
9 sierpnia podczas konferencji prasowej w Białym Domu prezydent Barack Obama skomentował gorący ostatnio temat inwigilacji obywateli i odniósł się do zarzutów stawianych amerykańskiemu rządowi. Owszem, zadeklarował poparcie dla wysiłków zmierzających do reorganizacji procedur tajnego sądu, który wydaje zezwolenia na inwigilację. Ujawnił także rządową analizę prawną dotyczącą zebranej bazy telefonów obywateli oraz zobowiązał się do wprowadzenia większej przejrzystości pracy Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Potrzebujemy jednak zdecydowanie więcej niż tylko „dokręcenia śruby”, jak to ujął Obama.
Co do stosowania programów badających zawartość naszej wirtualnej komunikacji, tłumaczenie amerykańskiego rządu jest jeszcze ciekawsze – programy te przeszukują tylko rozmowy, co do których pracownicy NSA mają „uzasadnione podejrzenie” – 51% pewności, że są prowadzone z „osobami spoza Stanów Zjednoczonych”. Marne pocieszenie dla tych, którzy mieszkają poza granicami Stanów Zjednoczonych.
Rząd amerykański sprowadza zatem wyjaśnienie swoich działań do stwierdzenia „zaufajcie nam”.
