Igrzyska XXX Olimpiady przeszły do historii. Teraz przez czas jakiś zapewne będziemy dyskutować i zastanawiać się nad wynikami osiągniętymi przez reprezentantów Polski. Padną pytania: Co się stało z szermierzami? Gdzie zgubili formę żeglarze? Jak to możliwe, że nasza drużyna siatkówki nie zdobyła złotego medalu? Czemu zawiedli kajakarze i wioślarze? Gdzie zniknęli lekkoatleci, bokserzy, zapaśnicy, judocy? Tych pytań będzie o wiele więcej, bo Londyn 2012 to lustro, w którym zobaczyliśmy, gdzie jest polski sport.
Nic się nie stało! zaśpiewają kibice, którzy zaczynają się już przyzwyczajać do przykrych niespodzianek sprawianych przez sportowców z orzełkiem na piersi. Ale czy naprawdę nic się nie stało? Reprezentacja 38 milionowego kraju, która w liczbie 218 osób pojechała, by zmagać się o zwycięstwo w 22 dyscyplinach wywalczyła 10 medali (z tego 2 złote) i znalazła się na 30 miejscu w medalowej klasyfikacji. Mimo, że tyle samo krążków przywieźliśmy z dwóch poprzednich imprez - w Pekinie (2008) i Atenach (2004), to znawcy piszą, że tak słabo nie było od wielu lat. Podobno od 56.
Warto przyjrzeć się jak radzą sobie inni. Niech przykładem stanie się reprezentacja kraju naszych bratanków – Węgrów. Węgierscy sportowcy, których do Londynu przyjechało 174 zdobyli 17 medali w tym 8 złotych, co daje im 9 pozycję w klasyfikacji medalowej. Ciekawe, prawda? Węgrzy są znakomici w kajakarstwie, pływaniu, szermierce, gimnastyce i dżudo.
Nie tak dawno pod Warszawą wybudowano wielkim nakładem środków tor kolarski w Pruszkowie. Czy to w jakikolwiek sposób wpłynęło na poprawę sytuacji w polskim kolarstwie torowym? Już wiemy, że nie. Od lat nasi wioślarze i kajakarze mogą trenować i startować na kompleksie poznańskiej Malty, a wyników w Londynie jakoś nie było. Wygląda więc na to, że oprócz tak zwanej bazy treningowej brakuje nam jeszcze czegoś. Umiejętności korzystania z tego co mamy i doskonalenia się w dyscyplinach, w których mamy długoletnie tradycje. Gdzie są wyniki polskich zapaśników, szermierzy, bokserów, ciężarowców? To są przecież sporty, które dawały nam przez całe lata wspaniałych mistrzów. Czas chyba wrócić do podstaw pracy nad odbudową polskiego sportu, zamiast szkolić się w przyśpiewkach, bo przecież „Nic się nie stało”.
Pani minister Mucha zapowiada program naprawczy. Oznajmia, że nic się nie da zrobić na Igrzyska w Rio w 2016 roku. Sugeruje, że lepiej może być za 16 lat czyli w roku 2028. No chyba, że cokolwiek się uda - zapewne przypadkiem i tylko dzięki nauczycielom wf - w roku 2020. Nie zgadzam się z tą opinią Pani minister, choć zapewne ma ona sztab doradców, wszystkowiedzących działaczy. Bo… znowu popatrzmy na Węgrów. W Pekinie, a więc cztery lata temu Węgrzy uzyskali najgorszy wynik medalowy od końca II wojny światowej. Zdobyli TYLKO 10 medali, tylko 3 złote. Okazuje się, że już po 4 latach a więc w roku 2012 znacznie poprawili swoje osiągnięcia, bo w Londynie zdobyli 17 krążków - 8 złotych, 4 srebrne i 5 brązowych.
O węgierskim sporcie w ciągu roku słychać w Polsce niewiele. Dopiero przy okazji największego sportowego święta okazuje się jak daleko nam do wyników tego skromnego 10 milionowego kraju. Dlaczego tak jest? Wystarczy pojechać na Węgry, aby zobaczyć małe miasteczka z pełnowymiarowymi basenami czy halami sportowymi. To jednak nie jest tylko to. Te wszystkie, baseny, hale i inne obiekty sportowe u naszych węgierskich przyjaciół po prostu żyją. U nas obiekty sportowe straszą pustką a niekiedy wręcz ruiną.
Uważam, że teraz czas na przegląd młodych kadr, młodzików i juniorów. Na początku należy ich odszukać. Potem poddać testom, czyli zbadać ich obecne możliwości i umiejętności. Sport wyczynowy w większości dyscyplin jest bardzo wymierny, więc następnym, krokiem powinno być porównanie ich wyników ze światową czołówką (oczywiście z zachowaniem grup wiekowych). Kolejny krok, to określenie, który zawodnik ma predyspozycje do wyczynowego uprawiania danej dyscypliny. Ci którzy zostaną w programie muszą wykazać się progresją wyników na zdefiniowanym wcześniej poziomie. Tylko w nich należy kompleksowo inwestować przez kolejna lata. Od jutra. Albo lepiej od dziś.
Może wtedy częściej niż dwa razy usłyszymy nasz hymn z dalekiego Rio.