Co jakiś czas media i politycy wrzucają do niekontrolowanej dyskusji w przestrzeni publicznej, gorący społecznie temat dotyczący „odbierania dzieci za biedę”.
„Co piąte dziecko w Polsce jest odbierane wyłącznie z powodów socjalnych tzn. biedy w rodzinie. I są to oficjalne dane rządowe.” - powiedziała ostatnio w wywiadzie dla Rzeczpospolitej pewna pani występująca w obronie rodziców.
Ciekawa jestem źródła tych danych, bo ja dysponuję zupełnie innymi. Moje pochodzą z Ministerstwa Sprawiedliwości i BRPD.
Dowiadujemy się więc, że samotnej, bezrobotnej matce, która kocha swoje dzieci, złe państwo te dzieci zabrało. Czytamy o rodzicach, którzy robią „wszystko dla dzieci”, a jakiś bezduszny sąd im te dzieci odbiera. Że to sąsiedzi się uwzięli, albo szkoła doniosła, a „dzieciak tylko raz śniadania nie miał a mąż to pije, ale nie zawsze”.
Komentarze sprowadzają się do demagogii i populizmu. Wiadomo „Wina Tuska”.
Przeświadczenie, że odbiera się rodzicom dzieci z powodu biedy, wynika głownie z faktu, że prawdziwe powody przejęcia opieki nad dzieckiem przez państwo, nie mają z biedą nic wspólnego. Te informacje są bowiem niejawne. Ich opublikowanie mogłoby zaszkodzić przede wszystkim dziecku. O tym jednak nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć ci, którzy widzą jedynie biurokratycznych sędziów i urzędników, zawistnych sąsiadów i nieudolnych opiekunów społecznych. Szczególnie ci ostatni uważani są za darmozjadów.
Mam śmiałość stwierdzić, że w Polsce nie ma praktyki odbierania dzieci za biedę. Jeśli taki przypadek ma miejsce to jest odosobniony, szczegółowo badany i wyjaśniany.
Rozumiem, że w wielu rodzinach, - z których dzieci „za biedę” trafiają do placówek, przemoc i zaniedbania na wielu płaszczyznach, wpisane są w codzienność, traktowane jako norma.
W związku z tym, gdy potem w orzeczeniu sądu czytają: „Wśród dzieci powielany jest wzorzec przemocowego rozwiązywania problemów z innymi osobami. Nastoletnia córka urodziła dziecko, a obecnie jest w związku, w którym ojciec dziecka stosuje przemoc. Niepełnoletni synowie nadużywają alkoholu, a po jego spożyciu są agresywni. W ośrodku są za stosowanie przemocy wobec innych.
Matka dzieci od wielu lat funkcjonuje w związku z osoba uzależnioną od alkoholu oraz doświadcza przemocy ze strony partnera. Wszystkie dzieci wykazują cechy ofiar przemocy w rodzinie. Zachowanie matki jest determinowane m.in. przed długoletni schemat funkcjonowania w rodzinie przemocowej. W zaleceniach biegłych istnieje konieczność podjęcia terapii przez matkę. Matka odmawia. Dzieci nie mają zastrzeżeń do pracowników placówki i chcą pozostać razem w placówce, bo tam czują się bezpiecznie. Nie chcą również jechać do matki, ponieważ podają, że w placówce nikt na nich nie krzyczy.” – to są zdumieni.
Przecież „tak żyją wszyscy znajomi, klaps to nie bicie, a mąż po robocie musi się napić”.
Ci, którzy mówią, że „co piąte dziecko jest odbierane za biedę” – powołują się na informację opublikowaną przez resort MPiPS zebraną w ośrodkach pomocy społecznej. Podana w nim liczba 1827 dzieci w 2012 roku, nie dotyczy przypadków biedy. Ubóstwo rodziców było zaledwie jedną z przesłanek składanych do sądu wniosków o zabezpieczenie dzieci.
Oprócz alkoholu, zaniedbań, przemocy, niezaradności życiowej dorosłych powołujących dzieci na świat.
Jeśli dokładnie chcemy przyjrzeć się powodom, umieszczania dzieci w placówkach warto zapoznać się z dokumentami Ministerstwa Sprawiedliwości. To one pokazuję prawdziwe wyniki spraw. Nie powody dla których sprawy trafiały do sądów a wyroki i niejednokrotnie ich uzasadnienia.
Na posiedzeniu Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Sejmu RP z dnia 20 listopada 2013 roku mówił o tym podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Wojciech Hajduk:
„Z powodu skrajnego ubóstwa odebrano 8 dzieci, z tego 2 na wniosek rodziców. Zatem sądowych ingerencji spowodowanych ubóstwem rodziny od początku 2012 r. było sześć”. Każde z takich wydarzeń należy traktować jako porażkę systemu. Wszystkie te przypadki kontrolowane są obecnie są przez Biuro Rzecznika Praw Dziecka, w dwóch z nich dzieci wróciły już do rodziców.
Oczywiście uważam, że rodzinom, które borykają się z tymczasowym brakiem pracy, a co za tym idzie środków na utrzymanie czy z problemami lokalowymi, należy pomagać. Należy otoczyć je odpowiednia opieką i wskazywać środki i metody wychowywania dzieci i radzenia sobie w życiu.
Zgodnie z ustawą takie zadanie powierzono asystentom rodzinnym.
Gminy w całej Polsce organizują programy wsparcia dla rodzin, w tym warsztaty kompetencji wychowawczych. Sama często pracuję z takimi rodzinami.
Niestety czasem rodzice, którzy obiektywnie powinni się edukować i podnosić swoje umiejętności wychowawcze nie chcą w takich zajęciach uczestniczyć.
Chcą jednak dostawać pieniądze.
Czasem ci rodzice nie robią nic, by poprawić swoją sytuację, oczekują jedynie doraźnego wsparcia. Rozwiązania systemowe, które na trwałe mogłyby poprawić ich sytuację, są przez nich odrzucane. Niekiedy mam wrażenie, że niektorym po prostu nie zależy. Uważają, że dziecko jest ich właśnością. Nie muszą sie więc starać.
Powinno się tymi ludźmi wstrząsnąć - dla dobra ich samych i przede wszystkim ich dzieci - i powiedzieć, jeśli nie zmienią podejścia do życia to mogą stracić prawo opieki nad nimi.
Wiem, że to ostateczność, ale nie godzę się na to, że w części polskich domów dzieci traktuje są po prostu źle.
I nie ma to nic wspólnego z biedą.