Najbardziej w naszym nowym, oficjalnym hymnie Euro ujął mnie ów "kurzy element", czyli słynne "koko". Kto poza mną pamięta jakie zwierzę prowadziło (muzycznie) do medalu ekipę Piechniczka w roku 1982? Przypominam: to była KROWA. No to dlaczego teraz nie może być to kura?
Krowa miała niebanalne imię "Łaciata", wylegiwała się w trawie i w snach wydawało się jej, że jest bykiem i występuje na hiszpańskiej arenie przeciwko różnym torreadorom, którzy zachodzą ją (go?) "od ogona". Swoją drogą była to piękna metafora polskiej piłki nożnej lat 70/80: cała ten nasz krowiasty futbol przez jedną, dziwną dekadę wyśnił sobie, że jest "bykiem". I tym bykiem faktycznie został - na moment... i wystąpił na arenie, a nawet na kilku... a potem sen się skończył i wszystko wróciło do normy.
Nie wysłuchałem wszystkich utworów - kandydatów na hymn, ale z tego co słyszałem najbardziej podobało mi się właśnie "Koko, koko". Bo, jak wiadomo, każda dobra piosenka musi mieć wpadający w ucho szlagwort. O ile się nie mylę utwór miłych pań z "Jarzębiny" był jedynym, który takowy szlagwort posiadał. Słowo daję: już następnego dnia słyszałem ludzi, którzy idą warszawskim Nowym Miastem i sobie nucą... przecież to właśnie o to chodzi!!!
Naturalnie: hymn kibicowski powinien też dodatkowo mieć też coś wspólnego z zagrzewaniem do boju, entuzjazmem i - radosną, ale jednak - powagą. Tutaj powagi nie ma, ale czy to wina tych miłych pań, że wszystkie pozostałe utwory były tak beznadziejne? "Koko, koko" powinno być zabawnym dodatkiem do całej palety fajnych, przebojowych piosenek...
Ja już nie mówię, żeby ktoś powtórzył taki hit jak kapitalne "Go, go, go - allez, allez, allez!" z mundialu we Francji... (dla mnie wzorzec "kibicowskiego hymnu na Mundial/Euro/Igrzyska/Cokolwiek). Ale u nas przecież nikt nawet nie zbliżył się do poczciwego szlagwortu "Polska gola, taka jest kibiców wola!" z dawnych lat.
Na szczęście społeczeństwo wyczuło tę wiochę, zareagowało prawidłowo - i wybrało wobec tego piosenkę wiejską. Okazuje się, że Polacy mają jednak poczucie humoru i dystans do samych siebie. Rzadko zdarza mi się chwalić moje własne społeczeństwo - tym bardziej się cieszę i jestem dumny!