W swoich bohaterach zawsze szukam szlachetności. Zależy mi, żeby pokazać ich w taki sposób, w jaki ich świat do tej pory nie widział. Nie chciałbym nigdy nikogo oszpecić, albo pokazywać w jakimś pejoratywnym świetle, bo to by świadczyło o tym, że nie potrafię w tych osobach dostrzegać piękna.
Zdarzają się sesje zdjęciowe, które spędzają sen z powiek fotografów. Najgorsze są gwiazdy, które wierzą w swój nieprawdziwy wizerunek na zdjęciach, często uzyskiwany w aplikacjach modyfikujących twarz do tego stopnia, że wyglądają, jakby wyszły ze ślubowania na pierwszoklasistów.
Krążą historie o celebrytkach, które po zrobieniu trwającego blisko dwie godziny make-upu, stawały przed obiektywem fotografa i po pierwszych testowych zdjęciach zaczynały płakać i mówiły, że niestety "to nie to". Zdarzyło mi się kilka razy pracować z aktorkami, które może nie płakały, ale narzekały na światło w studiu.
Mój asystent zagryzał zęby i udawał, że coś zmienia w ustawieniach lamp, a ja musiałem milczeć kiedy widziałem, że to niestety nie wina światła, tylko rozpulchniona wypełniaczami twarz przysłaniała możliwość zrobienia dobrego portretu. Moim zdaniem zarówno fotografowie, jak i cały pion beauty, czyli ci będący najbliżej zmarszczek i problemów emocjonalnych gwiazd, powinni dostawać dodatek finansowy za tzw. coaching na
planie.
Niestety wiele gwiazd jest niestabilnych emocjonalnie. Mój znajomy stylista z Mediolanu opowiadał mi, że kiedyś pracował z siostrą znanej na całym świecie imprezowiczki, która podczas robienia kresek na oczach, kreśliła równie precyzyjnie kreski na stole.
Nikt na sesji nie zwrócił jej uwagi ani też nie zawrócił ze ścieżki. Miałem do czynienia z gwiazdami różnego formatu. Ich obecność na planie ani mnie nie ekscytowała, ani też nie peszyła. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że im gwiazda odnosiła większy sukces, tym bardziej była przyjazna dla ludzi, z którymi pracowała i którzy w równej mierze, z czystymi intencjami, pracowali na jej sukces.
Zdarzały mi się takie gwiazdy, które ufały mi na planie do tego stopnia, że same inicjowały kolejne kadry, mimo że satysfakcjonujący materiał dawno mieliśmy gotowy.
Tylko raz w mojej ponad 10-letniej karierze, trafiłem na celebrytkę, która na planie była tak niepewna swojego wizerunku i konwencji sesji, że co chwilę chciała zmienić albo make-up, albo włosy. Mojemu gafferowi (mistrzowi oświetlenia) z kolei kazała stawać w takiej pozycji, żeby oświetlać jej twarz do tego stopnia, aby jej cera była przezroczysta jak butelka po wodzie.
I znosiłem te uwagi kilka razy, ale w którymś momencie patrząc na siódme poty mojego asystenta, stwierdziłem, że cała gra nie jest warta finansowej świeczki i odkładając aparat, grzecznie podziękowałem gwieździe za współpracę.
Wiązało się to z tym, że redakcja musiałaby zaplanować sesję okładkową z innym fotografem. W tym wypadku musiała interweniować redaktor naczelna, która poprosiła mnie o cierpliwość i dobrą energię. Spryskałem się Palo Santo i wróciłem do tego wesołego miasteczka póz.
Celebrytka po sesji kontaktowała się ze mną na Instagramie, prosząc m.in. o przeklejenie swojej twarzy z jednego zdjęcia na drugie, bo np. podobało jej się ciało, a nie mimika... Z racji tego, że nie lubię spoufalać się z gwiazdami, które już na planie nie wzbudzają mojego zaufania, poprosiłem, aby celebrytka kontaktowała się wyłącznie z redakcją, a redakcja z retuszerem.
Przykre, a może najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że w internecie wizerunek tej bohaterki jest naprawdę cool. Wygląda na fajną babeczkę z dystansem do świata, ale tak naprawdę największy dystans miała do własnej samoakceptacji, gdzieś po drodze gubiąc twarz.
Kiedyś modelka Marta Dyks na planie powiedziała mi, że ona wpada w konsternację, kiedy fotograf na końcu sesji mówi, że "coś się wybierze...". Co oznacza "coś się wybierze"? Że mogło być lepiej? Czy że wszystkie zdjęcia wyszły beznadziejnie?
Pracując na planie edytorialu, kiedy do zrobienia jest określona ilość stylizacji, zawsze daję sobie 15 minut na set. Uważam, że 15 minut to wystarczający czas do zrobienia zdjęcia, które się "wybierze". Po tym czasie z każdej strony zaczyna się rzeźbienie. 900 sekund wystarczy, by zrobić zdjęcie z wyraźną twarzą. Dłużej zajmuje przeklejanie gęby.