Ogromne serca, głowy pełne fantazji i niespożyte zapasy energii - tak w telegraficznym skrócie można opisać małżeństwo z Wojkowic, które na rowerach przemierza Polskę, aby pomóc chorym na białaczkę. Grażynka i Wojtek Marks są emerytami lecz nie boją się wyzwań. Od zeszłego roku pokonali na rowerach niemal 1200 kilometrów rozdając ulotki i namawiając do rejestracji w bazie dawców komórek macierzystych DKMS. Zapewniają, że to nie koniec rowerowego wolontariatu.
Typowe wyobrażenie emeryta, które większość z nas wyrobiła sobie w głowie przez lata, całkowicie nie pasuje do małżeństwa Grażynki i Wojtka Marks. Choć nie cieszą się wielkim majątkiem, nie stać ich nawet na własny samochód, to czerpią z życia pełnymi garściami i starają się jeszcze pomagać potrzebującym.
Ich przygoda z Fundacją DKMS Polska zaczęła się w zeszłym roku. Oboje postanowili zarejestrować się jako potencjalni dawcy szpiku. Niestety, z racji przekroczenia 55. roku życia było to niemożliwe. To jednak nie zniechęciło małżeństwa. Oboje uwielbiają podróże rowerami, a gdy dowiedział się o tym wolontariusz DKMS Polska, powstał pomysł rowerowego wolontariatu.
- Mariusz Kosiński z DKMS zaproponował nam bycie pośrednimi dawcami, czyli namawianie innych ludzi do rejestracji podczas naszych podróży - mówi Grażynka Marks. Z racji małego budżetu domowego, oboje spędzają wakacje podróżując na dwóch kółkach. Śpią pod namiotem, a wszystkie potrzebne im rzeczy ułożone w wózku, ciągnie za rowerem Wojtek. - Oboje jesteśmy harcerzami na emeryturze, nie stać nas na drogie wakacje, a podróże rowerem są tanie, miłe i przede wszystkim zdrowe - mówi z uśmiechem Grażynka. Właśnie dlatego pomysł rozdawania ulotek i namawiania mieszkańców odwiedzanych miast do rejestracji tak bardzo im się spodobał.
W pierwszą wyprawę małżeństwo wyruszyło podczas zeszłorocznych wakacji. Przejechali północno-wchodnią Polskę odwiedzając m.in Ełk, Suwałki, Węgorzewo czy Braniewo. Wszędzie z zapałem namawiali do rejestracji rozmawiając z mieszkańcami i rozdając ulotki oraz naklejki z logiem DKMS Polska. Grażynka wspomina bardzo ciepłe przyjęcie przez ludzi i ich wielką serdeczność. - Ludzie przyjmowali nas bardzo ciepło. Kiedy psuł nam się wózek, pomagali go reperować, czy łatać opony - wspomina. Łącznie pokonali ok. 580 kilometrów.
Na jednej wyprawie jednak nie poprzestali. W tym roku zaopatrzeni w nowy wózek wyruszyli ponownie. Ty razem ich szlak prowadził przez południową część kraju. Wyruszyli z Wojkowic i odwiedzili kolejno takie miasta jak: Klucze, Wolbrom, Miechów, Działoszyce, Busko Zdrój, Połaniec, Nisko, Biłgoraj, Zwierzyniec, Józefów i Susiec. A w każdym z miast rozmawiali z dziesiątkami mieszkańców namawiając do rejestracji. - Wiemy, że dzięki tym wyprawom zarejestrowało się wielu potencjalnych dawców, z czego jesteśmy z mężem bardzo dumni - zaznacza Grażynka.
Niejeden młody człowiek zrezygnowałby w połowie każdej z tych wypraw. Małżeństwo nie dość, że pokonuje trasę z uśmiechem na twarzy, to zapowiada kolejne. - To nie jest koniec! Jeśli przydzielą nam sanatorium w przyszłym roku, to oczywiście pojedziemy rowerami i będziemy namawiać do rejestracji kolejne osoby. Niech się wieść niesie, niech ludzie się rejestrują - mówi z entuzjazmem Grażynka.
Oto właśnie żywy przykład jak wiele można zrobić dla chorych na białaczkę nie będąc potencjalnym dawcą. Wiek nie jest żadną barierą, wystarczy tylko chcieć.