Pani Grażynka należy do entuzjastów idei dawstwa szpiku. Zarejestrowała sie w 2009 roku tuż po rozpoczęciu działalności Fundacji DKMS Polska. Jeszcze do niedawna była potencjalnym dawcą szpiku i wspierała ideę dawstwa jak tylko mogła, a dziś sama musi się stanąć po drugiej stronie. Choroba- ostra białaczka szpikowa zapukała do jej drzwi zupełnie niespodziewanie, stawiając wyzwanie – wygraj ze mną!
Po kilku latach aktywności Fundacji, różnorodnych kontaktów ludzkich i zmagań z wyzwaniami, zaobserwowaliśmy, że ludzie,, dzielą się z naszego punktu widzenia na : A. Sceptycznie nastawionych do całej idei dawstwa – nie do przekonania.
B. Entuzjastów idei – wspierających nas na każdym polu aktywności.
C. Ludzi dobrej woli choć w wątpliwościami –zawsze pomagają, ale sami wstrzymują się od rejestracji.
Ponieważ najważniejsze jest, aby jako baza dawców skupiać ludzi w pełni świadomych, i do idei przekonanych, szanujemy wszystkich, ale chylimy czapkę przed tymi drugimi. Jesteśmy pełni uznania za to, że znaleźli czas, by idę dawstwa poznać nie tylko pobieżnie, i dali się przekonać, że ma ona nieprzecenione znaczenie w walce z rakiem krwi.
Do takich ludzi należy właśnie Pani Grażynka, której historię będziecie mieli okazję dziś poznać.
Pani Grażynka zarejestrowała się w naszej bazie jeszcze w 2009 roku. Nie trzeba było jej długo przekonywać pomimo faktu, że świadomość idei dawstwa szpiku w tamtym czasie była w Polsce bardzo niska, co obrazowała znikoma, jak na 40 milionowy kraj, liczba 40 tysięcy zarejestrowanych potencjalnych dawców.
Jak na pielęgniarkę przystało łatwo i szybko przyswoiła wiedzę o tym, co niesie za sobą decyzja zastania dawcą szpiku. Nie było to dla niej nic nowego, bo już wcześniej wspierała idę dawstwa organów. Zarejestrowała się, jako potencjalny dawca i wkrótce zaczęła sama propagować tę ideę wśród środowisk, z którymi miała kontakt. Jednym z takich środowisk, szczególnie ciekawym świata i chłonnym, są młodzi ludzie – licealiści. Pani Grażynka od 27 lat pracująca, jako szkolna pielęgniarka środowiskowa, miała z młodzieżą dobre porozumienie od zawsze, bo oprócz spotkań z uczniami w gabinecie pielęgniarki spotykała się z nimi na pogadankach przybliżających trudne tematy życiowe: choroby, śmierci, ratowania życia osobom obcym. Swoją energią i zaangażowaniem w misję dawstwa szpiku pani Grażynka zarażała, albo zachwycała, innych.
W wolnych chwilach od pracy – tej na etacie w domu i tej w szkole - pani Grażynka chadzała po górach, biegała, pływała lub jeździła na rowerze, a gdy chciała posiedzieć, kibicowała na ławeczce karlińskiej drużynie MKS Sokół. Żyła na najwyższych obrotach i pełną piersią czerpała z życia ile się tylko da. Miała marzenia jak większość kobiet. Zwykłe plany na przyszłość i normalne oczekiwania. Będąc dojrzałą kobietą, od lat związaną ze służba zdrowia niemało już widziała i niewiele mogło ją zdziwić. Wiedziała dobrze, że życie jest pełne miłych, jak i złych niespodzianek. Tego lata, w najmniej spodziewanym momencie, zaskoczyła ją jednak ta mniej oczekiwana. Ostra białaczka szpikowa – taką diagnozę postawił jej lekarz. I choć będąc od lat w temacie chorób nowotworowych krwi wiedziała, że Polsce, co godzinę ktoś dostaje taką jak ona diagnozę, i że na świecie rocznie u ponad 900 tysięcy osób rozpoznaje się którąś z chorób hematologicznych, przeżyła prawdziwy wstrząs.
Dziś po dwóch miesiącach leczenia wspomina – Powaliło mnie na glebę, to był nokaut!
Rodzina nie mogła uwierzyć, że spotkało to właśnie Grażynkę, osobę tak bardzo zaangażowaną w propagowaniu idei dawstwa szpiku w służbie zdrowiu chorym na raka krwi. Przypomnieli sobie jak kiedyś mama, nie spodziewając się jeszcze choroby mówiła, że nigdy nie zgodziłaby się na chemioterapię. Byli przerażeni, że nie podejmie próby walki z chorobą.
Na szczęście Grażynka postanowiła spojrzeć w oczy samej sobie i przyznać, że warta jest życia. Przemyślała kilka ważnych spraw, które człowiek żyjąc w zdrowiu odkłada na później i zdecydowała się na chemioterapię. Przypomniała sobie, że może nie zawsze walczyła o swoje, ale przynajmniej zawsze starała się zmierzyć z przeciwnościami losu. Jej życiowe motto brzmiało przecież „…jak nie ja, to kto? ” więc nie mogła, w tym decydującym momencie, poddać się i przegrać walkowerem.
Jak to zwykle w takich momentach bywa, przewartościowała całe swoje życie. Od teraz liczyła się głównie ona, jej „ostra choroba”, jej rodzina i oni w tej chorobie. Jak twierdzi, zaczęła mieć wreszcie wielkie marzenia. Jednym z nich jest móc świętować z mężem 35 rocznicę w…Paryżu.
W oczekiwaniu na realizację tego wielkiego marzenia, każdego dnia oczekuje na przepustkę do domu. Choćby króciutką. I choć na razie nie potrzebuje przeszczepienia komórek macierzystych, chce "wykorzystać" swoją chorobę do zorganizowania w rodzinnym Karlinie akcji rejestracji dawców szpiku kostnego. Doskonale przecież wie, że pomimo ponad 600 tysięcy zarejestrowanych w Polsce niespokrewnionych dawców szpiku co 5 pacjent wciąż pozostaje bez swojego bliźniaka genetycznego.
Dzień Dawcy w Karlinie odbędzie się już w najbliższą niedzielę. Szczegółowe informacje o akcji znajdziecie tutaj.
Jeśli poruszyła Cię historia naszej potencjalnej Dawczyni, która po latach oczekiwania na możliwość uratowania czyjegoś życia, sama stanęła przed koniecznością walki o swoje, wejdź na www.dkms.pl poczytaj. Może przekonasz, się do idei dawstwa i będziesz chciał dołączyć do ponad 500 tysięcy entuzjastów idei dawstwa szpiku, którzy każdego dnia dają szansę na życie chorym na nowotwory krwi.