Proszę sobie wyobrazić sytuację w szkole publicznej. Uczniowie, których rodzice dysponują większymi środkami, po trzeciej lekcji mają chemię z doktorem wyższej uczelni, matematykę z profesorem z politechniki albo inną super atrakcję naukową. Reszta idzie w tym czasie na świetlicę i odrabia zadania domowe albo zajmuje się sama sobą pod okiem nauczycielek. Skoro jest to nie do pomyślenia w publicznej szkole, to czemu ma być możliwe w publicznym przedszkolu?
Każdy wie, że edukacja przedszkolna i zakres jaki obejmuje jest niezmiernie ważny dla prawidłowego rozwoju dziecka. Spędza ono w przedszkolu kilka godzin dziennie i to właśnie tam trenuje swoje umiejętności społeczne, uczy się tego co będzie mu niezbędne w szkole i po prostu bawi się. Dlatego tak istotne jest, by wszystkie dzieci zostały objęte tą edukacją.
Od kilku dni wielu rodziców dyskutuje czy wręcz kłóci się o to jak być powinno.
Od 1 września weszły w życie nowe przepisy tzw. ustawy przedszkolnej. W myśl jej zapisów każda godzina pobytu w placówce, poza pięcioma bezpłatnymi, nie może kosztować rodziców więcej niż 1 zł. Nowelizacja ta pojawiła się w związku z protestami rodziców, - a „podstawą demokracji jest głos społeczeństwa” - którzy czuli się zmuszani do ponoszenia zbyt wysokich opłat dodatkowych lub nie było ich w ogóle na te opłaty stać, a co za tym idzie, ich dzieci nie mogły uczestniczyć w wielu oferowanych komercyjnie – choć na terenie przedszkola - zajęciach.
Przed wejściem w życie budzących sprzeciw przepisów, w przedszkolach odbywały się zajęcia, za które rodzice dzieci płacili osobno, tzw. zajęcia dodatkowe. Ich cena była bardzo konkurencyjna i wielu rodziców właśnie w przedszkolu realizowało dziecięce potrzeby i aspiracje. Zdarzały się jednak sytuacje, że przedszkolaki, które nie zostały na zajęcia dodatkowe zapisane spędzały czas w łączonych grupach z dyżurującą przy nich nauczycielką. Prowadziło to do powstawania już na tak wczesnym etapie rozwoju, podziału dzieci na te „lepsze” uczęszczające na dodatkowe zajęcia i „gorsze” pozbawione takiej możliwości, bo albo rodzicom nie odpowiadała oferta albo zwyczajnie nie było ich na nią stać. Oczywiście prowadzący zajęcia nieustannie podkreślają, że nawet jeśli dziecko nie zapłaciło to mogło brać udział w zajęciach, że „jeśli na przykład w przedszkolu tylko piętnaścioro dzieci na dwadzieścioro ma opłaconą rytmikę, pozostałe pięcioro także uczestniczy w tych warsztatach. Na podstawowych zajęciach zawsze znajduje się miejsce dla biedniejszych dzieci.” A gdyby nie zapłaciła większość, lub choćby połowa grupy? Też mogłyby brać udział? Znam bardzo wiele dzieci, które w takich zajęciach nigdy nie mogły uczestniczyć. Bo rodzice nie zapłacili właśnie.
Ideą nowych przepisów ma być zmiana tej sytuacji. Wszystkie dzieci powinny mieć zagwarantowane zajęcia w tym samym zakresie. Co więcej mają one być prowadzone przez wykwalifikowaną kadrę nauczycielską a finansowane z budżetu przedszkoli.
Tyle teoria i założenia.
Nastał wrzesień i okazało się jednak, że to nie działa a rodzice dzieci przedszkolnych są niezadowoleni. Uważam, że fantastycznie jest, gdy rodzice dbają o wszechstronny rozwój swoich dzieci. Zajęcia dodatkowe to niewątpliwie forma uzupełnienia edukacji na każdym poziomie. Trzeba jednak dobrze przemyśleć jakie zajęcia są istotne i konieczne oraz precyzyjnie dobrać je do potrzeb i predyspozycji konkretnego dziecka. Trudno bowiem przypuszczać, że wszyscy chłopcy w grupie to karatecy a dziewczynki baletnice.
W przedszkolach firmy współpracujące oferowały zajęcia (na bardzo różnym poziomie profesjonalizmu – o czym wielu rodziców mówiło, ale teraz jakby zapomnieło) -judo, jogi, baletu, tańca, ceramiki, karate, malarstwa, garncarstwa, orgiami, obsługi komputera, językowe, korekcyjne, śpiew, rytmiki, umuzykalniania, logopedyczne, psychologiczne. Wyboru zajęć dla swoich dzieci dokonywali oczywiście rodzice. Niekiedy bywały to decyzje świadome, ale czasem jednak wymuszone przez dziecko „bo koleżanka czy kolega chodzi” a niekiedy przez innych rodziców -„musisz być dobrą matką – inwestuj” lub „większość jest za”.
Wszystko działało pięknie, jednak nie uważam, że powinno być tak, aby w publicznym przedszkolu różnicować dzieci ze względu na możliwości finansowe rodziców. Proszę sobie wyobrazić sytuację w szkole publicznej. Uczniowie, których rodzice dysponują większymi środkami, po trzeciej lekcji mają chemię z doktorem wyższej uczelni, matematykę z profesorem z politechniki albo inną super atrakcję naukową. Reszta idzie w tym czasie na świetlicę i odrabia zadania domowe albo zajmuje się sama sobą pod okiem nauczycielek. Skoro jest to nie do pomyślenia w publicznej szkole, to czemu ma być możliwe w publicznym przedszkolu?
Rozumiem rozgoryczenie, a może jak podają niektóre media – wściekłość rodziców. Przecież mają prawo zapłacić za dodatkowe zajęcia jeśli mają na to ochotę i ich na to stać. Nic dziwnego w tym, że chcą inwestować w jak najlepszy rozwój swoich dzieci.
Jednak czy tak naprawdę nie chodzi o to, że niektórzy rodzice uważają, iż poziom nauczania w przedszkolach – bez zajęć dodatkowych – jest zbyt niski? Co za tym idzie nie odpowiada on ich aspiracjom. W ramach rodzicielskich protestów pojawiły się nawet głosy sugerujące, że bez zajęć dodatkowych, przedszkole „to tylko przechowalnia”. Przeciwnicy sugerują, że zmiany „dążą do tego, aby przekształcić przedszkola w ochronki, co rozwiązałoby problem braku miejsc, bo w efekcie bogatsi rodzice przeniosą swoje dzieci do placówek prywatnych”. Czy aby jednak na pewno tak jest? Przecież w przedszkolach pracują profesjonalni nauczyciele. Są to naprawdę, w ogromnej większości znakomici specjaliści i zaangażowani w swój zawód ludzie. Nawet niezadowoleni rodzice piszą wszak, że „nauczyciele w przedszkolach to na ogół ludzie, którzy poświęcili tej pracy całe życie. To nie jest zawód, który wybiera się dla zysku. To jest ich pasja, nikt nie pracuje tam z myślą, żeby zrobić na tym kokosy”. Czemu więc nagle okazuje się, że nie mogą oni prowadzić zajęć określanych do tej pory jako „dodatkowe”? Zajęć dla wszystkich dzieci.
W przedszkolu ważne są zajęcia wspomagające rozwój umysłowy, psychoruchowy i emocjonalny, istotne jest wychowanie artystyczne, zdrowotne i kształtowanie sprawności fizycznej.
Jak to przełożyć na konkret?
Oprócz oferty edukacyjnej wynikającej z podstawy programowej, w przedszkolu powinna być rytmika i umuzykalnianie, korektywa, plastyka i język angielski. Uważam to za współczesny standard. Zajęcia te (oprócz angielskiego) mogą i powinni prowadzić wykształceni na studiach kierunkowych nauczyciele przedszkola. Jeśli chodzi o zajęcia z psychologiem lub logopedą, to ponieważ mają one charakter specjalistyczny i indywidualny nie mogą być traktowane jako zajęcia dodatkowe.
Rozumiem, że część rodziców chce i może dostarczyć swoim dzieciom jeszcze więcej bodźców edukacyjnych czy rozwojowych. To świetnie. Skoro tak, to właściwiej jest zapisać dziecko na zajęcia poza przedszkolem. Wówczas można wybrać precyzyjnie to, co dzieci chcą, bez konieczności dopasowywania się do potrzeb innych. Można dokładniej rozpoznać predyspozycje dziecka i dodatkowo budować swoją relację z nim.
Rodzice mają tendencję do zawężania pola widzenia tylko do potrzeb swojego dziecka. Wspaniale, że jest ono dla nich najważniejsze. Nie powinno się jednak zapominać o innych. O ich możliwościach i uwarunkowaniach. Pamiętajmy także o tym, że program edukacji przedszkolnej jest dostosowany do możliwości większości dzieci w danym wieku. Rozszerza się i rozwija się razem z nimi. Nadmierne rozbudowywanie programu może przeciążyć dziecko i w efekcie przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.
Reasumując, przedszkole JEST miejscem edukacji, ale kluczowym staje się uzgodnienie jakie zajęcia są niezbędne do prawidłowego rozwoju dziecka w tym wieku. W tym celu niezbędne jest spotkanie rodziców i nauczycieli i wspólne dopasowanie oferty przedszkola do potrzeb dzieci i oczekiwań rodziców. Są przedszkola, które potrafiły porozumieć się z rodzicami i znaleźć rozwiązanie. Rozwiązanie najlepsze dla wszystkich dzieci. Nie tylko dla tych trochę bardziej zamożnych.