nadużycie władzy.
Jarosław Kaczyński niewątpliwie sprawdza, jak daleko może posunąć się w swoich dyktatorskich poczynaniach. Zdaniem sędziego Andrzeja Rzeplińskiego jest to nieudolna próba ingerencji w niezależność i odrębność władzy sądowniczej. Czy nieudolna? Zgodnie z ustawą o prokuraturach sądy i prokuratury podlegają Zbigniewowi Ziobro. PiS ma Konstytucję i wyroki TK za nic, więc może być to pokazowe śledztwo i postawienie profesora Rzeplińskiego przed sądem. Opinię o tym, że wybór trzech sędziów przez obecny Sejm jest niezgodne z Konstytucją RP wydała również Komisja Wenecka i Europejska. W opublikowanych przez KE wytycznych podstawą jest zaprzysiężenie trzech sędziów wybranych przez poprzednie władze oraz opublikowanie dwóch ostatnich wyroków dotyczących ustaw o TK autorstwa PiS.
Przez ostanie miesiące Kaczyński sprawdzał jaki ma wpływ na Dudę i Szydło. Okazało się, że nieograniczony. Prezydent i premier polskiego rządu wykonują ślepo polecenia prezesa. Duda podpisuje niekonstytucyjne ustawy o TK, a Szydło nie publikuje orzeczeń Trybunału. PiS utworzyło prawo odrębne, które na zasadzie wprowadzanych w życie ustaw funkcjonuje. Obecne władze są poza jakąkolwiek kontrolą innych instytucji. Kaczyński i Ziobro mogą bez problemu skazać nie tylko sędziego Rzeplińskiego, ale każdego z nas. Groźnie brzmiące: procedura ochrony państwa prawa czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego, traktowane są dzisiaj, jak nic nieznaczące skrawki papieru.
Wcześniej mogły spędzać sen z powiek prezesa marsze KOD. Teraz pokazał kto tutaj rządzi, mając taką konstelację władzy. Równie dobrze większość sejmowa PiS może wprowadzić ustawę o likwidacji TK i Konstytucji, o zmianie ordynacji wyborczej, przedłużeniu sobie władzy. Najgorsze jest to, że nikt nie jest w stanie im w tym przeszkodzić.
Jedno jest pewne. Jeśli opozycja skupi się na opowiadaniu o wstrętnej dyktaturze, bezprawiu i niekonstytucyjności prowadzonego śledztwa – co jest oczywiste, to nie zrobi na Kaczyńskim żadnego wrażenia. Musimy w końcu zrozumieć, że urzędnicy z Komisji Europejskiej nas nie obronią. Wprowadzanie kolejnych etapów ochrony państwa prawa nic nie da. Nie będziemy czuli się bezpieczniej, kiedy Obama zagrozi palcem pisowskiemu reżimowi zza Oceanu.
Demokracja w Polsce skończyła się tak naprawdę 25 października 2015 roku, a my znajdujemy się obecnie pod butem jednego, nieobliczalnego, pozbawionego empatii i sumienia człowieka, który czekał na tę chwilę ponad ćwierć wieku.
Były prezydent Lech Wałęsa, kiedyś krótko, ale blisko związany z Lechem Kaczyńskim, który do 1993 roku był ministrem w jego w kancelarii oraz z Jarosławem Kaczyńskim, któremu towarzyszył podczas kampanii wyborczej do Parlamentu na początku lat 90., nie ma złudzeń, że prezes PiS to zagrożenie dla Polaków i Polski. Takie samo zadnie - czyli po trupach, a do celu mają inni, byli opozycjoniści o Kaczyńskim. Mi.in. Władysław Frasyniuk czy Stefan Niesiołowski wielokrotnie powtarzali, że Polsce grozi wojna domowa, drugi Majdan. Różnica jest taka, że Ukraina, to nie Polska. W naszym kraju żyliśmy w ustroju demokratycznym przez ponad 25 lat, w którym doskonale się "zaaklimatyzowaliśmy". Dyktatura w Polsce nie wchodzi w grę. Biorąc pod uwagę tak skrajnie czarny scenariusz, władza Kaczyńskiego zostałaby obalona błyskawicznie. Być może nawet bez oddania jednego strzału.