PiS na zarzuty opozycji o niekonstytucyjnej dwukadencyjności wstecznej odpowiada, że dwie kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów będą liczone od 2018 roku. Zapis w projekcie można śmiało interpretować, tak jak widzą to posłowie opozycyjni. Sprawę podgrzewają wcześniejsze zakusy rządzących oraz niezmienna sytuacja w samorządach. Partia Kaczyńskiego przegrywa w terenie. PiS ma obecnie prezydentów zaledwie w 11 małych miastach, a to właśnie wygrane wybory samorządowe mają być rozgrzewką przed walką o parlament.
W art. 4, w punkcie 126, par. 3 projektu PiS o Kodeksie wyborczym czytamy: "kandydatem na wójta nie może być osoba, która została wybrana dwukrotnie na tę funkcję w wyborach powszechnych. Zakaz, o którym mowa w zdaniu pierwszym nie ma zastosowania do wyboru wójta dokonanego w wyniku wyborów przedterminowych". W art. 13 napisano z kolei, że przepisy m.in. art. 4, pkt 126 "mają zastosowanie po raz pierwszy do wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, przeprowadzonych na obszarze całego kraju, zarządzonych w związku z upływem obecnej kadencji organów jednostek samorządu terytorialnego wybranych w wyborach samorządowych, począwszy od 16 listopada 2014 r.". Opozycja nie ma złudzeń. To dwukadencyjność wsteczna niezgodna z Konstytucją RP
Biorąc pod uwagę wcześniejsze zapowiedzi PiS o wprowadzeniu dwukadencyjności z prawem działania wstecz oraz analizując mapę wyborczą w samorządach, opozycja wydaje się mieć uzasadnione obawy.
Jakże wielkim zaskoczeniem dla Jarosława Kaczyńskiego była klęska PiS w wyborach samorządowych w 2014 roku. Przy będącej na fali sondażowej partii nagle okazało się, że PiS w stolicach województw (nawet we wschodniej części kraju), miastach na prawach powiatu i wielu innych miejscowościach, zasiadło w opozycji. Na szesnaście województw w ani jednym PiS nie ma prezydenta. Resztę stanowisk objęli kandydaci z list PO, niezależni czy z SLD. Reakcja prezesa była histeryczna. Ogłosił, że wybory zostały sfałszowane i szybko zażądał przeprowadzenia kolejnych.
Warszawa. To największe marzenie szefa PiS. Kandydatem PO na prezydenta stolicy jest Rafał Trzaskowski, ale do tej pory wygrywała tam w cuglach Hanna Gronkiewicz-Waltz. W 2006 roku w drugiej turze zwyciężyła z byłym premier rządu PiS, LPR, Samoobrona Kazimierzem Marcinkiewiczem. Kolejne wybory wygrała już w pierwszej turze uzyskując blisko 54% głosów poparcia. W 2014 r. w drugim starciu pozbawiła szans na prezydenturę Jacka Sasina (PiS), zdobywając ponad 58% głosów. Mimo ciągnącej się budowy drugiej linii metra i innych grzechów, które wyciągnęli prezydent organizatorzy referendum, Hanna Gronkiewicz – Waltz przetrwała plebiscyt nad jej odwołaniem, który okazał się nieważny.
Łódź. Hanna Zdanowska. Rządzi w Łodzi drugą kadencję z ramienia PO. Starając się o reelekcję wygrała w pierwszej turze. Zarówno w sejmiku wojewódzkim, jak i w Radzie Miasta w Łodzi w koalicjach zasiadają PO, SLD i PSL. Partia Kaczyńskiego jest w opozycji. Porządku w mieście w imieniu PiS próbuje pilnować wojewoda Zbigniew Rau.
Kraków. Tam, gdzie prezes uparł się na zmianę podziału administracyjnego, miastem Kraka rządzi od 15 lat Jacek Majchrowski (bezpartyjny), który w 2002 roku wygrał m.in. ze Zbigniewem Zbiorą. Natomiast 4 lata później popierany przez PO i środowiska lewicowe pokonał zdobywając blisko 60 proc. głosów w drugiej turze, pozbawiając szans na prezydenturę kandydata PiS Ryszarda Terleckiego. W 2014 roku Majchrowski zwyciężył z Markiem Lasotą z PiS.
Przenieśmy się do dużego województwa jakim jest Wielkopolska. W Poznaniu prezydentem jest Jacek Jaśkowiak, który w drugiej duże może pochwalić się wynikiem blisko 60 procent poparcia. W Radzie Miasta Poznania rządzi koalicja PO – SLD.
W wojewódzkie kujawsko – pomorskim nieprzerwanie od 2002 roku rządzi w Toruniu Maciej Zaleski – bezpartyjny. Podczas ostatnich wyborów otrzymał ponad 70 proc. poparcia w I turze. Podobna sytuacja jest w regionach ościennych: w pomorskim, zachodnio – pomorskim czy warmińsko – mazurskim. To właśnie na północy Polski prezes planuje rozbić województwa, aby utworzyć trzy dodatkowe, czyli kolejne okręgi wyborcze.
Na 16 sejmików wojewódzkich, tylko w jednym rządzi PiS. To Podkarpacie. W regionach oraz w byłych województwach, które teraz są miastami na prawach powiatu kandydaci na prezydentów PiS i sama partia Kaczyńskiego przegrywa z kretesem, będąc nawet na szczycie wyborczej fali. Wyborcy nie głosują na partie, lecz na znane, lokalne twarze. Prawdziwym zagłębiem niezależnych prezydentów jest Śląsk, zachodnia część Małopolski oraz województwo opolskie.
Prezes będzie robił wszystko, żeby zwiększyć poparcie dla PiS. Preludium przed wygraną w wyborach parlamentarnych ma być spektakularne zwycięstwo w samorządach, a trudno o glorię z włodarzami miast, którzy będą ubiegać się o trzecią, czwartą czy piątą kadencję. Niektórzy z nich obejmują fotel prezydenta w I turze przy poparciu nawet 70 proc. Według sondaży prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, rządząca miastem drugą kadencję, wygrałaby wybory już I turze z 56 procentami. Zaledwie na 9 proc. może liczyć kandydat PiS i kandydatka Nowoczesnej.
Wyniki wyborów samorządowych są od lat dla PiS druzgocące bez względu na krajowe sondaże partii. Prezes Kaczyński dmucha więc na zimne. Według nowego projektu okręgi mają zostać podzielone na trzymandatowe. Podczas liczenia głosów duże partie byłby wówczas na wygranej pozycji, zwyciężając z lokalnymi komitetami. Poza tym o mandat radnych mogliby się starać kandydaci spoza miejsca swojego zamieszkania, a to może oznaczać desant spadochroniarzy. Wybory na wójtów, burmistrzów oraz prezydentów ograniczają manewry przy ordynacji. Nawet rozstrzygnięcie w I turze nie dawałoby PiS pewności na wygraną.
Jarosław Kaczyński doskonale pamięta smak porażki z 1993 roku. Wówczas po zmianie ordynacji wyborczej Porozumienie Centrum znalazło się poza parlamentem. PiS mając teraz Trybunał Konstytucyjny w rękach będzie robiło wszystko, żeby utorować drogę do władzy swoim kandydatom. Jeśli opozycja zaskarży sporny zapis do TK, sędziowie mogą stwierdzić, że o fotel wójtów, burmistrzów i prezydentów mogą ubiegać się kandydaci, którzy mają za sobą najmniej 4 lata rządów.