Na ostatniej prostej kampanii przed głosowaniem w najbliższą niedzielę szala w sondażach przechyla się raz na stronę Koalicji Europejskiej, inne badania opinii publicznej pokazują zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy. Wynik zatem nie jest przesądzony. Gdyby nawet KE i PiS dzieliła niewielka różnica, to Wiosna oraz Konfederacja mają podobne poparcie, co nie przesądza o wygranej opozycji, nawet po połączeniu sił z partią Biedronia. Czym może jeszcze zaskoczyć KE? I czego nie zrobiła, żeby wysunąć się na prowadzenie wcześniej?
Jeszcze dwa tygodnie temu kandydaci obozu rządzącego do PE prowadzili w sondażach nawet 10 procentami. Zjednoczona opozycja szukała rozwiązania tej patowej sytuacji. Wiosna natomiast robiła swoje. Robert Biedroń mobilizował wyborców, którzy wcześniej nie głosowali oraz tych, którzy wahają się czy poprzeć KE lub Wiosnę. W ostatnim tygodniu kampanii trwa walka o wyborców z obrzeży elektoratów. KE nie liczy już na przejęcie wyborców PiS. Jej liderzy chcą zniechęcić do pójścia na wybory zwolenników Zjednoczonej Prawicy, a jednocześnie zmobilizować ludzi o liberalnych poglądach. W mało komfortowej sytuacji są teraz partie pod wodzą prezesa Kaczyńskiego. Na finiszu walczą bowiem na dwóch frontach, zarówno z Konfederacją, jak i KE.
Efektem filmu braci Sekielskich był przepływ wyborców z PiS do Konfederacji, a nie do KE. Beneficjentem stanie się za to Wiosna. Opozycję zaś wzmocniło niewątpliwie przemówienie Donalda Tuska podczas marszu "Polska w Europie". Szef Rady Europejskiej wyłożył kawę na ławę. Obnażył półprawdy, którymi posługiwali się kandydaci Zjednoczonej Prawicy. W bardzo dobitnych słowach odniósł się do polityki PiS, zarzucając tej partii i jej czołowym politykom hipokryzję, kłamstwo, porównując ich działanie do wielkiego zła. To już nie była wypowiedź w zawoalowanej formie. Szef Rady Europejskiej włączył się oficjalnie w kampanię wyborczą. Kaczyński dał się sprowokować i zamiast przestawić swój program wyborczy, wdał się w typową pyskówkę. A nerwy i niskie sondaże nie wprawiają Kaczyńskiego w dobre samopoczucie.
Wielkim plusem Zjednoczonej Prawicy jest mówienie jednym głosem (słynne przekazy dnia). Przekaz dnia i wypowiedzi polityków w tym samym tonie, używając tej samej retoryki, dają spójny, jasny przekaz oraz obraz zwartych szeregów. Tam nie ma miejsca na różnice w zdaniach. Spójność, brak szumu informacyjnego, jeden za wszystkich, wszyscy z jednego. Tworzy to złudzenie jedności. Ponadto przekaz dopasowany jest ściśle do prawicowych wyborców, wszak PiS wydaje kolosalne pieniądze na wewnętrzne sondaże. A sam Jacek Kurski osiągnął już dawno temu "czarny pas" w propagandzie. Wytrawny widz jest w stanie zauważyć, że w Wiadomościach TVP news stanowi jedynie pretekst do rozwinięcia tematów ideologicznych. Mimo tak zaangażowanych sił PR w ostatnim czasie prezes i jego świta poruszają się po omacku. Nie potrafią poradzić sobie w sytuacjach kryzysowych i nie trzymają nerwów na wodzy. A to prosta droga do błędów w roku wyborczym.
Zupełnie inaczej jest z Koalicją Europejska. Zjednoczona opozycja to zbiór partii różniących się światopoglądowo. Kiedy lewa strona mówi o świeckim państwie, uderza w Kościół. Schetyna choćby nawet chciał dołączyć do tego chóru, wie doskonale, że PO straci znaczną część swojego centro - prawicowego elektoratu. Kolejny błąd jaki popełnia KE, to zostawienie odłogiem Polski powiatowej. To właśnie ci mieszkańcy poczuli się oszukani przez poprzednią koalicję PO-PSL. To tam powinna jeździć i walczyć o głosy opozycja. W większych miastach, gdzie najczęściej pojawiają się kandydaci KE, nie muszą już nikogo przekonywać. Niech za przykład posłuży Warszawa. W stolicy Rafał Trzaskowski, który wygrał bez problemu w I turze wyborów, miażdżąc Patryka Jakiego. Ale już wybory do Sejmiku Województwa Mazowieckiego, w którego okręg wchodzą mniejsze miejscowości, o mały włos (zbrakło zaledwie jednego mandatu), a władzę przejąłby PiS . Podobnie było w Łodzi. Prezydent Hanna Zdanowska wygrała dużą przewagą w I turze, ale łódzki sejmik należy dziś do PiS. A to oznacza właśnie, że mieszkańcy prowincji dyktują warunki.
I to jest błędem KE - omijanie szerokim łukiem miast poniżej 100 tys mieszkańców. Kontakt bezpośredni z wyborcami i jedna ściśnięta dłoń to podstawa, inne narzędzia marketingu politycznego są jedynie bardzo ważnym dodatkiem. Kaczyński to doskonale wie, dlatego to PiS narzuca tempo kampanii.
Taki błąd popełniła Zjednoczona Lewica 4 lata temu. Na turnee wybrali zachodnią część Polski, pozostawiając odkrytą wschodnią flankę. Kandydaci Zjednoczonej Lewicy z Barbra Nowacką na czele nie skoncentrowali się na tej części Polski, gdzie lewicowe ugrupowania miały spore poparcie. Dzisiaj szanse na odbicie wyborców, czy jak kto woli wyznawców PiS przez Zjednoczoną Opozycję są małe. Dlaczego? Partia Kaczyńskiego bowiem oprócz elektoratu kościelnego, smoleńskiego, radiomaryjnego, ma potężnych zwolenników 500 plus. O ile cztery tata temu projekt był tylko jedyną z obietnic, to już po wyborach szybko został wprowadzony w życie. Beneficjenci tego dodatku, biorąc pod uwagę rozszerzenie go o pierwsze dziecko, tłumnie pójdą na wybory i zagłosują na PiS.
Koalicja Europejska ponadto nie mówi jednym, tym samym językiem. Opozycja powinna mieć spójny przekaz. Obecnie za słowa jednych polityków muszą tłumaczyć się drudzy. Jeśli wyborcy nie zauważą wspólnoty, zrozumienia, solidarności, porozumienia między podziałami, to będą rezygnować z poparcia dla KE. Kampania opozycji jest tak prowadzona, jakby każdy z koalicjantów miał inną koncepcję. Widać, że nie panuje nad tym sztab wyborczy. Bilbordy, hasła z hashtagami nagle znikają, zanim ludzie przyzwyczają się do nich.
Receptą na wygraną KE jest wytykanie błędów, niegospodarności, szereg pomysłowych spotów, które obnażą obłudę, pazerność oraz nagłośnią kompromitujących się polityków PiS. KE musi wykorzystać panikę w obozie rządzącym. Ostatnia prosta przed wyborni 26 maja powinna być pełną mobilizacją i walką, bo gra toczy się o wysoką stawkę. To czas namawiania Polaków na pójcie do wyborów, ponieważ to właśnie wysoka frekwencja daje szansę KE i Wiośnie na zwycięstwo w maju oraz jesienią.
Opozycja miała doskonałych nauczycieli. W czasie kampanii wyborczej w 2005 roku za "dziadkiem z Wermachtu" stali wówczas Jacek Kurski i Adm Bielan. Z uporem maniaka były wówczas przywoływane słowa Angeli Merkel o reparacjach wojennych. Dopiero później spin doktorzy PiS przyznali, że fragmenty pochodziły sprzed wielu laty. To też kwestia uchodźców, którzy mieli w naszym kraju gwałcić, rabować i podpalać. Koalicja Europejska powinna prowadzić kampanię dwutorowo. Z jednej stanowczo podkreślać szkody, jakie wyrządzono Polakom i Polsce przez ostanie 4 lata, co prowadzi do nieuniknionej katastrofy gospodarczej. Drugi biegun to czytelny, wiarygodny program wyborczy. Kampania musi być intensywna, pomysłowa i spójna. Zaplanowana, realizowana krok po kroku zgodnie ze starannie ułożonym scenariuszem. Reakcja na sytuacje nagłe, nieprzywidywane powinna być rozwiązywana błyskawicznie przez sztab kryzysowy.
Moim zdaniem KE wygra około 4-5 procentami. Wiosna Biedronia zdobędzie nie więcej niż 8 proc. Konfederacja 6 proc. Nawet wygrana KE jednym punktem procentem zadziała psychologiczne, a to pokaże jaki wynik zapadnie w jesiennych wyborach.