Dzisiejszy wpis, choć w ostatnim czasie wiele się wydarzyło, nie będzie tak bezpośrednio „związkowy” jak poprzednie. Tym razem postanowiłam napisać kilka słów o odpowiedzialności za rzetelność przekazywanych społeczeństwu informacji. Okazuje się, że na styku mediów i administracji centralnej zachodzą bardzo niepokojące procesy. Na ich realizacji ktoś oczywiście korzysta. Kto traci? Pracownice i pracownicy.
Sporo osób myśli, że jak ktoś pracuje lub miał kiedykolwiek do czynienia z systemem ochrony zdrowia to na pewno wie wszystko o przyczynach, przebiegu i skutkach pandemii COVID - 19. Z wykształcenia jestem pielęgniarką i choć od wielu lat nie pracuje przy łóżku chorego to wciąż jestem zasypywana pytaniami - jak to będzie z tym koronawirusem? Ile to jeszcze potrwa? To on istnieje czy nie? Mam oczywiście swój własny pogląd na sprawę, ale nie wynika on z przesłanek badawczych, stanowi raczej opinię przeciętnej Kowalskiej. Nie chcąc mącić w głowach innych odpowiadam - nie wiem co przyniesie nam los. Rok temu nikt nie przypuszczał, że z chińskiego Wuhan przybędzie do nas wirus i wywali do góry nogami nasze życie.
Kto z Was w ciągu ostatniego pół roku dostał bólu głowy od czytania sprzecznych informacji na temat pandemii i jej skutków niech podniesie rękę do góry. Media, nieważne jakie (publiczne czy prywatne) żyją z kliknięć i reklam. Logicznym jest, że będą serwować nam wszystko, bylebyśmy tylko trwali w nieustającej lekturze spekulacji, spektakularnych doniesień, opinii na temat maseczek ochronnych, wizji katastrofy gospodarczej lub kolejnych danych sugerujących, że żadnego armagedonu nie będzie. Ta karuzela się kręci i trzeba sobie powiedzieć całkowicie otwarcie, że dynamika jej obrotów jest poza naszą kontrolą. Powstały co prawda inicjatywy mające na celu walkę z fake newsami, ale ostatecznie uwierzymy w to co chcemy uwierzyć.
W dobie mediów społecznościowych każdy z nas może się stać ekspertem, trenerem, kimś kto ma wpływ na dyskurs. Nie trzeba mieć ukończonych prestiżowych studiów, kilkunastu publikacji, uznania świata nauki. Wystarczy umieć tworzyć ciekawe historie. Mieć talent do kreowania narracji, na które znajdzie się popyt. Stąd też tak trudno ustalić kto ma racje, a kto tylko udaje. Za moich czasów było tak, że hierarchia autorytetów była prostsza. Raz, że nie było takiej przestrzeni do polemiki jak dziś, dwa - wiadomo było, że jak już ktoś wyraża naukową opinię to znaczy, że musi mieć ku temu odpowiednie przesłanki merytoryczne, kompetencyjne. Mówię tu głównie o kwestiach związanych z medycyną.
Społeczeństwo oczekuje, że w trudnych czasach rządzący będą wiedzieć co robić, a co za tym idzie - mieć świadomość rzetelności przekazywanych nam informacji. PiS poległ w tej sprawie na całej linii. Ex - minister zdrowia, Łukasz Szumowski non stop wpadał w zastawiane przez siebie pułapki. Raz o maseczkach, później o szczepionkach. Pomijam jego wiarygodność w sprawach przetargów czy oświadczenia majątkowego. Lekarz, nim przecież z zawodu jest Pan Szumowski, nie umiał zająć stanowiska w sprawach dotyczących bezpieczeństwa zdrowotnego Polek i Polaków. Na koniec poleciał na hiszpańskie wakacje, pomimo, że rząd, który niedawno reprezentował, zdecydowanie takich wyjazdów odradzał.
Podobną melodię skomponował nam premier Morawiecki. Wirus jest. Wirusa nie ma. Wirus powrócił. Ironicznie rzecz ujmując, to była wręcz biblijna parabola w wykonaniu Prezesa Rady Ministrów. Idziemy dalej - wybory kopertowe, zamykanie kopalń, karanie ludzi za niedotrzymywanie procedur sanitarnych. Premierowi tempa postanowił dotrzymać szef resortu edukacji, Pan Dariusz Piontkowski. Szkoły będą zamknięte. Szkoły będą otwarte. Róbta co chceta. Raz koronawirus jest śmiertelnym zagrożeniem, chwilę później staje się całkowicie niegroźnym rodzajem grypy. A kto by się bał grypy?
Nie inaczej sytuacja ma się w resortach odpowiedzialnych za gospodarkę. Do dziś nie wiemy ile tak naprawdę pieniędzy wydano na ratowanie polskiej gospodarki, ile miejsc pracy realnie udało się dzięki tym środkom uratować. Rząd nie wie, które regiony kraju, które sektory są najbardziej narażone na recesje. Nie wiemy również jak wygląda kwestia zwolnień. W poniedziałek można się dowiedzieć, że firmy planują masowe zwolnienia. Cztery dni później, że pomimo wszystko, firmy zwiększają wynagrodzenia. Żaden urzędnik pracujący w resorcie pracy czy rozwoju nie kwapi się, żeby wyjść przed kamerę i powiedzieć jak jest naprawdę.
Jako pielęgniarka nie wiem co będzie dalej z koronawirusem. Jako Przewodnicząca Forum Związków Zawodowych zdaje sobie sprawę z zagrożenia płynącego z narastającej pandemii dezinformacji, której rząd biernie się przygląda. Jak można sprawnie zarządzać państwem nie znając skali i timingu zagrożeń oraz wyzwań związanych z wprowadzonym stanem epidemicznym i jego skutkami ekonomicznymi?
Kilka lat temu Prezes PiS, Pan Jarosław Kaczyński nazywał ówczesnego premiera rządu PO - PSL przydomkiem „nic nie mogę”. Donald „nic nie mogę” Tusk. To jak teraz nazwać premiera Morawieckiego? Mateusz „nic nie wiem” Morawiecki? Można się oczywiście z tego śmiać, tak jak mamy to w zwyczaju. Tyle, że sprawa jest poważna. To informacyjne delirium będzie wpływać na tempo walki z pandemią. Jak mamy się przykładać do utrzymywania dyscypliny skoro nawet rząd głośno i wyraźnie nie wskazuje celowości dbania o dystans społeczny? Kto będzie chciał inwestować w państwie, które nie traktuje siebie w sposób poważny? Co mają zrobić firmy, które za kilka tygodni będą planować budżety na przyszły rok? Jak z obsługą pacjentów mają poradzić sobie szpitale, które nie otrzymują jasnych zaleceń i przepisów? W jaki sposób mają poradzić sobie rodzice dzieci niechodzących do szkoły?
Państwo to też medium - informacyjne i edukacyjne. Spadające zaufanie do jego rzetelności będzie się przekładać na wzrost zachorowań. Resztę historii już znacie.