Historia zna wiele przypadków, kiedy na pozór najpotężniejsze siły polityczne rozpadały się o drobnostki. W PiS taką "drobnostką" jest Bartłomiej Misiewicz. Młoda szycha z MON ma swoje za uszami, ale nie więcej niż inni prominentni politycy partii Kaczyńskiego, których wpadki nie zamykają się w strukturach jednego resortu. To totalne porażki w kraju i zagranicą. Kiedy o Misiewiczu zrobiło się ostatnio cicho, nagle prezes i prezydent mówią, że ten musi odejść. Przypadek?
Bartłomiej Misiewicz, mimo 26 lat jest wieloletnim, bliskim współpracownikiem Antoniego Macierewicza. Kontrowersje wzbudziło już umieszczenie go na czwartym wysokim miejscu na liście do Sejmu RP. Tym samym Misiewicz debiutował, jako drugi "spadochroniarz" w okręgu piotrkowskim (woj. łódzkie). Szlaki na tym polu przetarł wcześniej Antonii Macierewicz. Zgrzyt nastąpił w lokalnych strukturach, kiedy pod Misiewiczem na liście byli nawet starający się o reelekcję parlamentarzyści PiS, jak Grzegorz Wojciechowski i Krzysztof Maciejewski, którym przydzielono pozycje numer 5 i 6. Gospodarze stolicy okręgu nr 10 - Piotrkowa Trybunalskiego, znaleźli się na szarym końcu. Mimo czołowej pozycji na liście i wysokich sondaży PiS, Misiewicz posłem nie został, za to pozostał niesmak w lokalnych strukturach. Macierewicz porażkę wyborczą zrekompensował swojemu pupilowi posadą rzecznika MON i szefa gabinetu politycznego w resorcie obrony.
Popularny, ale nie cieszy się dobrą sławą
Misiewicz od początku cieszył się popularnością, ale nie zbyt dobrą sławą. Wyszło na jaw, że nie ukończył studiów, a ostatnimi czasy pracował, jako pomocnik w aptece w Łomiankach. Pod koniec lipca ubiegłego roku miał w Bełchatowie obiecać pracę w państwowej spółce radnym PO, którzy w zamian poprą rajców z PiS. Do koalicji nie doszło, a sprawa trafiła do prokuratury. Śledczy postępowanie umorzyli. Niedługo po tym kraj obiegła informacja, że Misiewicz prowadzi "pośredniak" na większą skalę, a sam obwieszony orderami, zasiada w radach nadzorczych dwóch spółek państwowych. Okazało się, że szef MON obsadził około stu swoich ludzi w spółkach Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Po wyjściu na jaw bulwersującej sprawy zaczęły spadać sondaże PiS. A każde obniżenie słupka działa na prezesa, jak czerwona płachta na byka. Osoby, które nazwano "Misiewiczami" zaczęły szybko znikać ze stanowisk. Sam Misiewicz zrezygnował z zasiadania w radach nadzorczych i też zapadł się pod ziemię. Znikł nawet z MON oraz z Internetu. Odnalazł się po kilku tygodniach... w MON. Polacy, nawet tego "lepszego sortu" zareagowali nerwowo. Znów spadły sondaże partii.
"Misiewiczów" było wielu, ale w świadomości opinii publicznej, jako ten zły pozostał tylko Bartłomiej Misiewicz, który na domiar złego stał się królem parkietu w dyskotekach. Do jednego z klubów w Białymstoku został nawet przywieziony rządową limuzyną.
Według oficjalnych informacji MON, Misiewicz przebywa obecnie na urlopie. Owszem, pracuje w strukturach resortu obrony, ale nie pełni tam rzekomo żadnych funkcji kierowniczych. Czym się zajmuje? Nie wiadomo. Sam Macierewicz na czas kampanii wyborczych chowany jest przed Suwerenem. Kandydował już po raz trzeci nie ze swojego okręgu, ponieważ wcześniej ze stołecznej listy nie dostał się do Sejmu RP. Prezes doskonale wie, że Misiewicz u boku Macierewicza to wizerunkowa porażka, która szkodzi PiS i mówi o tym publicznie. Padły nawet słowa, że Misiewicz musi odejść z MON.
Chcą głowy Misiewicza
Według ostatnich sondaży przeprowadzonych przez trzy różne pracownie, w połowie marca PiS stracił 10 pkt. procentowych. Poparcie dla partii utrzymuje się obecnie na poziomie 27 procent. Tuż za PiS jest PO. Dla prezesa, który bezkrytycznie wierzy w sondaże, 3 proc. różnicy między zwalczającymi się partiami, to życiowa porażka. Przecież na swój zdyscyplinowany elektorat pracował ciężko latami. Spadek poparcia nie jest bynajmniej "zasługą" Misiewicza. Ugrupowanie rządzące straciło najwięcej od czasu wygranych wyborów w 2015 roku, tuż po brukselskiej intrydze z Jackiem Saryusz - Wolskim i groźbach wyjścia Polski z UE. Te straty prezes chce natychmiast odrobić. Kaczyński nie krytykuje Macierewicza. Nie zajmuje go to, że z armii są wyrzucani albo sami odchodzą najlepsi generałowie i dowódcy wojskowi. Ma poważne zastrzeżenia jedynie do Misiewicza. I tutaj nagle niespodziewanie o swoje uprawnienia zwierzchnika sił zbrojnych upomniał się prezydent Duda, wysyłając do ministra obrony narodowej listy z pytaniem o stan polskiej armii. Odpowiedzi się nie doczekał. W TVP Info Duda podkreślił, że nie chce dymisji ministra Macierewicza. Gdyby tak było interweniowałby u premier Szydło w tej sprawie. Roszady kadrowe w wojsku na najwyższych szczeblach również mu nie przeszkadzają. Prezydent mówił też, że PiS nie chce wyjścia Polski z UE, a po szczycie w Rzymie i podpisaniu Deklaracji Rzymskiej, zadowolony pochwalił się, że zadzwonił do niego Donald Tusk. Rozmawiali o ważnych kwestiach dla Europy. "Tak powinna wyglądać współpraca" - dodał. Również premier Szydło nagle nabrała dużej pokory podczas szczytu we Włoszech. Biegunowo inaczej zachowywała się wcześniej w Brukseli, kiedy na szefa Rady Europejskiej ponownie wybrano Donalda Tuska. Czyli zaczęło się klasyczne odwracanie kota ogonem. Wszystko już odkręciliśmy, więc wyborcy wracajcie i rzucajcie się w nasze ramiona.
Temat rozmowy w TVP Info zszedł nagle na Misiewicza. Duda powtórzył słowa prezesa. Według prezydenta taka osoba musi najpierw dojrzeć, żeby pracować w resorcie zajmującym się tak ważnymi sprawami, a nie chodzić po dyskotekach i pić piwo. Kaczyński po prostu wysłał na wojnę z Macierewiczem prezydenta Dudę. Premier Szydło, która powinna zająć stanowisko w tej sprawie od dawna ignorowana jest przez Macierewicza, więc nie było sensu jej w to angażować. Taktyka "na prezydenta" dopiero nabiera rozmachu i może doprowadzić do bardzo chłodnych stosunków oraz cichej wojny prezesa z szefem MON. Demonstracja siły w tym przypadku nie pomoże. Kaczyński ani razu nie skrytykował lub skarcił publicznie Macierewicza, tak jak to ma w zwyczaju robić wobec innych swoich bliskich współpracowników.
Prawda mogłaby być za blisko
I tutaj zaczyna się poważny problem na szczytach władzy. Macierewicz czuje się na tyle silny, że nie bierze pod uwagę zdania prezydenta, a takie podchody mogą go tylko rozwścieczyć. Misiewicz jest jego współpracownikiem od 16 roku życia. W minionej kadencji Sejmu był m.in. szefem biura prowadzonego przez Antoniego Macierewicza zespołu parlamentarnego ds. zbadania katastrofy TU-154 M. Mimo wpadek i niechęci dowództwa Wojska Polskiego do Misiewicza, jest on pod stałą ochroną swojego szefa. Macierewicz nie poświeci swojego pupila dla sondaży. Pojawią się informacje, że Misiewicz już nie pracuje w MON, ale i tak nadal będzie najbliższym współpracownikiem ministra obrony narodowej. Kaczyński poza wizerunkowym szkodzeniem PiS, może obawiać się również, że Misiewicz, pijąc piwo w dyskotekach, za dużo powie osobom postronnym.
Macierewicz nie zostanie zdymisjonowany. To on po katastrofie smoleńskiej zamknął drzwi przed nosem najbliższych współpracowników braci Kaczyńskich. Wokół tragedii z 10 kwietnia 2010 roku zgromadził pokaźny, twardy elektorat zwolenników teorii spiskowej oraz Kluby Gazety Polskiej w całym kraju. Tych właśnie wyborców co miesiąc prezes utrzymuje w przekonaniu, że prawda jest blisko. Być może po rozstaniu z Macierewiczem prawda byłaby zbyt blisko...?
Nie chodzi tutaj o walkę o strefy wpływów w PiS, czy sprawdzanie na ile może pozwolić sobie szef MON. Sprawa rozbija się o sondaże, wizerunek PiS i przy okazji "przykrycie" porażki na szczycie w Brukseli. A będzie trudno, ponieważ Antonii Macierewicz z MON zrobił swoją własną twierdzę, do której nawet prezes nie ma wstępu. O ile Ziobro i Gowin po opuszczeniu rządu zabraliby ze sobą kilkunastu posłów, pozbawiając klub PiS większości sejmowej, to prawdziwym zagrożeniem dla prezesa jest właśnie Macierewicz. Ostanie wydarzenia pokazały, że to on rozdaje karty i ma piątego asa w rękawie. Jest po prostu nietykalny. Najzwyczajniej, w swojej małej autonomii robi co tylko zechce i w ogóle nie obawia się prezesa. To Kaczyński boi się Macierewicza.