W sieci od kilku dni krąży list napisany przez absolwentki Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina w Warszawie), Wydziału Edukacji Muzycznej, specjalności Rytmika .
Jak łatwo się domyślić, dotyczy zajęć dodatkowych w przedszkolu i opisuje jak bardzo te zajęcia są ważne i rozwijające dla dzieci w wieku przedszkolnym oraz stwierdza kto i dlaczego prowadzić je może. List. Tezą listu jest stwierdzenie, że „wychowawczynie nie mogą jej /rytmiki/ uczyć w przedszkolach”.
Zaczynamy od definicji przedmiotu: „RYTMIKA - zajęcia umuzykalniające w przedszkolu, prowadzone przez profesjonalistę, pozwalają dzieciom na rozwój muzyczny, intelektualny, emocjonalny, ruchowy, estetyczny i społeczny.” /pisownia oryginalna/.
Nie ma co prawda definicji „profesjonalisty” – ale, jak wynika z dalszej części tekstu, jest nim jedynie osoba która ukończyła Wydziału Edukacji Muzycznej, specjalności Rytmika. Żaden inny absolwent AM - na przykład po wydziale wokalnym - uczyć tego nie powinien, bo, niestety, profesjonalistą nie jest.
Autorki wyjaśniają dalej, że „ideą rytmiki jest twórcze obcowanie z muzyką, realizujące się w różnych formach: ruchu, tańca, śpiewu, mowy, gry na instrumentach.” Świetnie! Niemal 100% kobiet – matek, babć i niań – i wielu ojców czy dziadków - spędzających aktywnie czas ze swoimi dziećmi realizuje DOKŁADNIE idee zajęć rytmiki. Aktywizują bowiem oni swoje dzieci w ruchu, tańcu, śpiewie, mowie i nawet w grze na instrumentach. Aż strach pomyśleć jakie spustoszenie w dziecięcych duszach czynią takie nieprofesjonalne działania.
Po szczegółowych informacjach co i jak rozwija rytmika, przechodzimy do clue listu „Dlaczego rytmiki mogą uczyć tylko wykształceni w tym kierunku nauczyciele?”
Według autorek dlatego, że ich droga zawodowa wygląda następująco: „Profesjonalny nauczyciel rytmiki rozpoczyna edukację muzyczną w szkole muzycznej I st. w wieku 7 lat, gdzie uczy się gry na fortepianie. Następnie musi ukończyć II st. szkoły muzycznej na kierunku rytmika, oznacza to, że w wieku 15 lat powinien podjąć decyzję o kształceniu się w kierunku nauczania rytmiki. Najlepsi nauczyciele rytmiki kontynuują naukę na Uniwersytecie Muzycznym (Akademii Muzycznej) również na tym samym kierunku.”
Rozumiem tym samym, że WSZYSCY nauczyciele rytmiki zatrudniani w przedszkolach przez zewnętrzne firmy to profesjonaliści, którzy od 7 roku życia zdobywają wykształcenie muzyczne a jako 15 latkowie wybrali tę a nie inną ścieżkę kariery.
Ciekawe jak się to ma do Pani Marzenki z sąsiedniego przedszkola, która od 20 lat jest „rytmiczką z zamiłowania” a więc jedynie amatorką, albo Pani Ewy z Radomia – niespełnionego muzyka samouka i byłej fantastycznej ekonomistki, albo pana Wojtka, który był nauczycielem geografii, ale nauczył się grać na keyboardzie w domu a teraz muzykuje i prowadzi zajęcia w DK i przedszkolach w swoim miasteczku.
Dowiedziałam się że „umiejętności będące podstawą rytmiki dalcroze’owskiej to: improwizacja, solfeż i plastyka ożywiona.” Fantastycznie! Szalenie mnie ten solfeż u trzy i czterolatków zafascynował. Dla niewiedzących dodam, że solfeż to nauka czytania nut głosem. To musi cudnie wyglądać szczególnie jeśli w grupie u trzylatków są i dwuipółletnie szkraby. Autorki, co prawda piszą, że „solfeż polega na słuchaniu, śpiewaniu, poruszaniu się i odczuwaniu muzyki.”
Dla mnie prywatnie znaczy to, że codziennie posługuję się solfeżem, nieświadomie jednak. Bo codziennie słucham, śpiewam (no może podśpiewuję) poruszam się i odczuwam muzykę…
Rozumiem także, że umiejętność gry na instrumencie jest potrzebna nauczycielowi rytmiki i może nawet dla niego wskazana, jednak nie wiem na pewno czy niezbędna - do czego przekonują autorki listu, pisząc, że „uczniowie rozwijają się poprzez ćwiczenia wymagające reakcji na stale zmieniający się utwór muzyczny, wykonywany na żywo przez nauczyciela” – czyli jak rozumiem, jeśli słuchają z płyty to się nie rozwijają?
Moją nauczycielką gry na pianinie w Studium Nauczycielskim (SN), które kończyłam, była Jolanta Umecka – aktorka z kultowego filmu „Nóż w wodzie”. Pracowała z nami głównie nad uwrażliwieniem na dźwięki i świetnie przygotowała do pracy z dziećmi, właśnie na rytmice. Poza lekcjami nauki gry na pianinie w SN były również zajęcia z gry na mandolinie i flecie oraz zajęcia umuzykalniające i tzw. „kultura muzyczna”. A ja i tak miałam tych zajęć mniej, bo byłam na kierunku szkolnym a nie przedszkolnym.
W dalszej części autorki piszą, że „plastyka ożywiona, inaczej ekspresja ruchu, polega na odzwierciedlaniu muzyki ruchem, zarówno improwizowanym – tworzonym na żywo, a także w zaplanowanych układach przestrzenno – ruchowych, bądź tańcach.“
Nie chcę się czepiać, ale tymi „układami przestrzenno –ruchowymi” to też chyba powinien zajmować się profesjonalista, a podążając tokiem rozumowania Pań Rytmiczek, chyba musi to być dyplomowany choreograf.
Ze swojego przedszkola oraz przedszkoli swoich synów pamiętam doskonale występy z piosenkami i tańcami ludowymi, masę piosenek dziecięcych i „układy przestrzenno-ruchowe“ które prezentowaliśmy rodzicom. Wszystkiego uczyła nas nasza pani Henia. Przedszkolanka – bo wtedy nikt nie mówił o niej nauczycielka przedszkola. Do dziś kocham muzykę, niemal każdy jej rodzaj, czuję się „uwrażliwiona“. Tak samo moi synowie, którzy też przeszli przez przedszkola pozbawione wykształconych specjalistycznie profesjonalistek z AM.
Powiecie to było dawno, dziś musi być inaczej. Dobrze, ale znam wiele przedszkoli w kraju, gdzie takie zajęcia, genialnie, z zaangażowaniem i sukcesami nadal prowadzą takie „panie Henie“ – rozkochując dzieci w muzyce i ruchu przy niej.
Kończąc swój list absolwentki kierunku rytmiki piszą: „nabycie wyżej wymienionych umiejętności jest niemożliwe do osiągnięcia nawet przez najlepiej wykształconych nauczycieli przedszkolnych, nie mających wielostopniowej edukacji muzycznej.”
Czy aby na pewno? Studentki pedagogiki przedszkolnej mają w toku swoich studiów, bardzo dużo okołomuzycznych zajęć specjalistycznych, ktore powodują, że stają sie profesjonalistkami.
Po lekturze omawianego listu przypominają mi się rozmowy z nauczycielami, którzy zawsze uważają, że ich przedmiot jest najważniejszy. A oni nauczą go najlepiej. Jak nikt inny.
Na zakończenie dodam, że nie jestem w żadnym stopniu przeciwna zdobywaniu zawodu swoich marzeń przez panie rytmiczki. Wspaniałe są założenie kierunku który od tak wielu lat zgłębiają i studiują. Ale nie wolno umniejszać wartości pracy innych.